Autor: Susan Ee
Tłumaczenie: Jacek Konieczny
Wydawnictwo: Wydawnictwo Young
Data polskiego wydania: 26 marca 2025
Data oryginalnego wydania: 12 maja 2015
Cykl / seria: Angelfall (tom 3)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 344
Wersja: papierowa, pożyczona
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383716732
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Susan Ee to niewątpliwie au(ć)torka znana z tylogii Angelfall. Trylogii, która latała po pokoju aż miło, i była jak banda Renif... OBSERWATORÓW z tego tomu, co są jak obskubane kurczaki z połamanymi, wyszarpanymi piórami - ALE WCIĄŻ LATAJĄ! Kretynizm goni kretynizm, ilość faceplamów na stronę brzmiał jak oklaski w pewnym utworze Piotra Rubika - a ja zastanawiałam się, dlaczego takie cieniutkie coś czytam dwa tygodnie i przechodzę katusze, ku, oczywiście, uciesze najlepszej ekipy towarzyszącej, czyli karczmianego discorda. Penpredatokretynka kiślu w majtkach ma tyle, że wypełni wannę na raz, Rafałek jest adonisem, a Belial dostaje najbardziej kretyńską scenę, jaka mogła być. Gotowi? Bo ja nie, więc króciutko, ale i tak, zapraszam!
_________________________________________________________
APOKALIPSA NADCIĄGA! JUŻ PUKA DO MYCH DRZWI! O APOKALIPSO PROSZĘ, ROZGOŚC SIĘ WYGOOOOOODNIE... - można by śmiało wyć do mikrofonu. I to będzie miało więcej sensu i logiki, niż to, co przeczytałam w tej książce. Penpredatokretynka biega, lata, skacze, walczy i ogólnie jest heroiną, jakiej nie oczekiwaliśmy a jaką dostaliśmy. Karuzela śmiechu rozkręca się od momentu, kiedy pojawiają się na Wyspie Anioła (wyspie za Alcatraz), wraz z Rafałem-adonisem o demonicznych skrzydłach ze sztyletami, i Peige, która na szarańczakach sobie lata. Tam się na tej wyspie chowają wraz z wykończonym Belialem, chowają się w kremowym wiktoriańskim domku, który naprawdę jest żółty i jest muzeum, ale przecież hej! można w nim spać. Dlatego Penpredatorynka zakłada koszulkę, która sięga jej do końca żeber (mhm) i prujące się bokserki, nitka których wije się wokół jej uda. Uwodzi przez to Rafała, który kładzie się z nią do łóżka i tu następuje bardzo przerażająca scena, w której Penpredatokretynka dochodzi do wniosku, że 18 lat zaraz jej stuknie, a ona jest DZIEWICĄ, więc świetnym pomysłem będzie pieczenie keksu z archaniołem (co z tego, że ma demoniczne skrzydła, ale hej! wciąż wygląda jak adonisowe ciasteczko!), więc najpierw jego ręką maca sobie pierś (dobrze czytacie), a później wchodzą w wymianę śliny i ślimaków, po czym Rafałek uważa, że nie prześpi się z nią i zwiewa, a nasza heroina jest obrażona śmiertelnie, bo przecież ONA TYLKO CHCIAŁA SIĘ PRZESPAĆ Z RAFAŁEM. Później odkrywa, że Belial jej wchodzi w sny (suche, bez kiślu), dowiaduje się 'prawdy o Rafale" i o żonach Upadłych aniołów, poznaje Otchłań. Gdzieś w międzyczasie wracają do obozu ruchu oporu, ale z niego wychodzą, bo jest fuj, dużo ludzi i śmierdzi, więc to super pomysł, by ruszyć do Gniazda. Tam jest świadkiem przygotowań do wyborów na Posłańca, zabija anioła, przez to syskuje tytuł Zabójcy Aniołów, anioły tworzą na nią obławę. W miedzyczasie wraca do matki i siostry, do której ich szalona matka sprowadza Wyznawców Kultów prześcieradłach (bo dzięki temu łatwiej posprzątać szczątki i resztki), żeby Peige sobie ludziny pojadła. oczywiście, Penpredatokretynka się nie zgadza, staje się celem kultu, znów trafia do Gniazda Aniołów, gdzie ją ratuje Rafał, znów mamy kisiel, uciekają z Gniazda Aniołów, Penpredatorynka jest świadkiem wskrzeszenia umarłych, po czym wykorzystuje Beliala i wkracza do Otchłani wraz z Rafałem (i większą dawką kiślu), żeby odzyskać Obserwatorów, którzy prezentują się jak banda idiotycznych Reniferów z równie kretyńskimi imionami: Burza, Jastrząb, Szybki, Duży i Mały B, etc. oczywiście są adonisowej postury, mimo, że ich skrzydła są totalnie połamane, obskubane i w ogóle fuj. Ale Obserwatorzy zgadzają się wracać z Rafałem, choć w międzyczasie w Otchłani przeżywają dziwne przygody, zgadzają się, że Penpredatorkretynka ma kisiel w majtach na widok Rafała, Rafał dostaje zasuszony owoc od Władcy Otchłani i wracają na ziemię. Tam orientują się, że Belila jednak umiera (ta scena była kretyńska), więc ruszają do ruchu oporu, ale tam dowódca ludzkości też umiera i mianuje Penpredatorkretynkę na dowódce i obrońce ludzkości. Więc nasza heroina postanawia nadać PRZEZ LAPTOPY I KOMÓRKI wiadomość, gdzie ludzie mają się udać a gdzie anioły (takie posłuszne są!), i ruszają na Bay Bridge, gdzie odbywa się wielka bitwa, ludzkość rozrywa Uriela, sześciopaki aka lewiatany, bo na czołach mają wytatuowane 666 (nie pytajcie...) robią cuda i wianki, Peige okazuje się królową szarańczaków, a Rafał oddaje swoje anielskie skrzydła w zamian za skrzydła Beliala, żeby móc żyć długo i szczęśliwie z Penpredatokretynką na farmie, paść świnie i jeśc złote ananasy...
UFFFF.
Serio, myśleliście, że tak się to wszystko skończy? No... Nie. Bo takiego nagromadzenia kretynizmu to ja się spodziewałam, ale nawet mnie to przerosło, dlatego, zamiast grzecznie się rozejść i udawać, że nie stało się nic, zwykle robiłam o tak:
Jeśli ktoś mnie zapyta, co poszło nie tak, odpowiem, że wszystko. Już na etapie pisania oryginalnego tekstu. Autorka kompletnie nie wiedział co i jak pisze, o czym pisze, więc tworzyła bzdury totalne. od rekinów ludojadów w lodowatych wodach, przez pogodę, która październikowo-listopadowa nagle staje się majową, aż po wydarzeniach i określeniach kończąc. Ani razu nie wierzyłam, że główna postać może być tak "genialna" i wszyscy mężczyźni się w niej niemal od razu zakochują. Wróć, anioły. Bo przecież anioły to jej do stóp padają, bo jest taka seksowna i w ogóle. Śpi z mieczem na plecach, ale na biodrze, na widok Rafała ma kisiel w majtkach, ale staje się idealnym przywódcą ludzkości. Walkę z aniołami wygrywa tak o, bo przecież ludzkość może bez problemu rozszarpać ARCHANIOŁA URIELA (czy tam anioła) i w końcu żyć długo i szczęśliwie.
Usiłuję zrozumieć, co w tej pozycji jest TAK SUPER, że się wszyscy tym zachwycają, kiedy ja siedziałam i zaznaczałam błędy, nielogiczności i kretynizmy, wynikające nie tylko z faktu, że ta książka nie miała korekty i redakcji na poziomie wydawania jako oryginał, ale i w polskiej wersji językowej wyraźnie tego zabrakło. Mięśnie lśniące w miejscu, gdzie nie ma skóry, rekiny ludojady czy "APOKALIPSA POPRZEDZAJĄCA Dzień Sądu Ostatecznego", to przecież pikuś. Wyraźnie widać, że tłumaczenie, korekta i redakcja zrobione były kompletnie bezmyślnie, wręcz uwłaczając czytelnikowi i przedstawiając mu zdania zbudowane kretyńsko. Odrobina chciejstwa i można by to napisać po polsku lepiej i logiczniej niż choćby "rozpostarte skrzydła uderzają rytmicznie na tle wschodzącego słońca" albo "Białe Pasemko (taki złol) wpatruje się w Raffego wzrokiem szaleńca. Kim był w Świecie przed? Seryjnym mordercą? Cały się stroszy." - nie, stroszyć to można piórka, a on może się puszyć albo prezentować! Takich kwiatków było znacznie zresztą więcej...
No i wydarzenia. Chaotyczne, nielogiczne, głupie. Myślałam, ze orła wywinę, jak przeczytałam scenę śmierci Beliala jak i Abiego. Czy ktoś to przemyślał? Czy ktoś w ogóle przedyskutował, czy tak się da? Nic się tu nie klei, kompletnie, nic nie ma sensu, a Penpredatokretynka wspina się na wyżyny swojego tytułu kretynki. Ale najbardziej piałam na fakcie, ze Obserwatorzy mają POŁAMANE i TOTALNIE ZNISZCZONE SKRZYDŁA, ale mogą latać. Jak te kurczaki na rosół? Chyba tak. Autorka próbuje serwować sceny rodem z koszmaru i horroru, ale wychodzą... słabo. Jeżące się szwy na szyi albo głowy pełne zębów na końcu bicza... no, większym koszmarem byłoby wyciskanie pryszcza. Takiego solidnego. Bo to, co tu widziałam, było... No nie. Po prostu słabe i nijakie.
A, jeszcze sześciopaki! Sześciopaki, czyli LEWIATANY. Mityczne biblijne bestie, które tu mają niewiadomo jakie ciało, chyba zmutowanych ryb o 7 głowach, z czego sześć żyje i każda na czole ma wytatuowaną 6 (stąd sześciopak), a 7 głowa, ludzka, leży na barkach poprzednich głów martwa. Tak, głowy mają barki... GŁOWY. Same. Tak samo jak był atak samych zębów i włosów... Czy możemy skończyć ten festiwal żenady...?
Postacie? Nie istnieją. Są, by być, ale w zasadzie tyle, wypełniają kartki swoją obecnością. Anioły są adonisowej budowy, są piękne i kretyńskie, ludzie dzielą się na mięśniaków z mózgiem orzeszka, albo chudzielcami, którzy oddadzą koleżankę swojej córki w opiekę innych... Peige sprowadzona jest do roli joysticka dla szarańczaków, zwariowana matka pojawia się wówczas, gdy jest niezbędna, podobnie jak bliźniaki Dee i Dum. O głupocie aniołów czy randomowych postaci się nie wypowiem nawet (choć przed oczami mam scenę śmierci Abiego i rozpacz DOROSŁYCH ŻOŁNIERZY, że nie ma kto nimi kierować). i w tym wszystkim to 17latka kreowana jest na mistrzynię przetrwania, panią życia i śmierci, geniusza walk i w ogóle, och ach, geniuszkę. No zajebistość ocieka Penpredatokretynką a nie odwrotnie... No i romans. Romans między Penryn a Rafałem. Serio!? Toż to było tak kretyńskie, że aż mnie skręcało.
Na szczęście ekipa Karczmy miała ze mnie ubaw. Choć ona... bo logika.... i moje szare komórki...
To by było na tyle, co się z nimi stało.
W całokształcie? To nie byłaby zła młodzieżówka, gdyby ją przemyśleć. Albo zostawić tam, gdzie powstała, czyli w 2013-2015 roku, bez wznowienia i liczenia, że znów takie antyutopie będą modne. No niestety, ale tu był wyraźnie odgrzany kotlet, z absurdalnymi rozwiązaniami fabularnymi, dziurami i urwanymi pomysłami, bo tak jest wygodniej. I choć ja rozumiem, że cofamy się do epoki kamienia łupanego, jak chodzi o poziom aktualnie wydawanych książek (patrz. moje ULUBIENE wydawnictwo), to jednak mam prawo oczekiwać, że ktoś do tego przysiądzie, zredaguje, skorektoruje, i choć odrobinę wygładzi, bez puszczania słowo w słowo zgodnie z oryginałem...
A, właśnie! W cenie 55 złotych, poza barwionymi brzegami w piórka, oczekiwałabym LEPSZEJ JAKOŚCI zdobień na okładce. Bo na ten moment złocenia są tylko wspomnieniem na samej górze, w zdjęciu okładki. Wytarte, czarne plamy wyglądają po prostu bardzo, ale to bardzo słabo, również jakość klejenia książki zostawia sporo do życzenia...
Nie. Nie polecam. Zdecydowanie. Chyba, ze szukacie kretyńskiej młodzieżówki, w której kretyństwo pogania idiotyzm, a wy po prostu czujecie się wybitnie niekomfortowo, czytając o tym, jak wyglądała "apokalipsa"...
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz