Kocich
łapek: 5
czytałam:
1 dzień
wydawnictwo:
Zysk
i S-ka
stron:
341
wersja:
papierowa/posiadam
wydanie:
I
(2003)
tytuł
oryginalny: Land
of the Minotaurs
Dragon
Lance po raz kolejny przewija się przez moje półki, próbując
sprawić, że pokocham w końcu tę serię. Niestety, moje serce
wciąż oddane jest Forgotten Realms, więc tu zostają ledwie
okruszki i serducho bijące szybciej tylko dlatego, że książka
jest papierowa, a nie w formie pdf. Wiem, jestem okrutna.
Niestety,
nie dostaję w książce tego, co oczekiwałam dostać — dobrych
rozwiązań, wciągającej fabuły. Nieliczne postacie, które
zapamiętałam, też średnio przebijają się mi przez mgłę
pamięci. Pozycja jest po prostu... słaba. Nie, nie kiepska, tylko
słaba. Co więcej, z punktu widzenia chronologicznego całego cyklu
i tego, jakie powieści poprzedzały historię głównego bohatera,
minotaura Kaza — zupełnie straciłam rachubę co-gdzie-kiedy. Z
tego, co zdołałam się zorientować, zanim zasiadłam do tej
pozycji, powinnam była przeczytać "Legendę o Humie" oraz
"Minotaura Kaza". Nie zrobiłam tego i teraz to boli.
Co
do samej fabuły — nie jest źle. Ale nie jest też powalająco na
kolana jakoś specjalnie. Oto bowiem dawno wygnany ze swej
społeczności Kaz, mistrz areny i walk, wyrusza w drogę, by poznać
tajemnicę Imperium. Jakiego imperium? Ano właśnie, minotaurów.
Krwawe waśnie między klanami, spory i nienawiść między
poszczególnymi członkami, zagraża całej wspólnocie i może
doprowadzić na skraj zagłady wszystkich. Kaz musi więc rozwikłać
zagadkę, walczyć o swoje, a przy okazji przetrwać przygody, mając
u swego boku dość... interesującą drużynę.
A
skoro o drużynie mowa, to z niej tylko kendera zapamiętałam. Bo w
sumie, był najbardziej charakterystyczną i "barwną"
postacią. Reszta przeszła mi bez echa jakiegoś większego.
Niby są, ale kompletnie ich nie pamiętam, po prostu — pełniły
funkcję swoistego w moim odczuciu, zapychacza stron, czegoś, co ma
być, co ma prowadzić akcję i wypełniać opowieść o głównym
bohaterze, ale...
No,
zabrakło mi czegoś, po prostu.
Postacie
zresztą to chyba trochę słaby punkt autora, jakim jest Richard
A. Knaak. Przynajmniej ja to tak odbieram. Historia nie jest zła,
ale nie mając w pamięci choćby wcześniejszych wydarzeń, omija
nas sporo różnych niuansów, związanych właśnie z samym Kazem,
jego stadem, czy przyjaciółmi. Owszem, teoretycznie jest to
wszystko wyjaśnione, ale... wciąż mam wrażenie, że są tu jakieś
braki, niedoróbki wręcz, celowe pominięcia. Być może się
czepiam dla samego czepiania, być może po prostu sama historia mi
nie przypadła do gustu i zapomnę o niej szybko...? Nie wiem, jest
to bardzo prawdopodobne. Nie ukrywam, że idea obdarzonych rozumem
krów, chodzących na dwóch nogach i mówiących ludzkim głosem, od
czasów mitów greckich (i samego minotaura) jakoś mnie nie
przekonywała do siebie. Nie wspominając już o tym, że wołowinę
wolę widzieć na talerzu w formie pieczeni, a nie szarżującej na
mnie z mieczem w dłoni... ;)
W
ostatecznym rozrachunku książkaksiążka nie jest zła, po
prostu... mnie nie zachwyciła jakoś specjalnie i powalająco.
Zdarza się i tak, jednak myślę, że znajdą się osoby, którym
spodoba się ta pozycja... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz