stron: 336
wersja: ebook/posiadam
oprawa: miękka/lakierowana
ISBN: 9788376861289
oprawa: miękka/lakierowana
ISBN: 9788376861289
cena z okładki: 37,90 zł
tytuł oryginalny: Selection
Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Eliminacje są szansą ich życia. To dzięki nim mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują kastowe podziały, wprost do pałacu, w którym będą spełniane ich życzenia. Z miejsca, gdzie głód i choroby są na porządku dziennym, do krainy jedwabi i klejnotów. Celem Eliminacji jest wyłonienie żony dla czarującego i przystojnego księcia Maxona. Każda dziewczyna marzy o tym, by zostać Wybraną. Każda poza Americą Singer. Dla niej bowiem Eliminacje to koszmar. Oznacza konieczność rozstania z Aspenem – jej sekretną miłością i opuszczenie domu. A wszystko tylko po to, by wziąć udział w morderczym wyścigu o koronę, której wcale nie pragnie. Jednak gdy spotyka Maxona, który naprawdę przypomina księcia z bajki, America zaczyna zadawać sobie pytanie, czy naprawdę chce za wszelką cenę opuścić pałac. Być może życie o jakim marzyła wcale nie jest lepsze niż to, którego nawet nie chciała sobie wyobrazić…
Mówiąc uczciwie, gdy sięgałam po tą serię, gorąco mi zachwalaną, miałam bardzo... hm. Mieszane uczucia. Ale, skoro pożyczono mi - uwaga - 7 części, uznałam, że im szybciej się z nimi uporam, tym lepiej. O ja, niewinna duszyczka...!
Zaczyna się dość niewinnie. Oto bowiem w świecie przyszłości, w którym Ameryka nie istnieje, podbita przez Chiny - jest państwo zwane Illeą. Władane przez króla, z niesprawiedliwym podziałem kastowym, oczekuje na ważne wydarzenie: Eliminacje. Oto bowiem książę Maxon jest już dwudziestoletnim młodzieńcem, który potrzebuje żony, a tradycją jest, że z całego kraju zbiera się kandydatki, które będą rywalizować o jego serce w pałacu. America Singer, piątka z klasy, jest muzyczką, wychowaną w rodzinie artystów. Biedna ale dumna, zakochana w niższym klasą przyjacielu (z wzajemnością), ulega namowom i zgadza się, by brać udział w tych zawodach. Jeszcze nie wie, że zaczyna się przygoda jej życia... gdy zostaje wybrana, wyrusza do pałacu, by konkurować wraz z 34 innymi kandydatkami o serce księcia, którego nie kocha. Ot, historia o Kopciuszku, wydawałoby się. Właśnie. Wydawałoby się - tu bowiem Kopciuszek wcale księcia nie kocha i ma własne plany na przyszłość!
Mówiąc szczerze, to podeszłam do tego tomu mocno sceptycznie. Co bowiem miałam czytać? Powieść dla nastolatek, gdzie Kopciuszek nie jest Kopciuszkiem, mimo usilnego wtłaczania w ramy? No ludzie, ja już dawno z bajek Disney`a wyrosłam (dobry żart), więc czym się tu zachwycać? Poza tym, średnio jestem fanką młodzieżowych antyutopii, bo - nie oszukujmy się, ciężko jest napisać coś nowego. Dlatego, z jakimś zaskoczeniem, uznałam, że Kiera Cass ma coś do zaoferowania. Może nie jest to nic powalającego na kolana, ale... okazuje się, że nawet z kompletnie wypranych i dziurawych jak stare portki wątków można wyciągnąć coś nowego i zaskakującego. Głowna protagonistka wszak rękami i nogami broni się przed zmianami w swym życiu, i choć wtłoczono ją w klasyczny trójkąt "ona jedna i ich dwóch", to w zasadzie ciężko jest określić, jaki wybór zostanie dokonany.
Ale nie zachwycajmy się tak bardzo. W tym wszystkim wciąż jest nie do końca coś, co mi pasuje. Bo wybaczcie, ale co można powiedzieć o małym haremie (35 dziewcząt) i jednym księciu, który się z nimi umawia? No, specjalnie to na kolana nie powalało. Sama fabuła, ciągnięta umiarkowanie-wolno, jest mimo wszystko dość przewidywalna i nie wymaga od czytelnika uwagi. Ot, po prostu, dzieje się. Bohaterowie są zarysowani słabo, nawet do końca nie wiadomo, jak wyglądają, a emocje, jakie im towarzyszą są równie solidne, jak zaopatrzenie studenckiej lodówki ;) Wątków pobocznych prawie nie ma. I tak przez jakieś 300 stron... Powiedziałabym, że kiepsko, ale... u licha! Zaskoczona, połknęłam tą książkę jak młody pelikan rybkę i szybko sięgnęłam po kolejną część. Dlaczego? Chyba dlatego, że Keira Cass pisze... dobrze. Nie jest to literatura najwyższych lotów, ale czyta się ją przyjemnie i szybko. Ot, ironia losu.
Poza tym, jest jeszcze jedno "ale". Mimo całej powagi i lat na karku (tak, niedawno powiedziano mi, że w moim wieku jestem już zombie ;) ) - która z nas nie śniła o tym, by być księżniczką, żyć w pałacu i mieć pięć sukni na zmianę w ciągu dnia? No właśnie... sporo nas było. A to, że czytamy o jednej z takich "księżniczek", która w dodatku opisuje sytuację z punktu widzenia własnej osoby... No ok, kupiło mnie to. Ot, takie "guilty pleasure" (książka nie wnosi nic w moją filozofię życia poza tym, że czyta się ją szybko i dobrze), ale w pozytywnym znaczeniu.
No oki, a bohaterowie? Tu, przyznaję szczerze, mam już większy problem. Rywalki Ameriki przedstawione są tak ogólnikowo i tak schematycznie, że z miejsca wiemy, które lubimy a których nie, i nie żałujemy tych, które odpadły. Sama główna bohaterka wydaje się mi jednak mocno dziecinna i trochę pusta, jakby tworzona na siłę. Ale daje radę, jakoś się broni. Gorzej jest jednak z Aspenem i Maxonem - ten pierwszy to w ogóle, jakiś dziwny i pusty, zapatrzony w siebie osobnik, który kompletnie nie wzbudził mojej sympatii, a Maxon... dobrze, tu musiałam się nieco zastanowić nad tym, co i jak. Z pewnością bardziej do mnie przemówił niż Aspen, ale miałam wątpliwości. No ale! Nie można mieć wszystkiego, prawda?
Najsłabszym punktem jest okładka. Kompletnie mnie nie zachwyciła i nie wiem, co inni w niej widzą. Ot, po prostu, za dużo niebieskiego i falbanek. Co kto lubi!
Podsumowując, "Rywalki" to prosta, prawie trywialna opowieść dla nastolatek, ale i młode kobiety z pewnością szybko sobie znajdą tu sporo dla siebie. Czyta się szybko, dobrze, lekko. Przyjemnie. Zwłaszcza zakończenie sprawia, że człowiek odruchowo sięga po kolejny tom - a autorka, choć przedstawiła historię wtórną i oczywistą, sprawiła, że jednak jest się zainteresowanym losami bohaterów. Zatem, czy polecam? Tak. Zwłaszcza komuś, kto po prostu ma nieco wolnego czasu i chce przy książce odpocząć i po prostu "wyłączyć myślenie" ;)
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Eliminacje są szansą ich życia. To dzięki nim mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują kastowe podziały, wprost do pałacu, w którym będą spełniane ich życzenia. Z miejsca, gdzie głód i choroby są na porządku dziennym, do krainy jedwabi i klejnotów. Celem Eliminacji jest wyłonienie żony dla czarującego i przystojnego księcia Maxona. Każda dziewczyna marzy o tym, by zostać Wybraną. Każda poza Americą Singer. Dla niej bowiem Eliminacje to koszmar. Oznacza konieczność rozstania z Aspenem – jej sekretną miłością i opuszczenie domu. A wszystko tylko po to, by wziąć udział w morderczym wyścigu o koronę, której wcale nie pragnie. Jednak gdy spotyka Maxona, który naprawdę przypomina księcia z bajki, America zaczyna zadawać sobie pytanie, czy naprawdę chce za wszelką cenę opuścić pałac. Być może życie o jakim marzyła wcale nie jest lepsze niż to, którego nawet nie chciała sobie wyobrazić…
Mówiąc uczciwie, gdy sięgałam po tą serię, gorąco mi zachwalaną, miałam bardzo... hm. Mieszane uczucia. Ale, skoro pożyczono mi - uwaga - 7 części, uznałam, że im szybciej się z nimi uporam, tym lepiej. O ja, niewinna duszyczka...!
Zaczyna się dość niewinnie. Oto bowiem w świecie przyszłości, w którym Ameryka nie istnieje, podbita przez Chiny - jest państwo zwane Illeą. Władane przez króla, z niesprawiedliwym podziałem kastowym, oczekuje na ważne wydarzenie: Eliminacje. Oto bowiem książę Maxon jest już dwudziestoletnim młodzieńcem, który potrzebuje żony, a tradycją jest, że z całego kraju zbiera się kandydatki, które będą rywalizować o jego serce w pałacu. America Singer, piątka z klasy, jest muzyczką, wychowaną w rodzinie artystów. Biedna ale dumna, zakochana w niższym klasą przyjacielu (z wzajemnością), ulega namowom i zgadza się, by brać udział w tych zawodach. Jeszcze nie wie, że zaczyna się przygoda jej życia... gdy zostaje wybrana, wyrusza do pałacu, by konkurować wraz z 34 innymi kandydatkami o serce księcia, którego nie kocha. Ot, historia o Kopciuszku, wydawałoby się. Właśnie. Wydawałoby się - tu bowiem Kopciuszek wcale księcia nie kocha i ma własne plany na przyszłość!
Mówiąc szczerze, to podeszłam do tego tomu mocno sceptycznie. Co bowiem miałam czytać? Powieść dla nastolatek, gdzie Kopciuszek nie jest Kopciuszkiem, mimo usilnego wtłaczania w ramy? No ludzie, ja już dawno z bajek Disney`a wyrosłam (dobry żart), więc czym się tu zachwycać? Poza tym, średnio jestem fanką młodzieżowych antyutopii, bo - nie oszukujmy się, ciężko jest napisać coś nowego. Dlatego, z jakimś zaskoczeniem, uznałam, że Kiera Cass ma coś do zaoferowania. Może nie jest to nic powalającego na kolana, ale... okazuje się, że nawet z kompletnie wypranych i dziurawych jak stare portki wątków można wyciągnąć coś nowego i zaskakującego. Głowna protagonistka wszak rękami i nogami broni się przed zmianami w swym życiu, i choć wtłoczono ją w klasyczny trójkąt "ona jedna i ich dwóch", to w zasadzie ciężko jest określić, jaki wybór zostanie dokonany.
Ale nie zachwycajmy się tak bardzo. W tym wszystkim wciąż jest nie do końca coś, co mi pasuje. Bo wybaczcie, ale co można powiedzieć o małym haremie (35 dziewcząt) i jednym księciu, który się z nimi umawia? No, specjalnie to na kolana nie powalało. Sama fabuła, ciągnięta umiarkowanie-wolno, jest mimo wszystko dość przewidywalna i nie wymaga od czytelnika uwagi. Ot, po prostu, dzieje się. Bohaterowie są zarysowani słabo, nawet do końca nie wiadomo, jak wyglądają, a emocje, jakie im towarzyszą są równie solidne, jak zaopatrzenie studenckiej lodówki ;) Wątków pobocznych prawie nie ma. I tak przez jakieś 300 stron... Powiedziałabym, że kiepsko, ale... u licha! Zaskoczona, połknęłam tą książkę jak młody pelikan rybkę i szybko sięgnęłam po kolejną część. Dlaczego? Chyba dlatego, że Keira Cass pisze... dobrze. Nie jest to literatura najwyższych lotów, ale czyta się ją przyjemnie i szybko. Ot, ironia losu.
Poza tym, jest jeszcze jedno "ale". Mimo całej powagi i lat na karku (tak, niedawno powiedziano mi, że w moim wieku jestem już zombie ;) ) - która z nas nie śniła o tym, by być księżniczką, żyć w pałacu i mieć pięć sukni na zmianę w ciągu dnia? No właśnie... sporo nas było. A to, że czytamy o jednej z takich "księżniczek", która w dodatku opisuje sytuację z punktu widzenia własnej osoby... No ok, kupiło mnie to. Ot, takie "guilty pleasure" (książka nie wnosi nic w moją filozofię życia poza tym, że czyta się ją szybko i dobrze), ale w pozytywnym znaczeniu.
No oki, a bohaterowie? Tu, przyznaję szczerze, mam już większy problem. Rywalki Ameriki przedstawione są tak ogólnikowo i tak schematycznie, że z miejsca wiemy, które lubimy a których nie, i nie żałujemy tych, które odpadły. Sama główna bohaterka wydaje się mi jednak mocno dziecinna i trochę pusta, jakby tworzona na siłę. Ale daje radę, jakoś się broni. Gorzej jest jednak z Aspenem i Maxonem - ten pierwszy to w ogóle, jakiś dziwny i pusty, zapatrzony w siebie osobnik, który kompletnie nie wzbudził mojej sympatii, a Maxon... dobrze, tu musiałam się nieco zastanowić nad tym, co i jak. Z pewnością bardziej do mnie przemówił niż Aspen, ale miałam wątpliwości. No ale! Nie można mieć wszystkiego, prawda?
Najsłabszym punktem jest okładka. Kompletnie mnie nie zachwyciła i nie wiem, co inni w niej widzą. Ot, po prostu, za dużo niebieskiego i falbanek. Co kto lubi!
Podsumowując, "Rywalki" to prosta, prawie trywialna opowieść dla nastolatek, ale i młode kobiety z pewnością szybko sobie znajdą tu sporo dla siebie. Czyta się szybko, dobrze, lekko. Przyjemnie. Zwłaszcza zakończenie sprawia, że człowiek odruchowo sięga po kolejny tom - a autorka, choć przedstawiła historię wtórną i oczywistą, sprawiła, że jednak jest się zainteresowanym losami bohaterów. Zatem, czy polecam? Tak. Zwłaszcza komuś, kto po prostu ma nieco wolnego czasu i chce przy książce odpocząć i po prostu "wyłączyć myślenie" ;)
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Ja nie planuje serii :D Jest dla mnie zdecydowanie za lekka, choć jako wprowadzenie do jakiejkolwiek literatury pewnie nieźle się nadaje.
OdpowiedzUsuńA inni widzą w okładce ładną sukienke zapewne... :D