czwartek, 27 października 2016

12. Czterdzieści i cztery - Krzysztof Piskorski



Kocich łapek: 8
czytałam:2 dni
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
cykl:
stron: 548
wersja: papierowa/posiadam 
wydanie: I (2016)
tytuł oryginalny: -








 Powstanie listopadowe, kobieca bohaterka, ether, trochę steampunku i wrogość między Słowackim a Mickiewiczem, a wszystko to spięte liczbą "Czterdzieści i Cztery"?
Kelner, raz proszę!
Podchodziłam do książki z jednej strony z radością dziecka, które dostało cukierka, ale z drugiej z dawką ostrożności. Nie oszukujmy się, ale polski steampunkowy świat literacki wciąż nie jest najwyższych lotów w porównaniu z naszymi zachodnimi sąsiadami. Na szczęście, dostałam "steamu" nie za wiele, "punk" też nie zabijał wszystkiego, a całość okraszono dobrym wyważeniem absurdu, śmiechu i alternatywnej rzeczywistości dla wydarzeń historycznych.
Świat przedstawiony w powieści jest dziwnie polski.
Dziwnie, bo jakoś tak... burdel jest chyba naszą cechą narodową. Nawet w chwili, gdy tracimy wszystko, to wciąż robimy wokół zamieszanie. I tak samo jest w książce. Eliza Żmijewska, główna bohaterka "Czterdzieści i cztery" robi wokół siebie niemałe zamieszanie. Najpierw, w lesie na Litwie, potem na pokładzie Vespy, potem w Europie2 (za ten patent autorowi należą się solidne oklaski, świetnie wytłumaczył i zobrazował w powieści teorię światów równoległych!), potem w Anglii i we... A nie, nie będę zdradzać fabuły. Dość, że bohaterka, choć troszkę zbyt "zidealizowana" jak na kobietę - bo Żmijewska jest super twarda, świetnie wyszkolona i w ogóle, nie rusza jej już nic, wliczając w to dziwadła. Bez niej nie obejdzie się żaden wywiad, żadna sytuacja, no nic. Heroina w krynolinie. Brakowało mi nieco człowieczeństwa w niej, bardziej "babskiego" spojrzenia, bo tak, to trochę faceta w kieckę wsadzili i działaj, szefie. To mnie raziło. Przypominała mi troszkę postacie z komiksów, które tylko od święta potrzebują jedzenia, korzystania z toalety i tym podobnych cudów... i jak w komiksie to nie razi, tak w książce już zaczyna. Ale, to szczegół, który chyba tylko mi zakuł w oczy. Inną kwestią, która troszkę mi wadziła, było mimo wszystko - troskę spłaszczenie postaci. Nie ważne, czy głównych, czy dalszych, ale wszystkie wydawały się być nieco... płaskie.
Jasne, fajnie opisane, solidnie, ale im dalej w las, tym bardziej ogólnikowo opisane charaktery i dawaj! Spodziewałam się nieco większej ilości fajerwerków. No ale.
Bardzo fajnym elementem był motyw Xa'ru i gadającej głowy. Może nie było to coś super zabawnego i absurdalnego z gatunku Monty Pythona, ale powodowało nieco rozbawienia. Zwłaszcza na samym początku, gdy dopiero mamy Xa'ru poznać. Interesujące są też elementy znane z ogólnej historii... i nawiązanie do "Wolności wiodącej lud na barykadę". Motyw z tym obrazem przyjemnie mnie zaskoczył... ;)
A poza tym?
Poza tym to faktycznie powieść przygodowa, lekka i przyjemna. Z pisarzem na wózku (o ironio!), który aktywnie przeciwdziałać chce etherowi, z gospodynią kamienicy, która zachowuje się gorzej niż wywiad rosyjski, ze Scotland Yardem i dość niekonwencjonalnym sposobem pozbycia się podróżnych... Ciągle coś się dzieje, wciąż sytuacja na stronach się zmienia i zaskakuje. To spory i solidny plus, bo nie możemy się zmęczyć, bo gdziekolwiek byśmy nie zamknęli książki i tak trafia nam się akurat coś, co MUSI zostać doczytane. Wszelkie listy i wiersze pojawiające się przed nowymi rozdziałami, przyjemnie urozmaicają lekturę.
A teraz, co najistotniejsze. Pana Piskorskiego wcześniej nie znałam - wujek Google jak zawsze mi pomagał i pokazał, co mnie ominęło (do nadrobienia). Dlatego, nie posiadałam żadnych oczekiwań dla książki, poza dobrą zabawą i nie rozczarowałam się. To pozycja lekka, prosta, przyjemna, szybka.
I z łapką na serduszku - polecić mogę śmiało. Byle tylko nie zagłębiać się w całość za dokładnie i nie analizować... bo stracicie całą przyjemnośc z frajdy czytania ;)



 Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz