Gwiazdek: 6/6
Autor: Olga GromykoTłumaczenie: Marina Makarevskaya
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data polskiego wydania: 25 czerwca 2010 / 30 września 2010
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Kroniki Belorskie (tom 2.1/2.2) / Obca Krew
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 288 / 264
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788375741872 / 9788375741919
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Kroniki Belorskie (tom 2.1/2.2) / Obca Krew
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 288 / 264
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788375741872 / 9788375741919
Język: polski
Cena z okładki: 31,00 zł
Tytuł oryginalny: Ведьма-хранительница
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Cena z okładki: 31,00 zł
Tytuł oryginalny: Ведьма-хранительница
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Wybitnie udana kontynuacja, choć trafiła na moje słabsze chwile czytelnicze, więc jakoś się strasznie męczyłam, czytając po kilka-kilkanaście stron. I pewnie też dlatego znów poślizgi i opóźnienia, dlatego pojawiam się cała na biało tak późno - ale to możliwe, że sałatka poświątecznie mi zalega. Nie wiem, wybitnie zły czas czytelniczy mnie dopadł, choć Wolhę - kocham całym swoim serduszkiem i jej przygody swego czasu znałam na pamięć. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i w końcu udało się mi przeczytać obie części (przypominam, w późniejszej wersji Papierowego Księżyca jest wydanie jednotomowe, i z chyba ładniejszą Wolhą na okładce), ale... No cóż mi rzecz. Przygód co nie miara, mamy zaglądanie do starych znajomych, mamy spotkanie nowych przyjaciół, duchy, udajce, bagna, i cała masa różnych, wesołych dziwów i czarów. Było warto! krótko, bo majówka za pasem, więc... Zapraszam!
_________________________________________________________
Wolha przystępuje do egzaminów końcowych na akademii. I oczywiście, jak to w takich wypadkach bywa, nic nie może iść tak łatwo, jakby należało. Nasza wiedźma nie tylko kończy z wynikiem koncertowym (a jakżeby inaczej), to na dokładkę, dostaje wakat na dworze królewskim. To tyle, jak o bal absolwentów chodzi! Wolha jednak nie takie problemy rozwiązywała, i choć kusi ją Dogewa, to jednak musi pojawić się na królewskim dworze. Wiedźma jak to wiedźma, pojawia się w pełnej krasie - scena ta absolutnie mnie rozbroiła, i zdrowo parsknęłam, po czym, w równie pełnej krasie, ucieka. Król nie wyciąga konsekwencji, Mistrz raczej też nie, o ile nasza wiedźma ucieknie w miarę szybko, więc wystarczy wyciągnąć mapę Belorii i... do boju. Wraz z naszą wiedźmą zatrzymamy się u znajomego zielarza, pozwiedzamy ruiny, zaprzyjaźnimy się z pewną "córką wieśniaka, co to marzy o dołączeniu do wojska" i wraz z jednym wampirem podebatujemy o sztucznych brodach i dobroczynnym wpływie moli na nie. W międzyczasie wychodzi na jaw, że Len ruszył do Arlissu, a tam... cóż. Źle się dzieje. Źle i to bardzo. Len po drodze umiera, wampiry zostają podrobione, Wolha przekonuje się, że została przypadkiem... Opiekunką i ma do wykonania zadanie, które może ją przerosnąć. Dzieje się, naprawdę wiele się dzieje, ale nasza rudowłosa wiedźma - jak to ona - jest w stanie zrobić naprawdę wiele, byle tylko uratować przyjaciół!
Akcji jest dużo i jak zawsze, z przytupem. Autorka nie żałuje nam przygód, Wolha od pierwszych stron rzucona zostaje niemalże na pożarcie, najpierw Mistrzom w Akademii, potem na dwór króla, a na sam koniec przygodzie, i z radością kręci się to tu, to tam, poznając nie tylko atrakcje turystyczne swojego kraju, ale i zadzierzgając nowe przyjaźnie. I to nie byle jakie, bo i ze smoczycą - przy okazji rozwiązując zagadkę znikających drobnych skarbów, a to z wampirem, którego poczucie humoru względem chłopskiej córki jest zdecydowanie zabójcze, i to z samą właśnie chłopską córką, która mocno dziwnie krąży wokół tematu swojej chłopskości. Dorzućmy do tego problemy z wampirzą władczynią, z podmieńcami, którzy bardzo chcą naszą trójkę zabić... oj się dzieje!
Pani Gromyko, jak i jej tłumaczenie, jak zawsze nie zawodzi. Akcja wręcz płynie, humor jest niewymuszony i lekki, i bawiłam się naprawdę świetnie, choć nie będę ukrywać, że miałam jakiś wybitny zastój czytelniczy i mimo lekkości i lektury drogi - bo była to książka drogi - jakoś nie potrafiłam skupić sie na lekturze. Ciągle coś nie rozpraszało, ciągle coś stawało mi na drodze. Akcja była lekka, niewymuszona, dość zabawna, ale... ale, coś mi nie "kliknęło", coś mnie powstrzymało przed pełnią zachwytu. Nie wiem, co to było do końca, nie będę wnikać, ale nie mniej, nadal polecam, bo jednak, w całokształcie, historia była naprawdę zabawna i składna. Bawiła, była lekka, przyjemna i miała sens, a do tego była całkiem logiczna.
Postacie, jak w przypadku pani Gromyko, napisane były całkiem zgrabnie. Wiarygodnie i lekko, przyjemnie. Choć wiadomo, że coś się za nimi kryje, ich historie po prostu bawią, ciekawią i nie nużą. Autorka zadbała nawet, by Orsana mówiła z absurdalnie innym akcentem, który choć trudny do zrozumienia, daje się zrozumieć - przy odrobinie dobrej woli, a dla fanów języków wschodnich z pewnością będzie to nie lada gratka, by dojść, co było inspiracją stojącą za mową złotowłosej wojowniczki...
W całokształcie - Wiedźma: Opiekunka to kawał bardzo fajnej fantastyki, po którą sięgnąć warto, a nawet trzeba, jeśli szuka się lekkiej, rozrywkowej fantastyki, w której nie ma absurdalnych postaci, wszechobecnych romansów i keksu, za to jest przygoda, przyjaźń, nieco sekretów i po prostu naprawdę fajnie napisany świat z dawką mitologii, którą niby jest tu nasza, słowiańska, ale jednak z zaskakującymi twistami i rewelacyjnym, lekkim piórem.
Osobiście, bardzo polecam. Choć, jak sami widzicie, pióro mi nie siedzi, wena ucieka... idę się wygrzewać na słońcu i czytać, bo majówka za pasem, a Was wszystkich zachęcam do czytania!
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz