KiB w sieci

niedziela, 31 grudnia 2023

02/2023 (219) - Alicja Sinicka, Będziesz tego żałować

Gwiazdek: 4

Tłumaczenie: 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Data polskiego wydania: 19 maja 2021
Data oryginalnego wydania: 
Cykl / seria: Uwikłane (tom 1)
Stron: 360
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka, ze skrzydełkami
ISBN: 9788366815995
Język: polski
Cena z okładki: 39,90 zł
Tytuł oryginalny: 










Będę tego żałować. Oj będę...! Czyli ostatnia książka w tym roku, jaką miałam rozgrzebaną przez tydzień, tak mnie odrzucała żałowała. 

Kiedy otrzymałam książkę pani Alicji Sinickiej, nie wiedziałam, czego oczekiwać. Cieniusieńka pozycja, z ciekawą okładką. Pomyślałam, że ok, ot, powieść na jedno popołudnie, w końcu - co to dla mnie? O naiwna ja z przeszłości...! 

Pierwsze zderzenie z faktem, że to droga przez mękę: narracja pierwszoosobowa. O litości, o jak ja nie lubię takiej narracji! Nie, nie i raz jeszcze - NIE! Tak, Danny de Vitto świetnie mnie obrazuje, kiedy czytałam "Będziesz tego żałować" - i cóż, żałuję.

Dobra, zacznijmy od fabuły. Iga, nasza główna bohaterka, to typowy warszawski korpo-szczurek, który właśnie rozstał się ze swoim chłopakiem, Marcelem. Nie zapamiętujcie jego imienia, w książce ma marginalną, prawie żadną rolę, poza tytułowym zdaniem, które wypowiada do głównej bohaterki. A ta, jak przystało na heroinę rodem z korpo-szczurkowa - ZACZYNA SIĘ BAĆ. A kiedy do tego dochodzi atak na jej psiapsi, Ankę, w wyniku którego ta traci pamięć i, tu w sumie nie wiem, ale chyba przez namowy siostry, odsuwa się od Igi, ta w akcie desperacji decyduje się na zamieszkanie w IDEALNYM OSIEDLU. Przepraszam, Osiedlu Marzeń, choć kilka osób zdaje się jej to odradzać. W tym jej szef, który wyraźnie nie jest zadowolony, że Iga bierze najpierw urlop, a później pracuje zdalnie. Jednocześnie zaś wiąże się z Adrianem, szefem osiedla. Ale na pozornie idealnym układzie pojawiają się rysy; nie wszystko jest tym, na co wygląda... Do tego jeszcze poczucie, że życie poza murami osiedla nie jest bezpieczne, że coś na Idę czyha...

Aura dziwności na osiedlu, otoczka tajemnic, Trzy Zasady. Intrygujący pomysł, ale im bliżej finału tym bardziej miałam wrażenie, że czytam scenariusz jakiegoś kiepskiego thrillera z lat 90tych, gdzie w którymś momencie przez przypadek odsłania się karty i pyk, wiemy, jaki będzie finał. Bo, szczerze? Spodziewałam się takiego finału. Już motyw klepsydry i tajemniczych, zamkniętych drzwi sprawiał, że przeczuwałam, co i jak. Po prostu. 

Powiem tak - wątek z takim osiedlem jest prawdopodobny, jest możliwy. Tak samo jak stojące za działaniami antagonistów pobudki. Dałabym temu wiarę, uznałabym wyjaśnienia, skąd i po co i na co. A jednocześnie tak bardzo trącało mi to myszką amerykańskich seriali w stylu "NCIS" - że aż swędziało. Poczucie zagrożenia, jakie odczuwała Iga, odcinanie jej od przyjaciółki, straszenie krokami, napisami na szybie... albo próba zrzucenia podejrzeń na szefa. Nie, nie kupowałam tego kompletnie. Fabuła od pierwszych stron zupełnie mnie nie wciągnęła, nie trzymała w napięciu, czytałam, żeby po prostu przeczytać. Kiedy akcja się zagęszcza, kiedy główna bohaterka zaczyna się "uwalniać" z tego "idealnego" życia, niby staje się ciekawiej, ale później wszystko zostaje zniszczone z hukiem i trzaskiem. 

Kompletnie nie czułam bohaterów, a raczej bohaterki, jej odczuć, jej myśli i potrzeb. Wszystko wydawało mi się... sztuczne. Pomijam, że za żadne skarby świata nie dałabym się zamknąć na takim osiedlu, gdzie wszystko jest identyczne i nie wolno ci dawać niczego nowego. Wiem, nigdy nie mów nigdy, ale było to dla mnie straszliwie naciągane. A kiedy nastąpiło wyjaśnienie - pokręciłam tylko głową. Czemu złole zawsze mówią, co zrobią z ofiarą? Nie wiem, płaci się im za to czy coś? Wyjaśnienia Adriana i Wojtka były tak absurdalne momentami, że zwyczajnie chciało mi się śmiać. Nie osądzam, samotna kobieta, będąca na skraju załamania może robić różne głupoty, ale tu wręcz łapałam się za głowę i pytałam sama siebie: ale jak, dlaczego!? Czy Iga to stereotypowa blondyna z małej miejscowości, której udało się stać korposzczurkiem w Wielkim-Mieście i dlatego nie musi używać mózgu? No... nie zdobyła mojej sympatii. Podobnie było z postaciami drugoplanowymi - wydawały się mało realne, płaskie. Wątek nawrócenia się Hanny był... no dobra, ja rozumiem, że ofiary sekty często nie wiedzą, że są w sekcie, ale tu po prostu było to tak trudne do uwierzenia, że aż śmieszne.

No i sama sekta. Niby ma sens, niby ma rację bytu. Nie wiem, nie znam się aż tak bardzo w materii sekt, jednak motyw kontroli w takim miejscu - nie kupił mnie zupełnie. A może po prostu sekty kojarzą mi się z religią, ze sposobem innego prania mózgu, niż robienie 3 różnych pokoi...? Nie wiem, teoretycznie złamanie przez takie "tortury" (celowo wzięłam to w cudzysłów, bo choć faktycznie są to tortury, tu opisano to dość lekko i mało wiarygodnie) jest możliwe, jednak szybciej chyba doprowadzi do samobójstwa niż poddania się i bycia "idealnym" partnerem...

"Będziesz tego żałować" to książka... nie, nie zła, ale po prostu słaba. Nie porywająca, nieurzekająca. Z obowiązkowym wątkiem erotyki, który bardziej mi tu przeszkadzał, niż pasował i uwiarygodniał związek. Ot, czytadełko dla tych, którzy nie szukają emocji, psychologicznych rozważań ani fizycznych i realnych możliwości. Jest to książka dobra na popołudnie z kocykiem i herbatką, ale nic, co zaspokoi potrzebę solidnego psychologicznego thrillera. Książka, której przeczytanie powinno zająć mi 3 góra! 4 godziny, zajęła mi tydzień. Już w 1/3 miałam dość, a później czytałam po rozdziale, by choć odrobinę przebrnąć przez nijaką akcję w przód.

_________________________________________________________________________________

Z książką pani Alicji się nie polubiłam, i nie wiem, czy to wina wydawnictwa (które mnie nie przekonuje wydawanymi przez siebie pozycjami), treścią, jaka zupełnie mnie nie porwała i nie pozwoliła odłożyć książki nawet na moment, czy główną bohaterką, którą miałam ochotę otwarcie uderzyć w twarz, żeby się obudziła. Czy sięgnę po kolejne pozycje tej autorki? Nie wiem. Z naciskiem na "nie".

sobota, 30 grudnia 2023

01/2023 (218) - Tasha Suri, JAŚMINOWY TRON

 

Gwiazdek: 9 
Autor: Tasha Suri
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Data polskiego wydania: 31 maja 2023
Data oryginalnego wydania: 08 czerwca 2021
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: zintegrowana, miejscami lakierowana 
ISBN: 9788379648641
Język: polski
Cena z okładki: 43,90 zł
Tytuł oryginalnyThe Jasmine Throne







Długo zastanawiałam się, co napisać o tej pozycji, która wzięła mnie szturmem, złapała, pobiła i zostawiła z kacem książkowym. Kacem, którego już dawno nie odczuwałam tak mocno, jak po "Jaśminowym Tronie".

Szczerze, to bardzo chciałam, by to była pozycja, którą zaprezentuję w nowym, 2024 roku - ale za bardzo mnie wciągnęło, za mocno, zupełnie jak bagno wessało w ten niezwykły świat i nie pozwoliło się wynurzyć, zupełnie, jakbym sama wpadła w wody bezśmiertne, nie mogła złapać tchu.

No ale ok. od początku. 

Z panią Suri to było moje pierwsze spotkanie. Pierwsze i niezwykłe, choć mam kilka "ale". Od pierwszej strony zostałam wciągnięta w ten żywy, pachnący jaśminem, curry i ryżem świat wzorowany na kulturze Indi. Pewne nazwy były dla mnie przytłaczajace, inne brzmiały na swój sposób swojsko - może dlatego, że gdzieś tam czasem sięgałam po coś związanego z ta kulturą. Nie mniej, przepadłam. Porwał mnie barwny, subtelny świat, w którym kobiety sprowadzone są do roli służebnic. Ej, uwaga! Mój feminizm kończy się z chwilą, jak trzeba przenieść lodówkę z miejsca na miejsce, więc - rozumiem. Poza tym, z historycznych aspektów i doświadczeń wiem, że jeszcze nie tak dawno temu rolą kobiety było wyglądać ładnie i rodzić dzieci. Więc panie feministki - proszę siedzieć cicho, do aspektu, który się tu pojawia - tak, feministyczny, jeszcze przejdę.

Zaczyna się dość niezwykle. Od wygnania księżniczki, która odmówiła wejścia na stos. Poznajemy ją w chwili, kiedy wspina się na świętą górę, by tam, w miejscu straszliwej tragedii, mogła odpokutować swe winy; przemyśleć swe działania. Przydzielona jej kobieta "do towarzystwa" to tak naprawdę kat w sari. Podając księżniczce truciznę, która jednocześnie uzależnia i ogłupia, ma nadzieję, że w ten sposób naprawi przewiny. Mamy też jednocześnie historię służącej, która nie ma niczego - i przez przypadek zwłaszcza się do pracy w owym więzieniu, by ostatecznie stać się towarzyszką naszej księżniczki. Jednocześnie zaś poznajemy historię ich obu, ale też osób z ich otoczenia - dowiadujemy się, dlaczego znalazły się, gdzie się znalazły, co nimi kierowało.

Jednocześnie zaś zagłębiamy się w świat, skomplikowane zależności łączące Cesarstwo Paridźatdwipy (chyba nie zrobiłam błędu przy przepisywaniu nazwy!), poznajemy też chorobę - butwienie, jakie toczy całe cesarstwo. podobno istnieje na to lekarstwo - osoby, które trzykrotnie przejdą przez wody bezśmiertne, magiczne, cudowne i tajemne wody - potrafią ową chorobę powstrzymać. Ale czy na pewno? Obserwujemy, jak główne bohaterki, ale i postaci drugoplanowe - nabierają charakteru, nabierają cech. pewności siebie, że mimo życia w świecie owładniętym męskimi rządami, mają głos. Zdobywają się na siły, by uciec, by walczyć o swoje. A to "swoje" okazuje się władzą. Nad własnym życiem, nad ludźmi, nad rodziną. Nad tym, co wcześniej brało kontrolę.

To na swój sposób piękna walka. Ale tylko na swój sposób. Momentami działania Malini i Priji były niezrozumiałe. Miałam wrażenie, że coś dzieje się na siłę - począwszy od wątku ich miłości - bardziej mi to syndrom sztokholmski przypominało, niż faktyczne zauroczenie/miłość, przez ich wspólną ucieczkę z Hijamy, aż po rozstanie. Bywały fragmenty szczere i interesujące, ale bywały też trochę... brzmiące na naciągane na siłę. 

Nie zrozumcie mnie źle, silne, dobrze zarysowane postacie kobiece w fantastyce to zawsze fajna sprawa, choć zawsze mam obawy, czy nie ocieramy się o typowe Mery-Sujki. Takie "co-to-ja-nie-umiem-i-jaka-nie-jestem". Na szczęście, albo i o dziwo, tu dostałam postacie, które idą od zera do bohatera. Niezbyt ładna służąca (w kategorii urody indyjskiej) okazuje się silna, troskliwa i ofiarna. Piękna księżniczka nie jest taką pustą lalą, na jaką wygląda. Również kobiety na drugim planie, choć nie zawsze, wydają się być mocne, silne, ufne we własne siły i pomysły. Ale nie zawsze idzie to dobrze (nasza Bhumika - nie kupowałam jej od początku). Męzczyźni zaś... Chyba tylko Rao mnie przez chwilę kupował, a tak - przepraszam, ale silna, niezależna femina pisała tą książkę i chciała pokazać, że nawet w silnie szowinistycznych społeczeństwach są słabe męskie postacie. Tak to odebrałam.

Ale pomijając już te kwestie budowy postaci - świat jest rzeczywisty, magia tak prawdziwa, choć bardzo oryginalna (druidyzm! No druidyzm! Jak w mordę strzelił, choć widziany inaczej, a główny duch... ahhh! Serduszkuję!) a droga, jaką podążamy z bohaterami, wydaje się miejscami mało rzeczywista, ale w większości realna. Otulona jaśminem i curry. I czasem podlana jogurtem. Absolutnie z przyjemnością wędrowałam po świątyniach, pałacach, ciasnych uliczkach, po lasach i nierzeczywistych ścieżkach, obserwowałam świątynie i ogrody. Świat został zbudowany realistycznie i bardzo, bardzo dobrze. Relacje między postaciami wydają się być całkiem dobre, ale...

No właśnie. Mam to "ale" mimo wysokiej oceny. Aśoka, czyli jeden z głównych antagonistów - w zasadzie, co on robi, poza tym, że wkurza? Związek między służącą a księżniczką - po co? Niektóre decyzje, zwłaszcza pod koniec tego tomu wydały się mi naciągane, na siłę, na już, na potrzebę chwili. Co z tego, ze poznajemy tajemne imię, skoro wnioski możemy wyciągać milionowe? Co z tego, ze księżniczka podejmuje taką, a nie inną decyzję, skoro nie czuje się jej władzy? Trochę pytań zostaje bez odpowiedzi i odnoszę wrażenie, że nie zaszkodziłoby te 5-6 stron dodatkowo, by wyjaśnić niektóre kwestie, ale... może wyjaśnią się w drugim tomie? Czekam.

Nacisk na feminizm, na siłę kobiet. Normalnie, w scenie z powrotem, aż się prosiło, by między wojownikami i buntownikami wcisnąć plakaty "#metoo". Ja rozumiem, bunt w społeczeństwie, zrozumienie, że kobiety też mogą... ale ten hashtag, choć potrzebny, w którymś momencie stał się niemal memem, i miast pomagać, tylko drażni. Doceniam, serio, doceniam, ale odrobinę miękkości w to żelazo "silnych niezależnych i pewnych swego" pań by się przydało (kto to mówi).

Co też mnie mierzi, to ta - przepraszam, ale "moda" na LGBT+. Rozumiem, że każdy ma prawo być sobą i wyrażać siebie, nie mam nic przeciwko. Wręcz darzę głęboką miłością i przyjaźnią osoby z tego nurtu - ale czasem mam wrażenie, że co druga książka musi dotykać tego tematu. Książka, w mojej opinii, nie straciłaby nic z faktu, że tego wątku miłości tu nie ma - albo zarysowana jest ledwie zauważalnie, subtelnie. A nie, nagle, ni z gruchy ni pietruchy, obrywam w twarz wspomnieniem pocałunków pod wodospadem. Silne postacie nie potrzebują takich elementów! Znaczy, ok, uczłowiecza się tak postać, ale... no nie podobało mi się to. Trochę za bardzo, choć - i tak szacunek, czapka z głowy, że wątek ten zarysowano nie jako pierwszoplanowy, ale coś w tle, coś, co się przewija.

No nic. Ponarzekałam, pomarudziłam, ale w całokształcie - ta książka to mój absolutnie najlepszy typ, jaki przeczytałam w 2023 roku. Magiczna, uwodząca, aromatyczna, orientalna, a jednocześnie silna i zaskakująca. Fabryka Słów - a raczej tłumacz, pan Piotr Kucharski - zrobił oszałamiającą robotę, za którą należą się gromkie brawa. 

Absolutnie, polecam. Polecam mocno i gorąco, dla wszystkich, którzy szukają subtelnej i nieoczywistej magii, dobrze rozpisanych bohaterów, świata, który pod znanym nam płaszczykiem jest zupełnie obcy. Polecam całym swoim serduszkiem, polecam gorąco i - jak tylko mnie kac książkowy opuści - to z pewnością sięgnę po tom drugi tej serii. I kto wie, czy nie sięgnę też po pierwsze książki autorki, które wyszły w Polsce...? ;)

_________________________________________________________________________________

Curry, jaśmin, siła, przekonanie o możliwości zmian. Zaskakujący i orientalny miks smakowej lektury, która zostanie ze mną jeszcze długo - i z pewnością chętnie do niej znów kiedyś wrócę!

czwartek, 28 grudnia 2023

217. Łańcuch dowodzenia - Marko Kloos

gwiazdek: 9 
autor: Marko Kloos
tłumaczenie: Piotr Kucharski
wydawnictwo: Fabryka Słów 
data wydania: 25 maja 2018
wersja: papierowa, posiadam
oprawa: miękka, miejscami lakierowana 
ISBN: 9788379643295
cena z okładki: 43,90 zł
tytuł oryginalny: Chains of Command


Militarna seria Frontlines Marko Kloosa szybko staje się jedną z naszych ulubionych. W jej najnowszym tomie autor udowadnia, że wkrótce może stać się czołowym twórcą w tym gatunku. 

Plany ataku na Ziemię zostały pokrzyżowane, jednak Mars wciąż znajduje się w łapach obcych. Ocalali ludzie desperacko próbują odbudować zdolność bojową oraz zorganizować obronę planety. Chorąży Andrew Grayson w trybie przyspieszonym szkoli nowych rekrutów a koszmarne wspomnienia przytępia alkoholem i lekami.
Wspólnota Północnoamerykańska i jej chińsko-rosyjscy sojusznicy dobrze wiedzą, że chwila wytchnienia nie potrwa długo. Muszą dokonać wyboru: uderzyć na obcych zgromadzonych na Czerwonej Planecie, albo rzucić się w pościg za renegatami i próbować odzyskać flotyllę okrętów mogących przeważyć szalę w nadciągającej wojnie. Żadne wyjście nie gwarantuje bezpieczeństwa, każde niesie ogromne ryzyko.
Niewielka grupa komandosów ma zbadać siedzibę dezerterów na odległym księżycu. Grayson i jego żona, pilotka Halley, znów trafiają w sam środek działań bojowych i biorą udział w w nowej wyniszczającej kampanii, której stawką będzie przyszłość ludzkości.

A co znajdziemy w środku...?

niedziela, 17 grudnia 2023

Powroty zza grobu...?

(autor grafiki nieznany, źródło: Pinezka!) 


Aż chciałoby się rzec: BU! 


Powracam. Cała w kurzu, bo jednak trochę minęło, wypadłam z obiegu, ale wracam! Postanowiłam nieco odświeżyć całość, zmienić coś w moim życiu. Odświeżam avatara, pewnie sposób pisania moich recek. 

A może przelewać po prostu emocje znów na książki, znów wiedzieć, że robię coś, co kocham...? Zaczynam nieśmiało. 

A może śmiało, mocnym postanowieniem powrotu. I postanowieniem drugim: stosik wstydu na pierwszym miejscu! Tak, nazbierał się mi się stosik wstydu, że o panie, w zad kopnąć.Gdyby kogoś interesowało, co i jak i gdzie, to proszę uprzejmie, prezentuję swoją kupkę zaległości! ;)

Jak widać, lista jest spora, i mam niezły wybór. Nie liczę oczywiście tytułów, które dostaję w ramach prenumeraty "Kolekcji mistrzów fantastyki i horroru", których oczywiście tu nie mam... i moim głównym celem jest utrzymanie faktu, że to będą JEDYNE NOWE książki, jakie będe nabywać.

Wiem, okłamuję się ;)

Ale to jak z dietą co roku w styczniu - tradycji musi być zadość! 

Buziaki!
Kag