sobota, 30 grudnia 2023

01/2023 (218) - Tasha Suri, Jaśminowy tron

 Gwiazdek: 9 

Autor: Tasha Suri
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Data polskiego wydania: 31 maja 2023
Data oryginalnego wydania: 08 czerwca 2021
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: zintegrowana, miejscami lakierowana 
ISBN: 9788379648641
Język: polski
Cena z okładki: 43,90 zł
Tytuł oryginalnyThe Jasmine Throne







Długo zastanawiałam się, co napisać o tej pozycji, która wzięła mnie szturmem, złapała, pobiła i zostawiła z kacem książkowym. Kacem, którego już dawno nie odczuwałam tak mocno, jak po "Jaśminowym Tronie".

Szczerze, to bardzo chciałam, by to była pozycja, którą zaprezentuję w nowym, 2024 roku - ale za bardzo mnie wciągnęło, za mocno, zupełnie jak bagno wessało w ten niezwykły świat i nie pozwoliło się wynurzyć, zupełnie, jakbym sama wpadła w wody bezśmiertne, nie mogła złapać tchu.

No ale ok. od początku. 

Z panią Suri to było moje pierwsze spotkanie. Pierwsze i niezwykłe, choć mam kilka "ale". Od pierwszej strony zostałam wciągnięta w ten żywy, pachnący jaśminem, curry i ryżem świat wzorowany na kulturze Indi. Pewne nazwy były dla mnie przytłaczajace, inne brzmiały na swój sposób swojsko - może dlatego, że gdzieś tam czasem sięgałam po coś związanego z ta kulturą. Nie mniej, przepadłam. Porwał mnie barwny, subtelny świat, w którym kobiety sprowadzone są do roli służebnic. Ej, uwaga! Mój feminizm kończy się z chwilą, jak trzeba przenieść lodówkę z miejsca na miejsce, więc - rozumiem. Poza tym, z historycznych aspektów i doświadczeń wiem, że jeszcze nie tak dawno temu rolą kobiety było wyglądać ładnie i rodzić dzieci. Więc panie feministki - proszę siedzieć cicho, do aspektu, który się tu pojawia - tak, feministyczny, jeszcze przejdę.

Zaczyna się dość niezwykle. Od wygnania księżniczki, która odmówiła wejścia na stos. Poznajemy ją w chwili, kiedy wspina się na świętą górę, by tam, w miejscu straszliwej tragedii, mogła odpokutować swe winy; przemyśleć swe działania. Przydzielona jej kobieta "do towarzystwa" to tak naprawdę kat w sari. Podając księżniczce truciznę, która jednocześnie uzależnia i ogłupia, ma nadzieję, że w ten sposób naprawi przewiny. Mamy też jednocześnie historię służącej, która nie ma niczego - i przez przypadek zwłaszcza się do pracy w owym więzieniu, by ostatecznie stać się towarzyszką naszej księżniczki. Jednocześnie zaś poznajemy historię ich obu, ale też osób z ich otoczenia - dowiadujemy się, dlaczego znalazły się, gdzie się znalazły, co nimi kierowało.

Jednocześnie zaś zagłębiamy się w świat, skomplikowane zależności łączące Cesarstwo Paridźatdwipy (chyba nie zrobiłam błędu przy przepisywaniu nazwy!), poznajemy też chorobę - butwienie, jakie toczy całe cesarstwo. podobno istnieje na to lekarstwo - osoby, które trzykrotnie przejdą przez wody bezśmiertne, magiczne, cudowne i tajemne wody - potrafią ową chorobę powstrzymać. Ale czy na pewno? Obserwujemy, jak główne bohaterki, ale i postaci drugoplanowe - nabierają charakteru, nabierają cech. pewności siebie, że mimo życia w świecie owładniętym męskimi rządami, mają głos. Zdobywają się na siły, by uciec, by walczyć o swoje. A to "swoje" okazuje się władzą. Nad własnym życiem, nad ludźmi, nad rodziną. Nad tym, co wcześniej brało kontrolę.

To na swój sposób piękna walka. Ale tylko na swój sposób. Momentami działania Malini i Priji były niezrozumiałe. Miałam wrażenie, że coś dzieje się na siłę - począwszy od wątku ich miłości - bardziej mi to syndrom sztokholmski przypominało, niż faktyczne zauroczenie/miłość, przez ich wspólną ucieczkę z Hijamy, aż po rozstanie. Bywały fragmenty szczere i interesujące, ale bywały też trochę... brzmiące na naciągane na siłę. 

Nie zrozumcie mnie źle, silne, dobrze zarysowane postacie kobiece w fantastyce to zawsze fajna sprawa, choć zawsze mam obawy, czy nie ocieramy się o typowe Mery-Sujki. Takie "co-to-ja-nie-umiem-i-jaka-nie-jestem". Na szczęście, albo i o dziwo, tu dostałam postacie, które idą od zera do bohatera. Niezbyt ładna służąca (w kategorii urody indyjskiej) okazuje się silna, troskliwa i ofiarna. Piękna księżniczka nie jest taką pustą lalą, na jaką wygląda. Również kobiety na drugim planie, choć nie zawsze, wydają się być mocne, silne, ufne we własne siły i pomysły. Ale nie zawsze idzie to dobrze (nasza Bhumika - nie kupowałam jej od początku). Męzczyźni zaś... Chyba tylko Rao mnie przez chwilę kupował, a tak - przepraszam, ale silna, niezależna femina pisała tą książkę i chciała pokazać, że nawet w silnie szowinistycznych społeczeństwach są słabe męskie postacie. Tak to odebrałam.

Ale pomijając już te kwestie budowy postaci - świat jest rzeczywisty, magia tak prawdziwa, choć bardzo oryginalna (druidyzm! No druidyzm! Jak w mordę strzelił, choć widziany inaczej, a główny duch... ahhh! Serduszkuję!) a droga, jaką podążamy z bohaterami, wydaje się miejscami mało rzeczywista, ale w większości realna. Otulona jaśminem i curry. I czasem podlana jogurtem. Absolutnie z przyjemnością wędrowałam po świątyniach, pałacach, ciasnych uliczkach, po lasach i nierzeczywistych ścieżkach, obserwowałam świątynie i ogrody. Świat został zbudowany realistycznie i bardzo, bardzo dobrze. Relacje między postaciami wydają się być całkiem dobre, ale...

No właśnie. Mam to "ale" mimo wysokiej oceny. Aśoka, czyli jeden z głównych antagonistów - w zasadzie, co on robi, poza tym, że wkurza? Związek między służącą a księżniczką - po co? Niektóre decyzje, zwłaszcza pod koniec tego tomu wydały się mi naciągane, na siłę, na już, na potrzebę chwili. Co z tego, ze poznajemy tajemne imię, skoro wnioski możemy wyciągać milionowe? Co z tego, ze księżniczka podejmuje taką, a nie inną decyzję, skoro nie czuje się jej władzy? Trochę pytań zostaje bez odpowiedzi i odnoszę wrażenie, że nie zaszkodziłoby te 5-6 stron dodatkowo, by wyjaśnić niektóre kwestie, ale... może wyjaśnią się w drugim tomie? Czekam.

Nacisk na feminizm, na siłę kobiet. Normalnie, w scenie z powrotem, aż się prosiło, by między wojownikami i buntownikami wcisnąć plakaty "#metoo". Ja rozumiem, bunt w społeczeństwie, zrozumienie, że kobiety też mogą... ale ten hashtag, choć potrzebny, w którymś momencie stał się niemal memem, i miast pomagać, tylko drażni. Doceniam, serio, doceniam, ale odrobinę miękkości w to żelazo "silnych niezależnych i pewnych swego" pań by się przydało (kto to mówi).

Co też mnie mierzi, to ta - przepraszam, ale "moda" na LGBT+. Rozumiem, że każdy ma prawo być sobą i wyrażać siebie, nie mam nic przeciwko. Wręcz darzę głęboką miłością i przyjaźnią osoby z tego nurtu - ale czasem mam wrażenie, że co druga książka musi dotykać tego tematu. Książka, w mojej opinii, nie straciłaby nic z faktu, że tego wątku miłości tu nie ma - albo zarysowana jest ledwie zauważalnie, subtelnie. A nie, nagle, ni z gruchy ni pietruchy, obrywam w twarz wspomnieniem pocałunków pod wodospadem. Silne postacie nie potrzebują takich elementów! Znaczy, ok, uczłowiecza się tak postać, ale... no nie podobało mi się to. Trochę za bardzo, choć - i tak szacunek, czapka z głowy, że wątek ten zarysowano nie jako pierwszoplanowy, ale coś w tle, coś, co się przewija.

No nic. Ponarzekałam, pomarudziłam, ale w całokształcie - ta książka to mój absolutnie najlepszy typ, jaki przeczytałam w 2023 roku. Magiczna, uwodząca, aromatyczna, orientalna, a jednocześnie silna i zaskakująca. Fabryka Słów - a raczej tłumacz, pan Piotr Kucharski - zrobił oszałamiającą robotę, za którą należą się gromkie brawa. 

Absolutnie, polecam. Polecam mocno i gorąco, dla wszystkich, którzy szukają subtelnej i nieoczywistej magii, dobrze rozpisanych bohaterów, świata, który pod znanym nam płaszczykiem jest zupełnie obcy. Polecam całym swoim serduszkiem, polecam gorąco i - jak tylko mnie kac książkowy opuści - to z pewnością sięgnę po tom drugi tej serii. I kto wie, czy nie sięgnę też po pierwsze książki autorki, które wyszły w Polsce...? ;)

_________________________________________________________________________________

Curry, jaśmin, siła, przekonanie o możliwości zmian. Zaskakujący i orientalny miks smakowej lektury, która zostanie ze mną jeszcze długo - i z pewnością chętnie do niej znów kiedyś wrócę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz