Gwiazdek: 6
Autor: Robert Jordan
Tłumaczenie: Katarzyna Karłowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data polskiego wydania: 28 czerwca 2022
Data oryginalnego wydania: 01 kwietnia 1999
Cykl / seria: Koło Czasu (tom 8)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 720
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda, z obwolutą
ISBN: 9788382026009
Język: polski
Cena z okładki: 79,90 zł
Tytuł oryginalny: The path of daggers
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Cena z okładki: 79,90 zł
Tytuł oryginalny: The path of daggers
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Siedemset stron prawie o niczym. Siedemset. Jak "Koło czasu" to dla mnie wręcz ikoniczna seria, którą absolutnie kocham i polecam każdemu, i zdecydowanie uważam, że choć to potężny wąż - warto się skusić, tak "Ścieżka sztyletów" wymęczyła mnie, zmęczyła i sprawiła, że to chyba jedna z najdłużej przeze mnie czytanych książek. Bo czytałam ją... ponad dwa lata. Dosłownie. Zaczynałam, sięgałam, dawałam szansę, ale po kilku rozdziałach byłam już zmęczona załamywaniem rąk, szarpaniem warkoczy i strzepywaniem spódnic. I tak w koło i do skutku... Aż w końcu powiedziałam sobie, że muszę to przeczytać, i - tym sposobem, na ostatnich niespełna dwustu stronach, dostałam akcją, tak skondensowaną, że... huuuuh! Wynagrodziła mi czekanie. Krótko, uprzedzam, bo migrena dopadła. Zapraszam!
_________________________________________________________
Akcja toczy się powoli i bardzo mozolnie, ale na wszystkich możliwych frontach. Czara Wiatrów została użyta, ale do tego Nynaeve i Elayne potrzebowały pomocy zarówno Kółka Dziewiarskiego jak i pomocy Ludu Morza, ale ta pomoc wymaga dalszej współpracy. Konflikty zdają się narastać, Biała Wieża chwieje się w posadach, a buntownicze Aes Sedai z Egwene na czele muszą rozglądać się wokół, by nie zdradzić się ze swoimi planami przed Czarnym i jego czujnymi oczyma. Elayne dociera do Caemlyn, ale jak zostanie tu przyjęta? NIe wiemy co z Matem, Perrin odnajduje Proroka, Faile zaś wpada w śmiertelną pułapkę. Sam Rand zaś wędruje dalej, pchany mocą i szaleństwem, staje się niepewnym sojusznikiem - czy aby na pewno będzie skuteczny...?
Niby wątków jest bardzo dużo, ale w praktyce okazuje się, że są one albo niedokończone, albo urwane, albo w ogóle nie ciągnięte, jak choćby wątek Mata, którego praktycznie tu nie ma. Nie wiemy, co z nim, czy udało mu się przeżyć zawalenie się murów czy nie. Szkoda, by to akurat mogłoby wyjść na dobre w książce, a tak zostajemy zawieszeni w próżni i przeciągnięci masą wątków, które po prostu urywają się, albo pojawiają, bo tak, by zostawić czytelnika z dość ponurym wrażeniem, że autor chyba nie miał specjalnie pomysłu, jak pchnąć fabułę w przód, więc pisał, co akurat mu ślina na język przyniosła. Najbardziej chyba dłużył mi się wątek Nynaeve i Elayne, - no po prostu to nie dało się tego czytać! Nudziłam się śmiertelnie, i zastanawiałam, po co mi wiedzieć, która akurat kobieta wywraca oczyma, która wygładza spódnicę... Naprawdę, mało interesujące wątki. Lepiej było przy Randzie, acz to nadal postać dla mnie mało wymiarowa, mało wyrazista - gdzieś się rozmywało mi jego istnienie. Jedyny plus? Szaleństwo. O tak, pokazanie prób panowania nad szaleństwem było bardzo jasnym punktem w tej książce! Ale to chyba na tyle, bo w zasadzie poza tym, niewiele więcej można zaobserwować.
Na szczęście sama końcówka okazała się bombą, jak to u Jordana, rzuconą tak po prostu. Wątki zaczynają się łączyć, koło zaczyna obracać się szybciej, akcja na reszcie rusza w przód, jednak nadal wszystko jest sztywne, dziwne, jakby niedopracowane. Nie wiem, może to trochę wina tłumaczenia, choć ta sama tłumaczka zajmowała się poprzednimi tomami? Nie wiem, a może po prostu to u mnie był już przesyt tym tomem, za długim czasem czytania, zmęczeniem materiału i treścią...
Miałam wrażenie, że dialogi są jakieś sztywne, nienaturalne, zachowania i budowanie napięcia między postaciami stało się sztuczne, zupełnie, jakby ktoś stworzył szkic powieści, i nie zbudował wokół niego czegoś mięsistego. Zabrakło mi tu skupienia się na tych relacjach, na takich faktycznych emocjach, a miast tego, wszystko ciągnie się jak... no, ciągnie.
Ale to na tyle. Bo mnogość postaci, wątków, postaci, postaci pobocznych, wątków tych postaci i mówiłam coś o postaciach pobocznych? Jest tego tyle, że po prostu zaczęłam się gubić kto i z kim i dlaczego i jak. No i to rozwlekanie, że ta postać się uśmiechnęła, ta zrobiła grymas... trochę za dużo takich informacji, gdzie z cała skrupulatnością i drobiazgowatością Jordan opisuje nam daną postać tylko po to, by za kilka stron ona zupełnie... zniknęła. I jak w przypadku głównych bohaterów są to zabiegi całkiem przydatne, pozwalają się zbliżyć do postaci i z nimi zapoznać, tak postacie z tła... trochę bez sensu. Ta mnogość postaci pobocznych, ich szczegółowe opisy... No i oczywiście! Znów skupiamy się na haremie Randa, zupełnie niepotrzebnie - ja nie wiem, co w Randzie widzą kobiety, ale jak dla mnie, ten cały wielokącik zupełnie nie musi istnieć, ot co! Jasne, nie mogę zaprzeczyć, ma to swój wydźwięk, swoją rolę, pokazuje pewne zależności, i choć Jordan świetnie kreuje postacie kobiecie, to jednak w którymś momencie mam wrażenie, że jest ich za wiele, i są do siebie zbyt podobne. Dobra, muszę przyznać, że Jordan był mistrzem psychologicznego portretowania, oddawania charakterów i zachowań międzyludzkich na kartach powieści, jednak trochę mi się to dłużyło.
Zdecydowanie, za wiele się tu dzieje, ale w złym tego słowa znaczeniu. Mamy do granic możliwości rozciągane mało istotne wydarzenia i rozmowy, za to szaleństwo wśród Ashamanów czy wojna z Seanchanami wydaje się zepchnięte na drugi plan i dopiero pod koniec książki zaczynają te wątki wychodzić, a "Ścieżka sztyletów" ewidentnie cierpi na syndrom "środkowego tomu". Męczy czytelnika, jeśli oczekuje się dużej akcji i działań. Choć może to i lepiej? Może po prostu odpoczniemy, a potem ruszymy z kopyta? Nie wiem, pozostaje mi się przekonać w swoim czasie.
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz