Gwiazdek: 7
Autor: Robert Anthony Salvatore
Tłumaczenie: Robert P. Lipski
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 1995
Data oryginalnego wydania: 1991
Cykl / seria: Pięcioksiąg Cadderly'ego (tom 1) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 298
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 8390215314
Data polskiego wydania: 1995
Data oryginalnego wydania: 1991
Cykl / seria: Pięcioksiąg Cadderly'ego (tom 1) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 298
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 8390215314
Język: polski
Cena z okładki: nie podano
Tytuł oryginalny: Canticle
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Cena z okładki: nie podano
Tytuł oryginalny: Canticle
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Powracam do Zapomnianych Krain, sięgam po swoisty "początek" całej tej serii, rozgrywającej się tuż po antologiach, ale dla tych, którzy czytali przygody Drizzta - nie będzie to spotkanie z nową postacią, ale całkiem już znaną i wspominaną. Cadderly, uczeń i nowicjusz kapłaństwa Deneira, patrona skrybów, kartografów i artystów, znajduje się dopiero na początku swej kapłańskiej drogi, a już musi mierzyć się z niebezpieczeństwem zagrażającemu Wielkiej Bibliotece. Kapłani Chaosu i agenci złej bogini, Talony mierzą bowiem wysoko, a ich celem jest zniszczenie Biblioteki... I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie kilka małych "ale", które oczywiście, musiały mi się wkraść podczas lektury. Nie byłabym jednak sobą, gdybym tylko wszystko wychwalała, prawda...? No, to zapraszam!
_________________________________________________________
Cadderly, młody kapłan ewidentnie nie przykłada się do nauki - o wiele bardziej woli towarzystwo mniszki Daniki, krasnoludzkie rodzeństwo Ivana i Pikle`a, czy swej zaprzyjaźnionej, białej wiewiórki - Percivala. Wraz z krasnoludami pracuje nad kolejnymi tajemniczymi wynalazkami, w międzyczasie też poznajemy innych mieszkańców Wielkiej Biblioteki: mistrzów, mieszkających weń kapłanów, czy gości, w tym druidów. Jednocześnie zaś w klasztorze Talony, bogini chorób i nieszczęść kilku kapłanów pracuje nad potężną klątwa chaosu, która ma sprowadzić zagładę na bastion dobra. W wyniku knowań i machinacji, udaje się jednemu z kapłanów przeniknąć do piwnic Biblioteki, i zwabić Cadderly`ego, a tym samym rozpocząć śmiertelne działanie klątwy - ta bowiem wzmaga pragnienia ukryte w sercach. Świadomy zła, jakie dzieje się wokół niego, Cadderly podejmuje się desperackiej próby poznania prawdy i zatrzymania zła, jakie ogarnęło najbliższe mu miejsce, a także przyjaciół, którzy wraz z nim ruszają w głąb katakumb...
Książkę czyta się szybko, lekko i przyjemnie, muszę to przyznać, ale czego oczekujemy - prozę pana Salvatore albo się zna i wie, czego oczekiwać, albo się odrzuca. W tym wypadku, charakterystyczny styl sprawiał, że po prostu się uśmiechałam, ale był to uśmiech przez łzy. Nietypowo dla siebie bowiem, zacznę od tłumaczenia, które po prostu było straszne. Straszne, koślawe, sprawiające, że momentami musiałam czytać akapit po dwa, albo i trzy razy, żeby zrozumieć, co właściwie zaszło w tekście. Pan Robert P. Lipski nie popisał się kreatywnością i umiejętnościami tłumacza, choć kładę to raczej na karb lat, w których to tłumaczenie powstawało, niż umiejętnościami. niektóre wyrazy, określenia czy potwory są nie przetłumaczone, zdarzały się momenty, kiedy określony kolor pewnej rzeczy zmieniał się z jednego na inny bez powodu. To wpływało na komfort czytania, jednak w całokształcie udało się dotrzeć do końca, a Salvatore wrzucił niezły cliffhanger, który kusi, by poczytać kolejne przygody Cadderly`ego już w tym momencie.
Akcja jest nieśpieszna, napięcie powoli narasta. Mamy wyraźny podział na tych dobrych i tych złych, możemy bez problemu odróżnić jednych od drugich, ale to ma swój urok, ten smaczek. Nie musimy się zastanawiać nad niczym, po prostu idziemy dalej i obserwujemy knowania agentów chaosu przeciw kapłanom dobra. Sama klątwa i jej konsekwencje, również jest bardzo interesująca, choć momentami autor nieco za bardzo skupiał się na pewnej kapłance Sune... ;) Motywacje bohaterów, choć wydają się oczywiste, wcale nimi nie są - ja wiem, to Forgotten Realms, tu motywacje "złych" są po prostu oczywiste, ale jeśli się wgryźć nieco, da się ich zrozumieć i polubić to, jakie prawa nimi rządzą. Nieco więcej zastrzeżeń mam do "dobrych", którzy wcale tacy dobrzy nie są. I tu pokazuje się geniusz klątwy, która wyciąga to, co ukryte w sercach ;) Fajny pomysł, mi się on akurat bardzo podobał.
Finałowa akcja w katakumbach, to już smaczek na torcie nazwiska autora, i naprawdę dobrze się na niej bawiłam. Krasnoludy dały mi naprawdę dużo funu. Nie będę ukrywać, to chyba najlepsze elementy tej historii, a ich sprzeczki i działania wspólnie albo osobno, również sprawiały, że nie raz się uśmiechnęłam. I ten hełm z rogami kontra szkielety! No ale, Salvatore znany jest z prowadzenia walk dość widowiskowo, acz muszę przyznać, że miałam momenty zawieszenia się, czy dana pozycja, zwłaszcza dla mnicha, jest poprawna i możliwa - ale przymknijmy na to oko, w końcu to kung-fu z zapomnianych Krain! Poza tym, jest to utrzymane w duchu całej serii, to i dlaczego nie?
Postacie, którym zarzuca się bycie płaskimi, wcale nie są takie płaskie. Złymi kieruje całkiem niezła motywacja, która jest do uwierzenia, dobre postacie zaś w większości - poza Cadderly`m i jego kompanami, są po prostu elementami tła, które momentami dają humorystyczne zacięcie (Histra). Ale odbiór ich jednak znów - psuje się przez tłumaczenie. Momentami za dosłowne, momentami trochę odklejone od tego, co autor miał na myśli, przez co czytelnik może się pogubić, i cóż, niestety, ale przy czytaniu trzeba się skoncentrować.
W całokształcie, "Kantyczkę" czyta się naprawdę dobrze, to lekka pozycja, która idealnie wypełnia potrzebę czytania czegoś, co nie zabije nas ani głupotkami fabularnymi, ani ciężką atmosferą, ani objętością. Szybko możemy czuć się w fabułę, sympatyzować - albo nie - z konkretnymi postaciami, a w niektórych scenach szczerze się uśmiechnąć. To typowo przygodowa pozycja, od której wielu już teraz odwykło i uważa je za dość naiwne i głupiutkie, i choć zgadzam się z tym, że są to pozycje naiwne, to jednak z radością wróciłam do znanego sobie uniwersum, odkurzyłam bogów i bohaterów, i przez chwilę mogłam walczyć z nieumarłym złem, kibicując w myślach głównemu bohaterowi.
Czy polecam? Zdecydowanie. Odradzam jednak te książki osobom, które oczekują epickości rodem z Sandersona czy Ericksona - nie, tu tego nie znajdziecie. Nawet nie próbujcie szukać. To hack`n`slash, który ma dać czytelnikowi fun, bez mnogości imion, wydarzeń i życiowych rozważań. Po prostu - czysta przygoda w iście klasycznym, RPG-owym stylu D&D!
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz