czwartek, 25 stycznia 2024

7/2024 (227) - Anne Bishop - Most marzeń

Gwiazdek: 5

Autor: Anne Bishop
Tłumaczenie: Monika Wyrwas-Wiśniewska
Wydawnictwo: Initium
Data polskiego wydania: 17 kwietnia 2013
Data oryginalnego wydania: 1 stycznia 2012
Cykl / seria: Efemera (tom 3)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 463
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788362577316
Język: polski
Cena z okładki: 41,90 zł
Tytuł oryginalny: Bridge of Dreams

Po raz trzeci wróciłam do Efemery, niesiona ciekawością. Może dlatego, że ciekawa byłam, jak potoczą się losy bohaterów, może dlatego, że zwyczajnie świat mnie zauroczył... ale na pewno był to powrót kiepski i męczący. Jak lubię prozę Anne Bishop, i uważam ją za taki "komfortowy kocyk czytelniczy", tak tutaj po prostu męczyłam się strasznie.



Glorianna Belladonna znów znajduje się w niebezpieczeństwie, jej krajobrazom zagrażają Mroczni Przewodnicy i Czarodzieje. Do tego, od czasu powrotu, zdecydowanie odsunęła się od swego brata - Lee. W przypływie gniewu mostowy decyduje się na krok w nieznane, pozwalając, by to serce wybrało drogę. To rozpoczyna całą serię wypadków. Dosłownie, ponieważ w wyniku podjętej decyzji - Lee zostaje oślepiony, a później trafia do domu wariatów w Wizji, gdzie powoli zaczyna wracać do siebie... Tymczasem Mrok opanowuje coraz większe fragmenty miasta, i nawet szamani nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Może też dlatego Lee, z pomocą szamana Danyla i triady Zhahar Zeela a Sholeh - podejmuje się nierównej walki o odzyskanie swojego miejsca w świecie.

Lubię świat "Efemery" - idea roztrzaskanego świata, który tu nazywa się "krajobrazami", opiekujących się nimi krajobrazczyń i łączących je mostowych przypadł mi do gustu. To było coś innego, na swój sposób odkrywczego i odświeżającego. Idea światów, które odpowiadają twoim największym pragnieniom, gdzieś w jakiś sposób do mnie przemawiała. A jednak, kiedy dostałam Wizję - miasto, w którym widzisz tylko to, czego pragniesz - po prostu odpuściłam, bardziej ślizgałam się po tekście, niż rzeczywiście, śledziłam wydarzenia.  Uważam też, że dobrze zrobiłam, czytając wcześniej też "Głos", króciusieńką nowelkę z tego uniwersum, bo inaczej miałabym problemy z niektórymi kwestiami, jakie zostały tu poruszone. A jednak... Ehh.

Szkoda, że "Głos" nie był potraktowany jako dodatkowy rozdział - nie zmieniłoby to wiele w tej historii, a pozwoliłoby zrozumieć zarówno dzwonki, kamienie czy choćby niemą kapłankę. Szkoda, bardzo szkoda.

Lee był przeze mnie najmniej lubianą postacią. Irytował, drażnił. Jego oślepienie zupełnie mnie nie przejęło, absolutnie mu nie współczułam, nie kibicowałam, by doszedł do siebie. Po prostu... był. Już lepszy był Danyl, choć i on mnie irytował. Nie wiem, może to kwestia tłumaczenia, może zmęczenie materiału wyszło - jednak żadna z postaci nie wzbudzała we mnie pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie, każda mnie irytowała, każda miała w sobie coś, czego nie umiałam przetrawić. Poczynając od Glorianny Belladonny, przez Sebastiana, kończąc na postaciach pobocznych, które pokazywały się tylko jako zapchajdziury fabularne. Pojawiały się, kiedy były potrzebne, nie wnosząc zupełnie nic. Skupienie się na więzach rodzinnych - to schemat dość powtarzalny, znany choćby z "Czarnych kamieni", i tu również grał olbrzymią rolę. Po co? Nie wiem.

Chyba jedyny potencjał, jaki był - był z triadami i samą Efemerą. Niestety, został on potraktowany bardzo po macoszemu, a dodatkowy wątek "ograniczmy erotykę, ale nadal ją zostawiajmy" działał mocno na niekorzyść. Po prostu było to koszmarnie męczące. Zaś Efemera - przedstawiona raczej jak dziecko bawiące się zabawkami, bywała momentami zabawna, a nawet intrygująca, było tego jednak stanowczo za mało, by w całokształcie równoważyć rozczarowanie "Mostem". 

Dłużyzny fabularne i brak większej, żwawszej akcji to zdecydowanie minus "Mostu". Zagrzebany, zapomniany potencjał krajobrazów, fascynujący, acz potraktowany po macoszemu problem triad - to elementy, na jakie składał się fakt kartkowania przeze mnie powieści, bez wbijania się w nią z fascynacją. A szkoda, bo był olbrzymi potencjał.

_________________________________________________________________________________

W całokształcie "Most marzeń" nie jest książką złą czy kiepską. Nie, to sympatyczna, ciepła historia, która znajdzie swoich zwolenników, rozwinie historię Lee i pozwoli poznać inne krajobrazy. Mnie nie urzekła, ale może po prostu - mam chwilowo przesyt twórczością Anne Bishop. A może moje serce podróżowało z bagażem, który nie pozwalał mi do końca chłonąć uroki Efemery? Kto to wie...?

Podróżujcie więc bez bagażu i cieszcie się literaturą. Bez względu na to, czy jest ona wysokich czy niskich lotów ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz