poniedziałek, 5 maja 2025

40/2025 - Artur Szyndler, Kryształy Czasu. Labirynt Śmierci, część 1


Gwiazdek: 1

AutorArtur Szyndler
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Paladynat
Data polskiego wydania: 10 października 2014
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Kryształy Czasu: Saga o Katanie (tom 1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 720
Wersja: cyfrowa
Oprawa: -
ISBN: 9788364966002
Język: polski
Cena z okładki: 34,90 zł
Tytuł oryginalny: -

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Są takie książki, po które strach sięgać, bo po prostu, nie powinny wychodzić poza pewien schemat, poza pewne utarte i istniejące już kwestie. W przypadku tym konkretnym, nie powinno się wychodzić poza podręcznik RPG, ba! nie powinno się nawet sugerować autorowi możliwości pisania książki, na podstawie swojego systemu, bo o ile ten nawet potrafił sklecić całkiem nieźle, tak książka, w dodatku tak potężna... Nie była czymś, co miało rację bytu. Nie, i kurtyna. Bo kiedy książka jest tak zła, że nawet ja wymiękam na 4 rozdziale, to... coś już raczej znaczy. I to nie byle co! 

Z dedykacją z Tuka i Krejwena. Wy wiecie za co ;) Zapraszam!

_________________________________________________________

Zaczyna się absurdalnie. Mamy sobie orczycę, która rodzi, i uderza się w brzuch. Przy okazji zjada swojego męża. W międzyczasie dowiadujemy się, że ta orczyca wyruszyła z innymi do jakiejś jaskini, bo ich poprzednia jaskinia była przepełniona, więc czas było najwyższy się wyprowadzić, i te orki to mają super duper echolokacje w głowie i czują dokładnie to samo wszystkie, czyli euforię i strach, i w walce to im się świetnie przydaje, trafiają do magicznej jaskini, która się zamyka, tam atakuje ich bazyliszek, którego zjadają, ale to nie wystarcza na długo, więc ostatecznie samica zjada swojego partnera, a potem rodzi orczątko, które wychodzi jej przez brzuch, wcześniej zjadając ją przez brzuch. W kolejnych scenach mamy elfki spadające z trzeciego piętra, które przypominają Pocahontas, którym coś nie wychodzi, skręcają se kostki, ale ukrywają się w wozach krasnoludów chrapiących z otwartymi oczyma, i wcześniej w rękach miały kogoś, ale ten ktoś podczas wyskakiwania z trzeciego piętra skręcił sobie kark, więc się nie przyda więcej, i strażników, którzy mają jedną kuszę, ale jest ich ponad trzydziestu, i wszystko to obserwują niewidzialni bogowie, i przecież wcale nie jest dziwne, że nagle zaatakują tu nagle ludzie o głowach węży, którzy wbiją się przez usta do gardła i wpuszczą jad najniebezpieczniejszy na świecie.... 

STOP. STOP! STOOOOOOP!



Dziękuję.

Serio, kiedy czytałam tą książkę, to co chwila miałam w głowie takie wielkie syreny ostrzegawcze, żeby się dziesięć razy zastanowić, czy aby na pewno jestem gotowa czytać dalej. Czy chcę czytać dalej. Czy w ogóle POWINNAM czytać dalej. Bo im dalej w las, tym więcej było dziwacznych i absurdalnych scen, sytuacji, zdań, wydarzeń, działań i rzeczy, które sprawiały, że zatrzymywałam się, czytałam konkretne zdanie po kilka razy i... nadal go nie rozumiałam! Mój mózg stawał okoniem, mówił "le nope" i kazał sobie czytać to jeszcze raz, na głos, sylabizując, potem składając słowa, ze słów zdania, i nadal, w koło Macieju, wychodziły mi jakieś absurdalne koszmarki.

Budowa świata leży i kwiczy, jest totalnie absurdalna i w zasadzie jej nie ma. Tak samo jak nie ma tu korekty i redakcji, nie ma też absolutnie i zupełnie logiki, która popatrzyła sobie na tekst, jaki w "Labiryncie Śmierci" się pojawił, krzyknęła przeraźliwie - po czym uciekła w podskokach, najwyraźniej nie zamierzając mieć nic wspólnego z tym czymś. No niestety, ale autor zdecydowanie nie powinien ruszać niczego bardziej rozbudowanego ponad podręczniki RPG. Fabuła klejona na srebrną taśmę i to, co akurat przyszło mu do głowy, bez większego przemyślenia sobie, czy aby na pewno ma to sens i powinno się tu znaleźć. Powiedziałabym, że to takie przypadkowe rzucenie kością do gry RPG, i sprawdzenie, co wyszło, byle tylko napisać.

Moje pierwsze podejście do czytania tego koszmarka zakończyło się masą parsknięć, ucieczką mózgu przez nos i faktem, że nagle brwi zjechały na potylicę, bo po prostu nie dowierzałam w ilość absurdów i głupot, jakie autor potrafił zmieścić w swoich pomysłach. Stwierdzić, że "brak tu warsztatu" to bardzo duże i uprzejme niedopowiedzenie - tu warsztatu nie ma wcale. Wszystko tu leży i kwili, już pierwszy tom "Achai" był bardziej przemyślany i lepiej skonstruowany, niż ten potworek. Nic się tu nie trzyma kupy i logiki, a jeśli plotki o autorze są prawdą (w głównej mierze te o tym, że na turniejach RPG potrafi dodać albo odjąć punkty), no to... no. Pozdrawiam.

Postaci tu nie ma wcale. Znaczy są, ale tylko na zasadzie nakreślonych kilkoma literkami stereotypów. Wielki, zły, piękna, groźny, epicka. Nawet, jak się wysilam, to nie potrafię przywołać z pamięci żadnego imienia, żadnego konkretnego opisu, nic. Zlepek imion, zlepek przypadkowych opisów (spadała w dół, a jej włosy leciały w górę?), także, pozdrawiam, tu byłam. Naprawdę, to nie świadczy dobrze o autorze, bo choć bardzo się starałam, to... Nie. No nie.

W całokształcie, doszłam do "Kryształów Czasu. Labiryntu Śmierci"... przepraszam, piątego rozdziału. I chciałam sobie wydrapać oczy. I wówczas coś mnie tknęło i trafiłam na coś, co podobno było stopką redakcyjną, i uwaga! Znalazłam redakcję i korektę. Redakcją, jak się domyślam, była żona autora, korektą zaś... bliżej nieznana mi pani Hanna Opala. I to wszystko pod egidą Legimi... 🙈 Ja nie mam więcej pytań.

Jeśli macie wolne 30-kilka złotych i absolutną, dramatyczną chęć i potrzebę, by wyparować sobie szare komórki na naprawdę BARDZO ZŁEJ książce fantasy, która w swej głupocie prawdopodobnie przebija nawet Goratha (a to już sztuka!), to zdecydowanie polecam. Ta książka zniszczy wam resztki logiki, godności i wszystkiego, co tylko jeszcze w sobie macie, i nie zostawi was z niczym poza śliną ściekającą z kącika warg i pragnieniem, by kolejna książka naprawiła krzywdy zadane tym złem. A ponieważ Kagi jest takim masochistą, to cóż. Ktoś musi sobie zadawać ból, prawda...? ;)


A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz