niedziela, 7 stycznia 2024

02/2024 (221) - Anne Bishop, Pakt Królowej

 Gwiazdek: 3

Autor: Anne Bishop
Tłumaczenie: Karolina Podlipna
Wydawnictwo: Initium
Data polskiego wydania: 10 września 2021
Data oryginalnego wydania: 10 marca 2020
Cykl / seria: Czarne Kamienie (tom 10)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 523
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788366328624
Język: polski
Cena z okładki: 44,90 zł
Tytuł oryginalny: The Queen's Bargain



Żeby życie miało smaczek, raz czytamy książkę absolutnie rewelacyjną (Ametyst) a raz koszmarek. I nie wiem, czy wina tu jest tłumaczki, która ewidentnie nie dorównała poprzedniczki, czy po prostu pragnienie zysku sprawiło, że pani Bishop zeszła z poziomu. Nie wiem, dość jednak, że zwieńczenie serii, które czekało na mnie długo, aż w końcu po nie sięgnę - rozczarowało mnie bardzo.



Prozę pani Bishop lubię. Na swój sposób subtelna, choć pełna dobrej erotyki (a nawet bardzo dobrej, patrząc na te współczesne koszmarki, gdzie "jądra robią się purpurowe jak borówki" a "staniki do pasa  opadają odsłaniając piersi" - i nie wiesz, czy piersi czy stanik opada do pasa! D:), zawsze kojarzyła mi się z takim "bezpiecznym i przytulnym" czytaniem. Nie bojąc się sięgać po trudne i często kontrowersyjne tematy, pisze o nich ze smakiem i wyjaśnia, dlaczego takie a nie inne działania winny być karane. Ale tu...

Historia rozwija znaną nam akcję z wcześniejszego tomu. Daemon Sadi i Surreal SaDiablo są małżeństwem, muszą uporać się jednak z dużym problemem, choć żadne nie wie, jak ma to zrobić. I to chyba główny wątek, a nie wątek Jillian - i pewnego księcia wojowników, niejakiego Lorda Dillona. W międzyczasie jeszcze przeciska się wątek Lucivara i Marion. Dziwne pomieszanie z poplątaniem, bo serio, chciałam więcej Jillian, o ile już musiałam, a w zamian dostałam wielki misz masz. Za dużo, za wiele, a jednocześnie czegoś mi tu brakowało.

Za dużo seksualności, za dużo żaru, który wręcz wylewał się z każdej strony. I spoko, jak seria zawsze była erotyczną, tak tu w jakimś momencie zaczęło mnie męczyć to wszechobecne nawiązywanie do sytuacji. Bohaterowie zaś stali się trochę mniej "żywi", trochę bardziej nienaturalni. Pozbawieni są tego swojego wcześniejszego i naturalnego "czegoś". Począwszy od dialogów, przez zachowanie - gdzieś to wszystko się rozmyło, rozpłynęło. Trochę smutno mi z tego powodu, ale co poradzić - możliwe, że faktycznie, pani Bishop przez te 10 lat trochę zapomniała, jakich wykreowała bohaterów. Nie wiem.

Daemon stracił swój pazur uwodziciela, Surreal jak potrafiła machać kuszą, to teraz jest tylko nędznym napomknięciem tego. Lucivar stał się głupszy, niż to możliwe, by był. Niektóre zachowania, reakcje bohaterów były zupełnie nie do wyjaśnienia, nie do zrozumienia, dlaczego tak a nie inaczej się zachowywali. Magiczne nawrócenie Lorda Dilliona też wydawało mi się dość naciągane. Dialogi sztywne i nijakie, brakowało w nich tego humoru, który w serii się pojawiał.

Co do świata przedstawionego - no cóż. Nic niezwykłego, wszystko znajome i współcześnie oczywiste. Wątek ze "Słodkim Ząbkiem" absurdalny, zwłaszcza te ciastka. No ale - zapchajdziura musi być.

Co mnie bardzo raziło, to tłumaczenie. Tłumaczenie zupełnie nie pasujące do całej serii. Zabrakło mi tej subtelności i nutki klasycznej nostalgii słów, zamiast tego dużo współczesnych wtrąceń. Dziwaczne przeinaczenia gdzie choćby zamiast "czarnych wdowców" mamy "męskie czarne wdowy", "earie" zamiast "siedliska" - no i mój osobisty hit, za który powinna tłumaczka na grochu  klęczeć: "Andulvarek", zdrobnienie "Andulvara". Rozumiem, małe dziecko i w ogóle, ale jeśli co kilka stron mamy takie wtrącenie, to... no nie. Nie wiem, czy to lenistwo, czy brak znajomości wcześniejszych tomów, czy po prostu taki styl, ale absolutnie psuło mi to przyjemność z czytania.

Ten tom nie był zły. Ale równie dobrze mógł w ogóle nie powstać i nie byłoby problemu.

_________________________________________________________________________________

"Czarne Kamienie" to seria, do której zawsze chętnie wrócę, choćby z sentymentu. Uwodzicielski styl Anne Bishop zawsze na mnie działał, zawsze umiał wzruszyć i rozbawić. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy dać sobie spokój, kiedy świat, jaki stworzono, należy zamknąć i już do niego nie wracać. Tu tego zabrakło. Przegadany, nudny tom, który, choć czyta się błyskawicznie, nic nie wniósł. 

Nie. Nie polecam. Chyba, że jako ciekawostkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz