niedziela, 9 marca 2025

24/2025 - Robert M. Wegner, Jeszcze może załopotać

Gwiazdek:
 8

AutorRobert M. Wegner
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Powergraph
Data polskiego wydania: 08 sierpnia 2019
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Opowieści z meekhańskiego pogranicza (tom 0.1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 85
Wersja: cyfrowa, posiadam
Oprawa: -
ISBN: 9788366178175
Język: polski
Cena z okładki: - zł
Tytuł oryginalny: -

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Krótkie, ale niesamowicie przyjemne opowiadanie z uniwersum Meekhanu, które przypomniało mi, dlaczego tak lubię to uniwersum, dlaczego za nim tęskniłam i jak brutalne opisy autor potrafi czarować i łagodzić nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Pośród szczęki broni, smrodu krwi i wnętrzności czają się uśmiechy i starzy znajomi, których znamy jednak z kart już pełnych powieści. A może raczej jednego, konkretnego, dobrze znanego nam bohatera, który znów pojawia się raczej epizodycznie, ale za to w jakim stylu! Tak, mój ukochany Laskolnyk! Tu młodszy, odważniejszy, śmiało... pyskujący cesarzowi. Ahhh, jak dobrze było się zanurzyć w ten świat....! Krótko, ale jest.

_________________________________________________________

Kregan-ber-Arlens, Cesarz Meekhanu spędza kolejne nieprzespane dni nad mapami, świadom nadcinającego zagrożenia nad stolicę. Oto bowiem Yawenyr, Se-Kohlandczyk i przywódca koczowników postanowił zdobyć miasto. Sytuacja wygląda dramatycznie, koczownicy są przygotowani bowiem świetnie i są ich przepotężne ilości, zaś meekhańczycy, mimo wyszkolenia i ulokowania miasta, wydają się mieć znacznie gorszą pozycję. Nie wszystko jest jednak stracone! Genno Laskolnyk wszak jest dość zaufanym Cesarza, podpowiada mu pomysł pokonania przeciwników, ale do tego potrzeba tytułowego łopotania. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że już na dzień dobry, poznając Kregana-ber-Arlensa, poznajemy też spisek, jaki wokół niego związano. W końcu, kto by się spodziewał, że ten niepozorny, wręcz wydający się być głupcem Strażnik Sztandaru wpadnie na taki pomysł...?

Bawiłam się przednio, doprawdy. I ewidentnie, wybrałam sobie genialny moment do czytania, tuż przed sięgnięciem po "Każde martwe marzenie", idealnie odświeżając sobie przeszłość Laskolnyka, ale i nieco wgłębiając się ogólnie w uniwersum, poznając je i dowiadując się nieco o historii, jaką Meekhan miał z koczownikami. Potężna bitwa, która wciąż echem rozbijała się gdzieś w historii, we wspomnieniach czy narracji, ledwie tło, teraz stała się rzeczywistością i pokazała, że była naprawdę potężną. Młody cesarz, który dopiero co umacnia swą władzę, obiecuje, że nie ucieknie, już wrzucony w nurty spisków i knowań, okazuje się sprytnym i twardym przeciwnikiem, a Nora i Psiarnia bezwzględnie mu posłuszne. Mimo zdecydowanie mniejszych sił nieugięcie prowadzi do zwycięstwa swą armię, wykorzystując naturalne ukształtowanie terenu, owocowe sady, strumienie i mury, jednocześnie do armii wcielając nie tylko pełnoprawnych wojskowych, ale i zwykłych ludzi. Nie cofa się, nie boi faktu, że raz dane rozkazy mogą się złamać. Kłóci się z Laskolnykiem, choć jednocześnie słucha jego pomysłów. Jednocześnie zaś obserwujemy obronę stolicy oczyma Mawilo Vanesaresa, który, już jako starszy pan, spisuje historię tej walki dla swej córki i wnucząt, i nie owija w bawełnę. Dzielny, młody wojak wie, że w każdej chwili może stracić życie, ale i tak - w późniejszych czasach dumnie na mankiecie nosi monogram "ANNKS" - a co to znaczy, polecam przeczytać, mnie wyjaśnienie tego skrótu rozbawiło do łez. Na koniec mamy jeszcze Psiarkę, najnowszy nabytek Ogarów, dzięki której słyszymy zdanie, że "jeszcze może załopotać...".

Opowiadanie "jeszcze może..." absolutnie świetnie mi się czytało, szybko i dobrze. Bawiłam się przednio, wracając do dobrze znanego, wykreowanego świata, do znanych sobie postaci, ale i nowych, zupełnie nowych. A jednak, czułam się tak, jakbym była wśród starych przyjaciół. Autor bez problemu wciągnął mnie w swój świat, zauroczył, pokazał, za co go kocham i uwielbiam. Mamy naprawdę solidny kawałek opisów walk i pola bitwy, brutalny świat, w którym nie ma patyczkowania się i zastanawiania, kogo oszczędzamy a kogo nie. Mamy decyzje podejmowane instynktownie, na raz, emocje grają pierwsze skrzypce, a wszystko to podane jest w lekkiej, przystępnej formie opowiadania. 

Chyba najbardziej jednak spodobał mi się motyw samego "łopotania". Kurczę, to, jak ten wątek został poprowadzony - majstersztyk i wisienka na torcie! Uwielbiam! U-WIEL-BIAM!

Postacie są wykreowane, jak u Wegnera, świetnie. Autor doskonale pamiętał o szczegółach, takich choćby jak problemy wiążące się z niedoborem snu. Czapka z głowy. Drobne rzeczy, dobre gesty, ale wszystko składa się na wskazanie, że autor naprawdę potrafił obserwować ludzkie zachowanie, przez co postacie nie są papierowe, irytujące i płaskie, ale żyją i oddychają, są realne i bardzo do uwierzenia.

W całokształcie "Jeszcze może załopotać..." to naprawdę dobre opowiadanie, na którym bawiłam się rewelacyjnie. Dla mnie - to uzupełnienie, wypełnienie historii meekhańskich przygód i bohaterów, rodzaj klamry między kolejnymi tomami, pozwalający mi zrozumieć drogi i wybory, decyzje pewnych postaci albo sytuacje, które są przywoływane. Dla osób, które Meekhan znają, to zdecydowanie warta chwili przystanku pozycja, zaś ci, którzy nie znają autora, okazja, by się przekonać, czy tak jak ja - pokochają styl pisania autora, czy też odbiją się jak kauczukowa piłeczka...

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz