KiB w sieci

wtorek, 2 maja 2017

90. Elita - Kiera Cass

Kocich łapek: 5
czytałam: 1 dzień

autor:
tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
wydawnictwo:  Jaguar
wydanie: 21 maja 2014
cykl: Selekcja (tom 2)
gatunek: fantastyka/młodzieżowa/antyutopia
stron: 328
wersja: papierowa/pożyczona + e-book/posiadam
oprawa: miękka/lakierowana
ISBN: 9788376862453
cena z okładki: 37,90 zł
tytuł oryginalny: The Elite



 Drugi tom "Rywalek". Do pałacu przybyło trzydzieści pięć dziewcząt. Teraz zostało ich tylko sześć. Ami i książę Maxon stają się sobie coraz bliżsi, jednak dziewczyna wciąż pamięta o Aspenie, chłopaku, którego darzyła szczerą miłością jeszcze zanim trafiła do pałacu.Tak, dobrze czytacie. America Singer, "Piątka" zdeklasowała większość rywalek i trafiła do półfinału - teraz musi wysilać cały swój spryt, by wygrać...

 Stało się. America wygrała los na loterii, trafiła do pałacu wraz z 34 innymi kandydatkami na żonę księcia. Po dość niefortunnych próbach poznawczych, w końcu powoli się do niego zbliża - co więcej, trafia do półfinałowej szóstki dziewcząt. Rywalizacja staje się jeszcze bardziej zaciekła niż do tej pory. Ami w końcu zaczyna sobie uświadamiać, że czuje coś do Maxona, ale czy to wystarczy? Żeby było weselej, na jej drodze znów staje Aspen, teraz jako gwardzista królewski. Co więcej, dziewczęta zostają wrzucone w wir rywalizacji, uświadamiają sobie, jak poważna jest stawka... i zaczynają walczyć, korzystając z każdej okazji, jaka się tylko przytrafi. Jednocześnie jednak powoli poznajemy rodzinę królewską i przyglądamy się, jak America odnajduje się w pałacu. A jak się odnajduje...? Różnie. 



  Tyle tytułem wstępu, bo - uczciwie mówiąc, nie ma tu wiele do powiedzenia. Grono jest węższe, sytuacje są trudniejsze, Maxon zaczyna zaś działać mi na nerwy w równym, jeśli nie większym stopniu jak Aspen. Jedyną bronią tej części w zasadzie jest więcej akcji, więcej dynamizmu i różnego rodzaju scenek rodzajowych. W bonusie - w końcu! - poznajemy historię Illei, choć w sposób urywany i mocno chaotyczny. Wciąż brakuje mi więc w powieści jakiegoś głębszego tła, akcentu, który sprawi, że to nie troski Ameriki staną na pierwszym miejscu, ale staną się przyjemnym wypełnieniem całości. Na plus jednak przemawia postać króla Clarksona (do dziś dumam, dlaczego imiona protagonistki i króla są takie jakie są...), objawiająca się jako zapatrzony w siebie tyran. Wbrew pozorom, taka postać dobrze wypełniła tło i sprawiła, że czytało mi się całkiem przyjemnie. 

   Jasne! Przyznaję się, że mimo wszystko bałam się, iż ta swoista, cukierkowa baśniowość pierwszej części będzie dominować i w tej części. Że baśń o Kopciuszku będzie trwać dalej. Całkiem miło się rozczarowałam, i z większą niż wcześniej uwagą obserwowałam losy dziewczyn. Ale nie może być tak dobrze: mimo dobrych zamiarów i pomysłów - choćby z Clarksonem i Maxonem, i ich wzajemną, nieco mroczną relacją - wciąż przez całą książkę przewija się wątek trójkącika miłosnego, który po prostu mnie wkurza. Amerkia nie potrafi się zdecydować na żadnego z dwóch facetów i obu, oczywiście "kocha". No wybaczcie, ale na zdrowy, babski rozum - albo kochasz jedną osobę albo nie kochasz żadnej. Nie da się jednocześnie kochać tak samo dwóch facetów! (albo ja po prostu nie miałam nigdy takiej okazji ;) ). Zresztą, nasza główna bohaterka jest tu jeszcze większa chorągiewką na wietrze, niż była w poprzednim tomie: kompletnie nie potrafi się zdecydować na coś konkretnie i w jednym rozdziale umie kilka razy zmienić zdanie. Na litość boską, babo... miałam ochotę po prostu strzelić ją w łeb. Podobnie, jak z kwestią zmienności zdania, wkurzało mnie to, że co chwila zalewała się łzami. Czy był powód czy nie, ona beczała. Ileż, cholera, można!? Na szczęście, pod tym wszystkim, czasem pojawia się pazur i siła charakteru, ale... autorka wyraźnie nie wykorzystała okazji ;)

 Na szczęście, w całokształcie, przy nadmiarze niemal fabuły - w porównaniu z poprzednim tomem - i z masą różnych wydarzeń, jakie mają miejsce na przestrzeni powieści, jest dobrze. O dziwo, losy Ami wciągają! I to mówię ja. Jarząbek ;)




 A co z bohaterami tak ogólnie? Nadal płasko, ale już widać coś więcej, przynajmniej jak o charakter chodzi. W końcu pojawiają się jakieś rysy i przeszłość, w końcu pojawia się pazurek. Nie zawsze, ale jednak. Wiadomo, część postaci przedstawiono tak, by z miejsca je polubić lub nie, ale da się to przełknąć. Chyba najbardziej denerwowała mnie w tym tomie królowa - takie miękkie jajo, które pojawia się jako zapychacz. Już służące Ameriki miały więcej ikry! No i Aspen, który... jest. Po prostu. Cass chyba nie miała na niego pomysłu i dlatego dała go jak dała, ale co zrobić. Takie są wymagania ;)


 Okładka też nadal nie zachwyca, podobnie, jak poprzednia... i kolejne z serii. Nie, basta, po prostu nie wiem, co tu ładnego. Kolorowa jest? No jest. Ale żebym peany miała na jej cześć pisać, to nie, nie u mnie. Nie mniej, rozumiem, że są fani takich okładek... ;)


 Podsumowując? "Elita" to lekka, jednowieczorna "zapychajka" na luźniejszą chwilę, którą po prostu szybko się czyta. Styl autorki jest lekki i przyjemny, historia nie wymaga wciąż żadnego wysiłku w kojarzeniu faktów. Po odłożeniu książki szybko można zapomnieć, co i jak, jednak w całokształcie źle nie jest. Łatwo się wciągnąć i na kilka godzin zapomnieć o otaczającym nas świecie - zwłaszcza, że aura za oknem, zamiast wiosennej, przypomina późny październik ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz