piątek, 5 września 2025

75/2025 - Feliks W. Kres - Najstarsza z Potęg

Gwiazdek: 6

AutorFeliks W. Kres
Tłumaczenie: -
Redakcja/korekta: (brak stopki redakcyjnej)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data polskiego wydania: 04 listopada 2022
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Księga Całości (tom 8)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 496
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: zintegrowana
ISBN: 9788379647699
Język: polski
Cena z okładki: 64,90 zł
Tytuł oryginalny: -


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Jak Kresa kocham, uważam go za absolutnego mistrza pióra polskiej fantastyki i stawiam bardzo wysoko w mojej prywatnej topce, tak "Najstarsza z Potęg" mnie zmęczyła, wykończyła, miałam wrażenie, że czegoś tu brak. Że kręcę się w kółko jak bączek, a że nie jestem fanką marynistycznych powieści - a może raczej, co za dużo majtków, kił, olinowania i bujania, to mam za dużo. Już chyba szybciej pustynię przeżyję, ale stawiam tu znak równości - nie, jest to dla mnie nudne. Dodajmy do tego jeszcze najbardziej wkurzającą ze wszystkich postaci w "Księdze Całości" i voila! mamy przepis na to, bym męczyła się z książką, walczyła o przeczytanie kolejnych 30 stron. Bo niestety, walczyłam... Króciutko. Bo nie ma co lać wody w tematach, których nie lubię.

_________________________________________________________

Wieczne cesarstwo zostało Wiecznym tylko z nazwy - już Dartan jest bardziej bogaty niż Armekt, zaś Garra i Agary zaczynają rozważać rebelię. Rebelię coraz głośniejszą, coraz silniejszą. Ale nie wspólnie - Garra sobie, a Agary, ksiąstewko dopiero co powstałe, a może raczej państewko, które zyskuje swoją świadomość. Państewko Raladana i Ridarety w końcu ma szanse zaistnieć. A może raczej, to raladan ma szanse zaistnieć? Dorasta, staje się przywódcą swego państewka. A jednocześnie martwi o Riri, która choć umarła - wciąż żyje.

Ten tom to swoiste pożegnanie - ostatni tom Feliksa W. Kresa, znanego też jako Witold Chmielecki, mistrz, którego gwiazda zgasła nieoczekiwanie. To nie koniec historii Szereru, ale koniec pewnej epoki. Autor wrócił do cyklu po 20 latach, nieśpiesznie zmieniając swój styl - postawił na rozwój postaci, na skomplikowane relacje, na relacje łączące postacie. Dlatego skupiamy się na rozwoju obu wysp, na skomplikowanej polityce, która zaczyna nieoczekiwanie sięgać w miejsca, w które wcześniej nie sięgała. Raladan dorasta, zostaje przywódca, ale jednocześnie ojcem, który stara się pogodzić wszystkie funkcje w jednym. Nie jest to proste, zwłaszcza kiedy tuż pod nosem zaczyna wznosić się bunt, a Ridareta nagle wykazuje się mądrością i rozwagą (nie wierzę, że to piszę), planując kolejne kroki. Mamy sporo polityki, mamy dyskusje z Przyjętymi, rozważania o tym, czym jest tytułowa Najstarsza z Potęg, mamy bitwy. Mamy od groma marynistyki, morskich klimatów, szczegółowych opisów statków, ich działania, czego się na nich robi...

Największy problem mam chyba właśnie z wątkami marynistycznymi. One były dla mnie po prostu nudne, miałkie i nijakie. I choć doceniam potężną dawkę wiedzy i znajomości tematu, to jednak naprawdę solidnie się tu męczyłam. Rozumiem zabieg, jednak zupełnie nie trafił mi w gusta... nazwijcie mnie szczurem lądowym z chorobą morską, ale zupełnie nie rozumiem tej zajawki na wszystko, co pływa, nie odróżniam dziobu od burty, i jest mi z tym naprawdę dobrze. Nie muszę się znać na wszystkim i lubić wszystko w końcu!

Dużo jest w tej książce też takiego gadania dla gadania. Przegadania tematów, zwłaszcza, kiedy wchodzi na scenę temat Przyjętych. Ja wiem, że oni tak mają, że oni gadają rozwlekle, mądrze i wielce obficie, ale momentami miałam dość i modliłam się, żeby dana scena już się skończyła, albo żeby konkretna postać przestała popisywać się swoim laniem wody. 

Z postaci - cieszę się, że znienawidzona przeze mnie Ridi w końcu błyska tu inteligencją w tym tomie. Że w końcu autor skusił się przedstawić ją nie jako pustą kretynkę, która robi YOLO i tyle, ale teraz zaczyna myśleć, rozważać kolejne kroki. Choć momentami dalej głupiutka, to jednak w całokształcie o wiele mądrzejsza i roztropniejsza, niż wcześniej. I choć dalej nie darzę jej szczególną estymą, to jednak zdobyła nutkę mojej sympatii. Raladan tez się zmienił, na plus. Poważny, troskliwy i opiekuńczy, choć momentami dość niewprawny. Na uwagę, ku mojemu zaskoczeniu, zasługiwał też Meav Cichy - postać, która wcześniej się przewijała, ale była mało istotna, teraz w końcu nabiera nieco na znaczeniu i naprawdę ciekawie śledziło mi się jego wątek. Ogólnie, Kres jak zawsze, stworzył postacie wielowymiarowe, ambitne i myślące. Jeśli trafiają się jednostki głupie, jest to wykorzystane w fabule naprawdę przyjemnie i dobrze.

W całokształcie "Najstarsza z potęg" jest książką poprawnie dobrą. Przynajmniej w moim odczuciu. Wiem, są osoby, które mnie zjedzą za taką opinię, ale nie uważam, by ten tom był najlepszym w całej "Księdze Całości", co więcej, nie jest to tom faktycznie całość zamykający. Wiem, śmierć mistrza przerwała to, co dobre, ale mam nadzieję, że kontynuacja stanie na wysokim poziomie (Panie Arkady, mam na myśli pana!). Nie mniej, z pewnością jeszcze nie raz wrócę do tej pozycji, bo było nie było, styl Kresa bardzo mi odpowiada, jest tym stylem, którego w fantastyce szukam - ostry, charakterystyczny, wielowymiarowy, wielowątkowy, nie spłaszczający i nie idący po absurdalnych, fabularnych skrótach.

To naprawdę kawał dobrej fantastyki. Który warto znać. Ale czy warto kochać miłością absolutną? Jeśli ktoś uwielbia marynistykę - to myślę, że się odnajdzie. Ja wolę jednak stały ląd, więc... ;) 

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz