Kocich łapek: 5
czytałam: 1 dzień
wydawnictwo: Amber
cykl: Artefakty Mocy (tom 2)
stron: 207
wersja: ebook/posiadam
wydanie: 1997
tytuł oryginalny: Harp of Winds
Są książki dobre, złe i gorsze. Są książki wydane w latach 80-tych, 90-tych i wydane poza czasem.
"Arcymag", mówiąc uczciwie, kwalifikuje się raczej do tych "poza czasem". Ale to moja ocena tego drugiego tomu cyklu "Artefaktów mocy", pióra Maggie Furey - więc nie musicie brać niczego do siebie.
Ten tom, podobnie jak poprzedni, jest wkurzająco lekki, wręcz płytki i niewnoszący niczego, czego każdy choćby podstawowy fan fantastyki by nie znał: magia, miecze, wielka miłość, przygoda... I w zasadzie tyle. Nie oczekujmy niczego więcej, zwłaszcza głębiej pod wcześniej przywołane elementy, bo... nie znajdziemy tu nic.
Dosłownie, będzie pustka.
Ale do rzeczy. Maggie Furey stworzyła prosty, nie wymagający wiele świat - czytając "Arcymaga" miałam wręcz wrażenie, że oglądam filmy z lat 70-tych i 80-tych - proste, nieskomplikowane, gdzie główny bohater jest super-przystojniakiem, a główny zły to chiński mag... ;) Choć w tym wypadku głównym bohaterem była chyba Miss Universum, bo Auril to kobieta. Ale do rzeczy...
Nasza wspaniała i dobroduszna i idealna Mag, Auril, żyje w szczęśliwym związku z Forralem. Oczywiście, Arcymag i reszta Magów spogląda na ten fakt wybitnie krzywo... dlatego nasza główna bohaterka postanawia zabrać nogi za pas, i zabierając służącego jej Anvara, uciec. I tu zaczyna się całe pasmo przygód, w mniej lub bardziej barwny sposób opowiedzianych.
Nie, nie mówię, że jest źle.
Nawet nie tragicznie.
Ale nie jest idealnie, mnie to nie przekonuje. Za dużo idealizmu na za małej liczbie stron. Auril już nie jest po prawdzie panią idealną, ale moment, w którym pozwala sobie na kłótnię z Anvarem i zosta.... a, wróć. Nie ma spojlerów. Auril po prostu wciąż jest zbyt idealna i zbyt rozpieszczona, a postacie pojawiające się wokół niej wydają się zbyt płaskie i papierowe. Ot, po prostu, zapychacze tła. Tak, jakby autorka pisała dla samego pisania, nie przykładając uwagi do tego, co w ogóle pisze - a szkoda, mogła pojawić się świetna, intrygująca i wciągająca historia. A tak, mamy szybko, po łebkach, ogólnikowo przedstawiony świat.
Poza tym, ogólnie... ciężko jest coś więcej napisać. Wcześniejszy tom wydawał mi się pełniejszy, lepszy. Ten jest taki... no trochę płaski, trochę pusty, trochę niedopracowany. Wiem, może to być też element polskiego tłumaczenia - traciło ono przez różnych autorów na wartości, ale... to chyba nie powód, by książkę uważać za płaską? Jednak... plusem, niezaprzeczalnym, był fakt, że spędziłam z nią kilka ciekawych godzin, które mnie skutecznie odcięły od chłodu dzisiejszego dnia, pozwoliły zapomnieć i w kilku momentach się roześmiać. Nie ma co jednak oczekiwać niczego - ot, pozycja dobra na niedzielne popołudnie.
A później... już coś ciekawszego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz