sobota, 23 sierpnia 2025

72/100 - Patricia Briggs, Piętno rzeki


Gwiazdek: 7 (6,5, ale litościwie dałam wincyj)

AutorPatricia Briggs
Tłumaczenie: Marek Najter
Korekta/redakcja: 
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data polskiego wydania: 20 lutego 2015
Data oryginalnego wydania: 03 marca 2011
Cykl / seria: Mercedes Thompson (tom 6)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 384
Wersja: cyfrowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788379640287
Język: polski
Cena z okładki: 39,90 zł
Tytuł oryginalny: River Marked

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Zastój czytelniczy to straszna rzecz, dlatego, w próbach mierzenia się z większymi cegiełkami, postanowiłam sięgnąć po coś, co na pewno wejdzie mi jak rozgrzany nóż w ciepłe masło, a przy okazji sprawi, że nieco przełamię wakacyjną klątwę - i zacznę znów czytać! Dlatego pomimo oporów, i świadomości, że akurat tej jednej-jedynej książki fizycznie mi brak, a ceny na rynku bywają zaporowe (tak, z drugiej ręki widziałam na OLX za 600 zł tą pozycję! Poszaleli!)  - skusiłam się na wersję cyfrową. Okazało się, że wciągnęłam całość nosem, w jedno popołudnie, bawiłam się... dobrze, ale nie wybitnie, a mój opór książkowy zdecydowanie spadł w dół. Choć, jak sobie pomyślę, że znów sięgnę po książkę, w której miłość kwitnie na lewo i prawo i zabraknie tam Kojota jako katalizatora, robi się mi lekko słabo. No ale. Do krótkiego boju, więc zapraszam!

_________________________________________________________

Mercy i Adam biorą ślub. W końcu. Było to wszak do przewidzenia, tak samo jak do przewidzenia będzie, że matka Mercy postanowi wsadzić swoje trzy grosze w tą wizję. Gołębie i wilkołaki? Balony i wilkołaki? A może po prostu motyle i wilkołaki? Z każdym pomysłem jest tylko gorzej, dlatego w końcu nasza bohaterka decyduje się z ukochanym na przyśpieszony ślub w sekrecie... Tu nie będę spojlerować, powiem tylko, że Jessie to wcielone diabelstwo. Ostatecznie nasze gołąbki oficjalnie zostają zaobrączkowane, i mogą ruszać w podróż poślubną. Ale nic nie może być takie proste i łatwe, bo miejsce, jakie wybrali na spędzenie miesiąca miodowego i wcale nie było przypadkowe. Edith, dziewczynka z jo-jo pamiętana z poprzedniego tomu, miała bowiem wizję. Magiczni nie garnęli się do wyjaśniania, co i jak, ale wiadomo, że Mercy to magnez na problemy, i już na dzień dobry trafiają na nieprzytomnego, przerażonego mężczyznę w łódce. Sprawy jednak nie wyglądają kolorowo - rzekę terroryzuje tajemnicza istota do spółki z wydrzakami, a na domiar złego, do naszej pani mechanik zaczyna dobierać się przeszłość i jej pochodzenie... 

Tom jest.. dobry, ale nie wybitny. Mamy znów Stefana, który stara się wrócić do żywych, Mercy, która stara się załagodzić problemy, mamy nadopiekuńczego Adama - ale mam wrażenie, że czegoś tu zabrakło. Jakiegoś ruchu, rozruchu, pomysłu na fabułę. Zaczynamy od Stefana, potem mamy ślubny chaos, w końcu podróż, która przeradza się w poznawanie swoich korzeni. Niby wszystko jest, niby fajnie się spina, a jednak brakowało mi czegoś, jakiegoś elementu, który zachowa logiczność całości i sprawi, że naprawdę będę zachwycona. A tak, po prostu czytałam, nie czując tego żaru, który zwykle miałam przy Briggs - poprawnie, dobrze, momentami nawet zabawnie, kiedy objawił się Kojot, ale jednak czegoś zabrakło. Tej linki prowadzącej od punktu do punku. Za wiele miłości między Mercy a Adamem, za mało fabuły jako takiej. Było dobrze, ale mogłoby być o wiele lepiej. 

To nie tak, że książka była zła, czy nudna. nie. Wręcz przeciwnie. Działo się całkiem sporo, wplecenie w wydarzenia bonusowo mitologii indiańskiej naprawdę fajnie siadło, ale zabrakło chemii, tego czegoś, co sprawiało, że nie umiałam wcześniej się oderwać. Tu miałam wszystkiego za wiele, za bardzo, za mocno, za dużo. Za dużo miłości Mercedes i Adama, za dużo udowadniania, jak bardzo się kochają, za bardzo Adam staje się zaborczy, Mercy zaborcza, legendy indiańskie i cała kultura, choć absolutnie genialnie ciekawa, skupiona na raczej nudnych elementach... nie wiem, mam wrażenie, że po prostu było słabo.

Równie słabo wypadła istota, z którą nasza bohaterka musiała się zmierzyć. Jak początkowo wierzyłam w jej wpływ i działania, tak, kiedy doszło do finałowej walki, to średnio mi się chciało w to wierzyć. Było dziwnie, absurdalnie i tak... no nie do końca do uwierzenia, że w ogóle to miałoby miejsce. No miałam trochę zgrzytów. Niby sekret wodnej istoty wciąga, niby intryguje, niby człowiek chce rozwiązać zagadkę, ale ta poprowadzona jest tak, że niekoniecznie zachwyca.

Ogólnie, "Piętno rzeki" książką złą nie jest, wręcz przeciwnie, to fajne pokazanie dalszych losów ulubionych bohaterów tego świetnego urban fantasy, ale czegoś mi brakowało. Pomijając fakt, że wydanie papierowe to prawdziwy biały kruk, to brakowało mi tu przemyślenia sobie wszystkiego, rozłożenia akcji. Mamy straszliwe niedosyty Mercy i jej przygód, ale za to pod korek jej życia uczuciowego. Niedosyt istot nadnaturalnych, duchów, demonów, Starszych, ale dość, jak chodzi o to, jak sobie z Adamem układa życie, bo... no nie.

Z pozytywów, ewidentnie został Kojot. Mam do tej postaci wybitną słabość i choć szkoda mi, że go tak mało było w tym tomie, to cieszę się, że w ogóle się pojawił. No i fajnie, że wrócił Stefan - akurat jego strasznie lubię.

Mimo pewnego rodzaju znudzenia i miałkości, prześlizgiwania się po temacie tajemniczych istot - seria z mercedes Thompson dalej jest serią, po którą sięgam z radością i przyjemnością. Napisana lekkim, prostym językiem wciąga, cięte uwagi bohaterki bawią a wydarzenia dzieją się błyskawicznie. Naprawdę, jest to klasyka urban fantasy, po którą sięgnąć warto, i nawet jeśli nie jest się fanem wielkim romansów - które w tym tomie wręcz kipią - to jednak można się bawić naprawdę dobrze. Na kaca książkowego - seria jak znalazł ;)

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz