Kocich łapek: 3
czytałam: 1 dzień
wydawnictwo: Psychoskok
cykl: -
stron: 222
wersja: ebook/posiadam
wydanie: I (2015)
tytuł oryginalny: -
tytuł oryginalny: -
Książki o tematyce historycznej to ciężki kawałek chleba. Z jednej strony trzeba uważać, by nie zamienić tego, o czym się pisze, w podręcznik do historii, z drugiej zaś należy uważać na fikcję literacką, by nie popłynąć z jej nurtem zbyt radośnie.
"Strzała przeznaczenia" niebezpiecznie balansuje na tej granicy, z jednej strony (niby) pokazując fakt historyczny, jak wyglądała Anglia w Roku Pańskim 1066, ale z drugiej...
Nie ukrywajmy - od książek o tematyce historycznej wymagam sporo. Wymagam, by miały w sobie nutę fikcji, by się czytało dobrze, ale i by autor operował sprawnie realiami, o jakich zdecydował się pisać. Piotr Skupnik, niestety, nie uniknął wpadek. Mimo, iż pozycja jest śmiesznie cieniutka - nie czytało się tego dobrze.
Umiera Edward Wyznawca, król Anglii. Jego następcą zostaje Harold Godwinson, ale nie może czuć się bezpiecznie - skandynawscy wojowie już ruszają, by podbijać angielskie wybrzeża. W tych czasach młody wojownik, Gareth Patington (miałam złe skojarzenia z pewnym znanym misiem...) postanawia poślubić nie kobietę swego stanu, brzydką ale bogatą, jednak urodziwą, lecz wioskową dziewczynę, Margareth. Sprawy się komplikują, gdy Anglię najeżdżają barbarzyńcy ze wschodu. Gareth musi ruszać na ratunek zarówno ukochanej jak i własnemu rodowi...
Mówiąc uczciwie, jak kwestia najazdu wikingów na Anglię jest w pełni do przyjęcia w powieści,każdej, tak tu po prostu co chwila podnosiłam znad lektury wzrok i pytałam się boga ducha winnego kwiatka w doniczce - "Co ja właśnie przeczytałam?". A kwiatek, jak to kwiatek, nawet listkiem nie pomachał, by nie mówić o jakiejś bardziej aktywnej formie rozmowy. Czy tam, tfu, monologu - zielenina nie rozmawia w końcu z nikim bez mocnej dawki środków niekoniecznie dobrych, prawda? Mniejsza z tym, bo powieść, choć zapowiadała się dobrze, okazała się miałka, słaba no i po prostu - kiepskawa. Autor chciał dobrze, nie ma co ukrywać, bo chciał. Ale wyszło jak wyszło. Przypomnijmy, że mamy rok 1066, czasy "głębokiego i ciemnego średniowiecza" (jakby to nazwano pospolicie), a postacie mają zdecydowanie za wielką wiedzę, za dużą ogładę i w ogóle, są takie... hm, nazwijmy to: "współczesne" (wystarczyło poczytać rozmowę między ojcem a Garethem dotyczącą małżeństwa), są zwyczajnie drażniące. brakowało mi nutki historyczności, stylizacji na tamten okres. Wiem, jest to niezwykle trudne zadanie, bo w zasadzie nie wiadomo, jak ludzie wówczas się wypowiadali, jednak można spróbować pobawić się i nadać rys historyczny. Fabuła również nie powaliła mnie na kolana. Na przestrzeni 200 stron z drobnym kawałkiem w plus, można wszak sporo opisać, sporo zrobić, sprawić, że czytelnik chce więcej. A tu...? Miałko, kiepsko i wyraźnie wyczuwało się inspirację innymi książkami, z których coś dodano, a coś ujęto... Mimo szczerych starań, trudno mi doszukać się zalet tej pozycji, choć, niewątpliwie, jakieś są. Problemem jest jednak to, że wszystko dzieje się za szybko, zbyt oczywiście i zbyt płynnie.
A bohaterowie? Ci również nie powalają na kolana, jak już wcześniej wspomniałam. Tacy miałcy, współcześni, zbyt oczytani i "mądrzy", zbyt dumni i zdający się być niemal bogami. Prawie tak, jak w amerykańskich filmach o superbohaterach - wszystko im się układa według ich myśli, zaś wrogowie grzecznie idą pod topór ;) Nie, po prostu nie kupiłam żadnego z nich, nawet nie spróbowałam traktować poważnie. Trochę za bardzo papierowi się wydawali, zbyt idealni, zbyt ogarnięci. Za wiele superlatyw w stosunku do osób, które żyją w trudnych czasach, bez dostępu do ułatwień życia. Nie przypasowało mi to, krótka piłka.
Nie ma co ukryć. W moim odczuciu
Za możliwość recenzji tego egzemplarza dziękuję wydawnictwu Psychoskok.
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz