KiB w sieci

czwartek, 25 stycznia 2024

8/2024 (228) - Janusz Stankiewicz, GORATH. Uderz pierwszy

 


Gwiazdek: 1
Autor: Janusz Stankiewicz
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Wydawnictwo Alegoria
Data polskiego wydania: 6 maja 2022
Data oryginalnego wydania: 
Cykl / seria: Gorath (tom 1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 292
Wersja: cyfrowa, BARDZO ŻAŁUJĘ ZAKUPU, posiadam
Oprawa: -
ISBN: 9788366767188
Język: polski
Cena z okładki: nieznana, za produkt cyfrowy zapłaciłam 23 zł
Tytuł oryginalny: -


Zacznę od tego, że BARDZO, ALE TO BARDZO - i tak, zasługuje to na podkreślenie, powiększenie i kolor czerwony - nie podobało mi się zachowanie ze strony wydawnictwa, które wysłało maila z groźbami, aby autor innej, negatywnej recenzji, usunął ją z Legimi, Lubimy Czytać i bodajże jeszcze jednej platformy. Takie zachowanie jest absolutnie NAGANNE i należy je piętnować w świecie książek. Pomijając fakt, że wydawnictwo należy do tych z gatunku vanity - i raczej powinno mu zależeć na RACZEJ DOBRYCH relacjach z nami, osobami piszącymi opinie i recenzje, taka sytuacja absolutnie jest godna napiętnowania i nagłośnienia. 

A teraz przejdźmy może do tego, co zastałam, kiedy po dowiedzeniu się, jakie to złe, zaczęłam zerkać tu i tam. Po pierwsze: opinie na LC zaskakująco wysokie. 7,6/10? WOW! No to musi być sztosik - tym bardziej że zachwalano mi to na jednej ze stron poświęconych kulturze popularnej, jako - tu cytat z pamięci: "debiut, który zaspokoi wszystkie wymagania czytelników fantasy", czy jakoś tak. Uznałam, że - ok, dam kiedyś szansę. A później trafiło mi się, że sytuacja opisana akapit wyżej została mi - i nie tylko mi - przedstawiona. Coś mnie w środku skręciło, więc zaczęłam przeglądać opinie na LC. I tu... zonk. Same zachwyty! Same plusiki! Od... osób, które konta założyły tylko po to, by wystawić plusa (czyli pocałować autora w rączkę, bo to krewny/znajomy Króliczka) albo konta najpewniej przekupione. Skąd taka myśl? Polecam zerknąć, sami wyciągajcie wnioski. 

A sam e-book? Poza faktem, że BARDZO żałuję jego zakupu i, całkowicie z łapką na moim przeżartym przez sarkazm i cynizm serduszkiem, przyznaję, że dobiłam do 1/3 tego potworka? To koszmar nad koszmary i nawet "Nawiedzona wagina" miała więcej sensu, niż to tu. Autor, podobno człowiek dorosły, ojciec i mąż - pokazuje zupełne zero warsztatu. Miałam wrażenie, że czytam wynaturzenia 13-latka, który naoglądał się za wiele filmów sensacyjnych z lat 80tych, a później postanowił je przenieść na papier, niż przemyślane, logiczne zdania i sensowną akcję. 

Zaczyna się "niewinnie". Oto nasz "półork półczłowiek" Gorath - pisownia oryginalna - zostaje zawleczony przed oblicze chyba swych władców, którzy wiedzą o nim wszystko, i dają wybór: albo ułaskawienie w zamian za misję albo... chyba śmierć, choć nie do końca zrozumiałam. Nie wiem, wiem, że opis miejsc, postaci, zadania jakie czeka głównego bohatera, który niczym krzyżówka Stallone'a, Van Dame'a, Schwarceneger'a i polanego na dokładkę sosem z Norrisa i Seagal'a - umie wszystko. jest cudowny, bezbłędny, genialny, a styl jego walki przypomina krzyżówkę wszystkich wymienionych. No chodzący ideał. Sam, w pojedynkę rozwala w karczmie przeciwników, zakrada się i morduje kochanka, jego nóż lewituje z brzucha do ściany, a na koniec bezbłędnie pozbywa się problemu z trójką przeciwników. A do tego umie świetnie obstawiać ruletkę, laski na niego lecą jak muchy na lep... Brrrr.

To jest po prostu napisane... ŹLE. Bardzo źle. Pomijam już, że styl autora (a raczej AŁĆtora, bo miałam tu dużo "ałć" podczas czytania) jest zwyczajnie bardzo kiepski. Naiwny, dziecięcy i zły. Do tego dochodzi kompletny brak jakiejkolwiek korekty. Ale tak uczciwie i poważnie, tu nie ma ŻADNEJ KOREKTY, poza tylko sprawdzeniem literówek. Dosłownie - poprosiłam o zdjęcie stopki, i znalazłam tam WYŁĄCZNIE informację o redakcji i projekcie okładki (tak, korekta też jest, ale to korekta ninja. Jest, ale jej nie ma). Interpunkcja popełniła seppuku już na blurbie okładkowym. A im dalej w las, tym więcej drzew - poza wspomnianą nienawiścią do przecinków i kropek w miejscach na to odpowiednich, książka roi się od błędów logicznych. I to widać, brak korekty, brak praktyki redakcyjnej. TEJ DOBREJ. Takiej, która zmusza autora do przemyślenia pewnych działań, pewnych rzeczy. Brak logiczności, posługiwanie się mową potoczną, skróty myślowe i narracyjne, które zamiast pomagać, tylko szkodziły całości. Tu się po prostu roi od testosteronu, ale takiego kiepskiego, który niczym mokry sen nastolatka, znajduje ujście zupełnie nie w sposób, w jaki powinien ujść.

Fabularnie w tej książce nie ma nic. Nie, przepraszam. Jest ON - GORATH NIEZWYCIĘŻONY. Gorath idealny, o którym nie wiemy niczego, nawet ego, jak wygląda; tego domyślać się można na podstawie opisów innych postaci, które występują tu tylko dla zasady. Wręcz seksualne przedstawienie kobiet: albo są piękne, albo pasztety, nie ma nic innego... a nie, przepraszam, są niemieckie kulturystki ;) Wiecie, szerokie bary, krągła pierś, mocarne nogi. No niemieccy trenerzy płakali, jak ubierali w sukienki. Faceci? Albo są kaprawi, albo mają blizny, albo nic poza tym. A, w większości mają ciemne włosy, wyjątkiem są faceci, a kobiety? Kobiety bywają blondynami. Chyba. Nie jestem tego pewna. Poziom absurdalności postaci przebił sufit i dostał rakietą. 

Nie ma żadnej historii, żadnego wyjaśnienia, skąd, dokąd, dlaczego, po co. Mamy tylko: jest tu, idzie tam, skacze siam. Jak ten Gumiś po soku. Ale nie ma kompletnie wyjaśnień fabularnych, które by się trzymały czegokolwiek, na czele z logiką, dlaczego sytuacja X kończy się Y, dlaczego główny bohater wybiera taką, a nie inną drogę. 

Mam wobec tej pozycji bardzo wiele zastrzeżeń. Począwszy od braku kompletnego warsztatu autora, przez wydawnictwo, które wypuściło takiego potworka, aż na braku jakiejkolwiek fabuły kończąc. To co najmniej smutne, że takie rzeczy się pojawiają i są całkiem nieźle promowane. I choć doceniam, że pisarzem może być każdy, jeden lepszym, inny gorszym - że aż sparafrazuję sobie tekst pewnej piosenki - w tym wypadku przed autorem jeszcze bardzo długa droga, by w ogóle wyjść na prostą. Ćwiczenia - olbrzymia ilość ćwiczeń i kontakty z kimś, kto będzie umiał wyłapać błędy, poprawić je, nim trafią w świat - to podstawa.

Szkoda, bo sama idea nie była zła. Niosła z sobą tą nutkę nostalgii za fantasy lat 70tych i 80tych, gdzie główny bohater jest duży, umięśniony i czasem nawet używa mózgu zamiast tylko siły mięśni. Czułam tu wręcz inspirację Conanem, ale... jak to inspiracja, coś poszło bardzo nie tak. Nie tak poszedł warsztat, wykonanie... A szkoda. Trzymam kciuki, by jednak kolejne próby podejścia do tematu wyszły lepiej!

A że doszły mnie słuchy, jakobym była "trollem", bo jako jedna z nielicznych wystawiłam negatywa (pszypadeg? Nie sondzem! I dobrze że całym trollem a nie półtrollem), to zostawię tu tylko przykład, nad jakim się w wolnej chwili chętnie pochylę, żeby wykazać, z jakimi brakami w warsztacie mamy do czynienia...:


Albo... Ja to tu tak tylko zostawię, zaś wam, osobom czytającym moją opinię - pozwolę samotnie zdecydować, czy to tylko moja fanaberia, czy faktycznie, ktoś "subtelnie" odleciał... ;)
_________________________________________________________________________________

Podsumowując - "Gorath. Uderz pierwszy", to słabiusieńki fanfik o Conanie Made in China. Brakuje umiejętności, przecinków oraz logiki. Agresja wydawnictwa względem negatywnych recenzji również jest bardzo negatywnym dodatkiem do całości. Ja rozumiem, że musi być nisza kiepskiego fantasy, że debiuty potrzebują często wiele, by być poziomem co najmniej dobrym, jednak - w tym wypadku wszystko zawiodło na całej linii.

Czy polecam? Nie. Wręcz odradzam, bo jest to pozycja zła, ale nie z punktu samej historii - bo miała szansę być całkiem fajnym czytadełkiem. Ale okazała się po prostu nastoletnim tworem, któremu daleko jeszcze do podstaw bycia "choćby słabym, ale ciekawym debiutem". A szkoda...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz