Gwiazdek: 7
Autor: Robert Anthony Salvatore
Tłumaczenie: Robert P. Lipski
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 1995
Data oryginalnego wydania: 1991
Cykl / seria: Pięcioksiąg Cadderly'ego (tom 2) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 289
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 8390215322
Język: polski
Cena z okładki: 14,00 zł
Tytuł oryginalny: In Sylvan Shadows
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Cena z okładki: 14,00 zł
Tytuł oryginalny: In Sylvan Shadows
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Kontynuujemy naszą przygodę z Cadderly`m, tym razem stawiając na więcej akcji i przygody, pozostawiając niewinność za drzwiami. Szczerze, brakowało mi tego, i bawiłam się naprawdę dobrze na tej, skądinąd, cieniutkiej powieści, którą połykałam szybko, ciesząc się typowym dla autora stylem z dawką walk i trochę naiwną narracją. Co więcej, nawet zauważyłam znaczną poprawę tłumaczenia! Czy wszystko mi tu grało? Nie. Ale na tym właśnie polega urok tych powieści, nie ma tu wszystkiego idealnego, wszystkiego doskonale wpasowanego i na miejscu, i to czyni te książki moim prywatnym comfort zone czytelnictwa. Cóż, zapraszam!
_________________________________________________________
Poprzedni tom, Kantyczka, kończy się przybyciem księcia elfów, Elberetha, do Wielkiej Biblioteki. Przywozi on rękawice z symbolem Talony, znalezione wśród niedźwieżuków, jednych z wielu potworów atakujących puszczę Shilmisty. Cadderly, wraz z Daniką i - o dziwo - Kierkanem Rufo, wyruszają wraz z księciem elfów w głąb puszczy, by ocenić stan zniszczeń, a także podjąć się próby ratunku przeciw agentom Chaosu. Nieoczekiwanie, do pomocy dołączają Ivan i Pikel Bouldsholder, i z połączonymi siłami elfów podejmują się heroicznej walki o ocalenie Shilmisty przeciwko złośliwemu Ragnorowi...
Zamek Triumwiratu podejmuje się kolejnych działań, by zdobyć władzę nad całymi Lśniącymi Równinami, a Ablister snuje już plany kolejnego podboju. Nie przeszkadza mu w tym świadomość wielkiej puszczy po drugiej stronie gór, dlatego wysyła tam swego generała, Ragnora, oraz swą czarodziejkę, Dorigen. Święcie przekonany o swoim zwycięstwie, nie przejmuje się absolutnie niczym, najmniej zaś faktem, ze Cadderly może okazać się przeciwnikiem o wiele groźniejszym i bardziej pomysłowym, niż zakładał. Młody mężczyzna bowiem, choć całe życie mieszkał w Wielkiej Bibliotece, po wydarzeniach z kantyczki, musi dorosnąć, a to, co wydawało mu się do tej pory tylko wydarzeniami ze stron powieści, okazało się rzeczywistością. Prześladowany przez wizje zamordowanego kapłana, wyrusza na swoista pielgrzymkę, chcąc pomóc elfiemu księciu - choć nie do końca z czystych pobudek. W końcu piękna Danica nie jest obojętna tylko młodemu kapłanowi... Elfi król nie jest zachwycony z obecności Cadderlego, ale to właśnie jego obecność sprawi, że puszcza zostanie uratowana, a on sam nagle zacznie być o wiele bliżej swego boga, niż kiedykolwiek zakładał... A w międzyczasie krasnoludzcy bracia rozrabiają, rozkazują elfom ustawiać się w kolejce do bicia i mają masę frajdy, bo w końcu rozbijają goblińskie hordy!
Książkę czyta się błyskawicznie, Salvatore stał tu na wysokim poziomie zarówno akcji jak i humoru. W tym tomie dzieje się dużo, akcja pędzie na łeb i na szyję, mamy pościgi, spiski, magię, dużo walk i knucia. Autor bawi się konwencją, skacze między bohaterami, pokazuje nam obie strony konfliktu, zarówno ten obóz zła jak i dobra, i jak u niego - obie strony są nieco szare, niżli idealnie biało-czarne. Widać to zwłaszcza po elfach, które, choć dumne i zapatrzone w siebie, niechętne do wpuszczania w swój świat ludzi czy krasnoludy, niechętnie przyznają, że pewne istoty są ich przyjaciółmi, i z nimi walczą, uznają je za równe sobie. Parsknęłam nieco na samej końcówce, na zachowaniu naszego biednego Cadderly`ego, ale właśnie w tym był całkiem niezły smaczek.
Wyniosłe i dumne elfy ze swoją arogancją absolutnie mnie urzekły, zwłaszcza król i książę. O takie elfy to ja nic nie robiłam! Przemiana Cadderly`ego jest powolna, ale bardzo realistyczna, jego panika i szok na koniec doskonale oddaje ideę przemiany, która prowadzi na ostateczną drogę, jaką znamy. Danika, czyli nasza faeruńska kung-fu drażniła momentami, za to krasnoludy uwielbiam. Najmniej chyba powiedzieć mogę o złych postaciach, one ani ziębiły ani parzyły, wybitnie w tym tomie po prostu "były". I tyle. Bardziej w deseń zapchajdziur, niżli faktycznie potrzebnych istot, a szkoda, bo nawet Druzil, który miał dość ciekawą rolę do wykonania, w tym tomie zupełnie sie nie sprawdził.
Za to bardzo cieszy mnie poprawa tłumaczenia. To już nie jest to koślawe i krzywe, nieporadne tłumaczenie z "Kantyczki", tylko naprawdę solidne i porządne, na którym bawiłam się przednio. Nazwy własne, pełne zdania, braki błędów logicznych i stylistycznych - tak, więcej takich właśnie, no i te zabawy sytuacjami, zabawy zdaniami! Tak! O takich tłumaczy ja nie walczyłam!
W całokształcie "Mroki Puszczy" to bardzo sympatyczna, przyjemna i lekka książka, którą czyta się błyskawicznie i świetnie spełnia swoją rolę "wypełniacza" dla szukających szybkiej i lekkiej, pełnej akcji książki z postaciami, które już znamy i doceniamy, nie wymagając jednocześnie specjalnie ambitnej i wymagającej wielkiego skupienia książki. To typowy zapychacz, który jest taką komfortową, lekką i rozkoszną książką, która pozwoli nam się oderwać i świetnie bawić, jednocześnie nie pozwalając nudzić. Polecam.
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz