piątek, 12 stycznia 2024

03/2024 (222) - Patricia Briggs, Zew księżyca

Gwiazdek: 8
Tłumaczenie: Ilona Romanowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data polskiego wydania: 10 marca 2017
Data oryginalnego wydania: 31 stycznia 2006
Cykl / seria: 
Mercedes Thompson (tom 1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 420
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788379642236
Język: polski
Cena z okładki: 39,90 zł
Tytuł oryginalny: Moon Called

W wszechobecnej zalewajce książek YA pozujących na urban fantasy, postanowiłam sięgnąć do klasyki i przypomnieć sobie, jak dobrze jest poczytać solidny kawałek urban fantasy z prawdziwego zdarzenia. Siłą rzeczy więc padło na Patricię Briggs, która kojarzy mi się tylko i wyłącznie z rozrywkowym, szybkim ale jednocześnie świetnym urban fantasy. Co więcej, potrzebowałam odskoczni od "Cienia i Pazura", gdzie utknęłam w gdzieś 2/3 książki, więc... co jest lepszego na taki zator jak coś szybkiego i lekkiego? No właśnie. 



Sięgałam bez obaw - uniwersum Mercy Thompson znam od dawna. Wilkołaki, wampiry, zmiennokształtni. Co prawda, przyznaję, trochę zapomniałam już o tym cyklu, ale kiedy - przyznaję z niechęcią, bo wciąż mój uraz do kradzieży fragmentów opinii przez Fabrykę Słów jątrzy się we mnie jak wrzód - wydawnictwo zapowiedziało W KOŃCU 13sty tom, uznałam, że czas sobie odświeżyć całość. Przy okazji, powiem, zabawna sprawa, bo zdecydowałam się na posiadanie fizycznie całej serii - i jakim moim zdumieniem było odkrycie, że tom 6, absolutnie trudny do zdobycia, osiąga rekordowe wyniki: 600 zł za tom? Toż on ze złota... ;) No ale, po prawdzie, zdekompletowany (6, 7 i 8 tom - odkupię z radością, jeśli ktoś na sali ma!) ale mam, więc nie zostawało mi nic innego, jak rozsiąść się wygodnie... i nosem wciągnąć tą pozycję.

Mercedes Thompson to kobieta silna i niezależna, ale w tym takim "zdrowym" znaczeniu - potrafi wymienić i papier toaletowy i żarówkę i naprawi samochód. Tak, nasza bohaterka, a jednocześnie narratorka, to mechanik samochodowy, któremu właśnie z warsztatu odszedł pracownik. I wówczas spotyka młodego, przerażonego i wyraźnie zagubionego chłopaka, który przedstawia się jej fałszywym imieniem. Szybko się dowiadujemy, że mamy do czynienia z wilkołakiem, który nie umie nad sobą zapanować. Mercy decyduje się na pomoc Adama, miejscowego wilkołaka i alfę wilków z okolicy. Ten pozornie prosty ruch rozpoczyna całą serię skomplikowanych sytuacji, prowadzących przez Montanę i uprowadzenie, aż do złamania ręki i randkę. Sporo tego jak na jednego kojota, prawda? No tak. Mercy to zmiennokształtna - umie przyjmować formę kojota... Dodajmy do tego jeszcze dwóch samców walczących o naszą panią, wampira, który uwielbia Scooby-Doo i zwariowaną nastolatkę, która radośnie jak wiosenna burza przetacza się przez życie naszej pani mechanik i to przepis na wybuchową mieszankę, która radowała moje czytelnicze potrzeby.

Książkę czyta się absurdalnie szybko, ale napisana jest też fajnym, lekkim językiem. Tłumacz też zrobił kawał dobrej roboty, oddając Mercy tą lekkość tonu, jak i łatwość prowadzenia narracji. Nie czułam się przygnieciona nadmiarem informacji - ani o wilkołakach, ani o innych nadnaturalnych rasach tu występujących. Wręcz przeciwnie, pani Briggs z lekkością wprowadza wiadomości o zachowaniu w stadzie, o tym, jak wilkołaki się zachowują. Tak, wiem, to już klasyka wilkołaczych zachowań, ale jednak sposób, w jaki jest to przedstawiane w tym konkretnym uniwersum, wciąż zaskakuje mnie lekkością i głębią zrozumienia zwyczajów typowych dla wilków. I jest to napisane tak, że wręcz przyjmuje się to za oczywistą oczywistość - czyli coś, czego brakuje mi we współczesnych urban fantasy, jeśli już zahaczają o wilkołaki. Ale nie tylko nimi uniwersum stoi - już na dzień dobry niemal poznajemy Stefana, wampira, który na swój sposób o Mercy dba, ale też ma dość... ciekawe upodobania. No i Adam oraz Sam - wilkołaki, których wygląd wyrywa z butów, i choć obaj są przeciwieństwami, to jednak... ekhm, przepraszam, chyba odrobinę się zaśliniłam.

Fabuła jest prosta, szybka i nie wymaga od nas skupienia czy logiki. Po prostu się dzieje, wydarzenia, choć nie zawsze mogą być możliwe (rozbroiło mnie choćby to, jak do Mercy się władowano, a później rozmawiano!) - to łykamy je jak pelikan rybkę. I nawet nie mrugnęłam przy porwaniu. Po prostu przyjmujemy, że jest jak jest - może dlatego, że Mercy nie jest Mary Sue, ale faktycznie taką krwistą bohaterką, która uczciwie przyznaje się do swoich słabości i umiejętności. Co więcej - jeśli już w pierwszym tomie cyklu nasza główna bohaterka obrywa, ma złamaną rękę - i jest to KONSEKWENTNIE później ciągnięte - no to o czym mówimy? Tylko brawa. Może zachowanie niektórych postaci było nielogiczne momentami, ale - dało się przymknąć na to oko.

Jedynie co, to kwestia starzenia się trochę mnie kuła w oko. Telefony stacjonarne, komórki i ... pagery!? Coś czuję, że współczesne nastolatki będą rozczarowane i nie będą wiedziały, czym jest paiger ;) Do tego, co bardzo, ale bardzo mnie cieszyło: nie ma tu niemal słówka o erotyce. Całusy, przytulaski? Są. Ale dopiero na koniec. Przez całą książkę, choć bohaterowie się rozbierają, są nadzy, albo w wilczej formie kierują nos tam, gdzie nie powinni - ta erotyka w zasadzie nie istnieje. I to bardzo mnie ucieszyło. Serio, miałam dość tej wszechobecnej erotyki, która wylewa się z każdej niemal książki, więc tu - przyjęłam to z niemałą ulgą. Oby więcej znów takich książek!

Co do postaci - są zbudowane całkiem fajnie, choć schematycznie, jednak, zero osądzania. W tamtych czasach po prostu taki styl. Ale mimo to, każda z postaci, jaką spotykamy na kartach książki, coś sobą przedstawia, jest przemyślana i logiczna. Czy przez fakt wychowania, czy przez doświadczenie, jakim obdarzyła autorka - akcja budzi reakcję, i nie ma tu płytkich, nic nie wnoszących zapchajdziur. od rosyjskiej wiedźmy z wnukami, przez doktora, który ma problem z pogodzeniem się z wewnętrznym wilkiem, aż po alfę, który dba o dobro wszystkich. Tak, tu każda postać jest przemyślana, dobrze zbudowana i taka, że da się ją lubić bez zastanowienia. 

Seria jest świetna, absolutnie godna polecenia zawsze i wszędzie. Zarówno dla miłośników urban fantasy w klasycznym tego słowa znaczeniu - jak i dla tych, którzy nigdy się nie zetknęli z takimi powieściami i chcą spróbować. Ale też to świetne uniwersum dla osób, które szukają odskoczni od wszędobylskich fae, erotyki i głupiutkich Mary Sue ;)

________________________________________________________________________________

Podsumowując: Mercy Thompson szturmem i z humorem trafiła w moje literackie gusta. To powieść lekka, fajna, z realnymi bohaterami i wartką, błyskawiczną akcją. Czyta się to lekko, przyjemnie i z uśmiechem na ustach. Wilkołaki, wampiry i kojoty - dają się lubić! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz