sobota, 9 sierpnia 2025

Gościnnie, Gorath: Krawędź Otchłani


Gwiazdek: 8

Autor: Janusz Stankiewicz
Tłumaczenie: 
Wydawnictwo: Alegoria
Data polskiego wydania: 31 marca 2023
Data oryginalnego wydania: 
Cykl / seria: Gorath
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 324
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788366767355
Język: polski
Cena z okładki: 44 zł
Tytuł oryginalny: 

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Pamiętając jak… niezapomniane wrażenie wywarła na mnie książka „Gorath: Uderz pierwszy”, do jej kontynuacji podchodziłem z totalną rezygnacją i brakiem jakichkolwiek oczekiwań – ot, jak na przysłowiową egzekucję. Pocieszała mnie jedynie myśl, że po quasi-korektorskim koszmarze pierwszej części gorzej być już raczej nie może. Swoje zastrzeżenia do niej wyraziłem zresztą w recenzji na LC (i na wrocławskich Targach Książki, gdzie miałem przyjemność spotkać autora) i nadal ją podtrzymuje, bo ta chłosta była ze wszech miar zasłużona. Sięgnąłem jednak po „Gorath: Krawędź Otchłani” i zacząłem czytać. Pierwszy kwiatek znalazłem już na stronie 14, gdzie korektorom uwidziało się zostawić w tekście słowo „N2ie” (pisownia oryginalna). Westchnąłem zrezygnowany, rzuciłem że „znowu się zaczyna” i z poczuciem nadciągającej zagłady ruszyłem dalej w tekst. I bardzo, ale to bardzo przyjemnie się rozczarowałem!


_________________________________________________________

Zacznę jednak od krótkiego przybliżenia z czym tym razem autor postanowił nas zapoznać. Akcja drugiego „Goratha” zaczyna się krótko po wydarzeniach znanych z pierwszej części. Tytułowy bohater, wykazując się dużą dawką zdrowego rozsądku połączonego z pragmatyzmem, nawiał z Imperium i postanowił udać się na morza południowe by zacząć wszystko od nowa i zasmakować prostego życia. Niestety chwalebne i rozsądne zamiary szybko zostają pokrzyżowane przez coś tak prozaicznego jak rzeczywistość, która nie jest skłonna pozwolić naszemu półorkowi parać się uczciwym fachem. Zamiast tego Gorath, po raz kolejny wykazując wspomniany wcześniej pragmatyzm, ze słowami „Jebać biedę!” na ustach wraca do zarabiania na życie tym, co wychodzi mu najlepiej – czyli demontażem bliźnich przy użyciu ostrych i tępych narzędzi. Los prowadzi go do przestępczego półświatka, gdzie usiłuje zebrać kapitał startowy na nowy start życiowy – tak, tak nie porzucił tego zamiaru, jedynie go odłożył na czas nieokreślony. I chociaż na początku idzie nieźle, to wkrótce pojawiają się starzy znajomi, którzy po raz kolejny wciągają go w wir wydarzeń o zdecydowanie za wysokiej, jak na jego gusta, randze.

Jednocześnie z przygodami Goratha prowadzona jest druga linia fabularna, dziejąca się w samym Imperium. Tu mamy dwójkę głównych bohaterów. Po pierwsze dawnego towarzysza półorka, elfiego maga Evelona spiskującego przeciw Imperium orków, a po drugie Katahanę Marr, pracodawczynię Gorahta z pierwszej części, która stoi na straży porządku w tymże Imperium. Los naturalnie splata ich wątki, co prowadzi do spisków, intryg, wojny biologicznej, a nawet do scen posuwisto-zwrotnych, na szczęście utrzymanych na stosownym poziomie – nic NieZwykłego. Co ciekawe, oba wątki nie splatają się, wyraźnie zostawiono to na trzecią część. Którą autor nęci, dodając na końcu naprawdę dobre cliffhangery.

Więcej nie zdradzę i już przechodzę do wrażeń jakie wyniosłem z lektury „Gorath Krawędź Otchłani”. W telegraficznym skrócie – jest to dobra książka. Nie wybitna, nie przełomowa, ale zwyczajnie dobra. I szczerze mówiąc nadal nie mogę uwierzyć, że tak właśnie ją odbieram. Postęp, jaki uczynił autor od pierwszej części jest wręcz gargantuiczny. I mam tu na myśli sam styl pisania, konstruowanie historii i jakość ogólną. Przygody bohaterów są interesujące, utrzymane w dobrym tempie, a na dodatek w treść wpleciono nieco ciekawostek z przeszłości świata przedstawionego. Ten zaś został znacząco rozbudowany, dowiadujemy się coraz więcej jak wygląda sytuacja na nim i co jeszcze może się w ustalonym porządku spierniczyć (wychodzi na to, że całkiem sporo). Dodatkową zaletą jest fakt, że napisano to bardzo przystępnym językiem i lektura tych trzystu stron (z ogonkiem) idzie błyskawicznie – oceniam średni czas czytania na niecałe dwa popołudnia.

Naturalnie nie wszystko było idealnie – zdarzały się sceny, w mojej opinii, niepotrzebne, przy innych z kolei aż wali po oczach skąd wzięta została inspiracja do nich – ot na przykład banda piratów płynąca na bagna celem odwiedzenia wiedźmy. Brzmi znajomo? I chociaż generalnie klimat jest dobry i utrzymywany, to zdarzają się zgrzyty, jak choćby pojawienie się „brokera informacji”, które to określenie nijak do świata przedstawionego nie pasuje. Tak więc owszem, można w tekście znaleźć potknięcia, ale w niezbyt dużej ilości i o niezbyt dużym ciężarze gatunkowym. No może oprócz jednego, który mi osobiście boleśnie zgrzytnął po mózgu – nazwanie przyzwanej morderczej wielonożnej, owadopodobnej bestii zergiem. Zergiem. Serio? Nie dało się wymyślić czegokolwiek innego? Przez kilka stron bałem się, że zaraz wjadą tam na rydwanie Raynor i Kerrigan… Kolejnym zastrzeżeniem jest fakt, z pochodzenie Goratha nadal nie jest dobrze uwidocznione. Mimo, że jest półorkiem, to tak naprawdę zachowuje się i jest opisywany jako nieco silniejszy i odporniejszy człowiek – to zdecydowanie dalej jest do poprawy.

A teraz najważniejsza część, czyli poziom korekty i redakcji. W przeciwieństwie do poprzedniej części tutaj ona występuje i jest widoczna. Przyznam, że czytałem powoli i uważnie, tropiłem potencjalne wpadki i oprócz tej wymienionej na samym wstępie, zwyczajnie ich nie znalazłem. Podejrzewam, że po fiasku, które zabiło przyjemność z lektury „Gorath: Uderz pierwszy” (przynajmniej dla części czytelników), pan autor przeciągnął korektorów po rozżarzonych węglach lub przewalcował ich na piekielnych maglach i efekt widać od razu! Zupełnie inaczej podchodzi się do książki zredagowanej w taki sposób, że lektura jest przyjemnością a nie torturą. Oby tak dalej!

I to w sumie byłoby na tyle. Chociaż nadal trudno mi w to uwierzyć (wiem, powtarzam się), to po lekturze drugiej części, z pewną dozą niecierpliwości czekam aż uda mi się dopaść przygody Goratha numer trzy. Ocena jaką daję książce jest wysoka. Patrząc obiektywnie, nawet nieco zawyżona, ale jest to działanie celowe w ramach uznania nad pracą jaka została wykonana by kontynuacja nie powtórzyła błędów pierwszej części. I teraz najważniejsze pytanie – czy książka jest na tyle dobra, żeby ryzykować przedzieranie się przez tą wielokrotnie wspomnianą pierwszą część? W mojej prywatnej ocenie – tak. Szczególnie jeżeli trzecia część będzie utrzymana na tym poziomie co druga. Na co mam szczerą nadzieję.


A jak jest naprawdę? To już oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić Kag kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz