poniedziałek, 7 lipca 2025

64/2025 - Hal Duncan, Atrament

Gwiazdek: 8 

AutorHal Duncan
Tłumaczenie: Anna Reszka
Wydawnictwo: Mag
Data polskiego wydania: 28 sierpnia 2008
Data oryginalnego wydania: 2007
Cykl / seria: Księga Wszystkich Godzin (tom 2) / Uczta Wyobraźni
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 528
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda
ISBN: 9788374800594
Język: polski
Cena z okładki: 35 zł
Tytuł oryginalny: Ink

Kliknij, by wrócić do strony głównej

"Welin" zachwycił mnie i porwał, nie pozwolił się oderwać. Debiutancka powieść Hala Duncana porwała mnie i oczarowała absolutnie. wspominam ją niezwykle przyjemnie i ciepło, jako jedną z tych powieści, która - choć trudna i wymagająca, zapada w pamięć i jest doprawdy Ucztą Wyobraźni, prawdziwą perełką MAG-owej serii książek. Jednak, kiedy przychodzi do oceny "Atramentu", kontynuacji, to już jest o wiele trudniej, ciężej, bardziej skomplikowanie, i nie ukrywam. Długo biłam się z sobą, jak ocenić tę pozycję, jak do niej podejść. Króciutko więc dziś. Zapraszam!

_________________________________________________________

"Atrament" Hala Duncana to drugi tom dylogii "Księgi Wszystkich Godzin", kontynuacja "Welinu". Wracamy więc na poszarpane karty księgi Wszystkich Godzin, przemierzamy różne czasy i przestrzenie, wcielamy się w różne postacie, gonimy króliczka, będąc króliczkiem. Dosłownie, przemierzamy niezwykle złożone i oniryczne multiwersum, gdzie rzeczywistość jest płynna, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość splatają się ze sobą, tworząc sieć alternatywnych światów i mitologii. Po wydarzeniach z "Welinu", gdzie cząstki rzeczywistości rozerwały świat na strzępy, ocalali bohaterowie desperacko poszukują resztek siebie, rozrzuconych po bezkresnym Welinie – wiecznym królestwie, w którym wszystko jest możliwe, a każdy paradoks, niebo i piekło istnieją... 

Brzmi jak szaleństwo? Bo to jest jedno wielkie szaleństwo, a Hal Duncan pokazał, że to szaleństwo nieuporządkowane, paragrafowe i czyste, może istnieć w formie książkowej. To nie jest pozycja prosta, łatwa i lekka, o nie. Jeśli ktoś chce się z nią zmierzyć, bo uważa, że da radę - śmiało, jednak trzeba brać pod uwagę, że ta książka może pokonać już na starcie. Czytałam ją długo. Po dwie, trzy strony. Odkładałam, odczekiwałam, by znów po nią sięgać, bo jednak, wciąż w pamięci mając zachwyt "Welinem" - nie mogłam przejść obojętnie obok tej kontynuacji. A kiedy w końcu zamknęłam ostatnią stronę, zostałam z poczuciem absolutnego zaspokojenia. Uczty, która nasyciła, choć była to uczta niesamowicie wymagająca, zarówno skupienia, jak i uważności. To też lektura, która porusza się znów w granicach mitu sumeryjskiego o bogini Inannie i jej zejściu do podziemi, znów porusza motywy chrześcijańskie, ale i gnostyckie, walkę z aniołami, motywy LGBT+ ale i homofobiczne. Wiele, skomplikowanych tematów, które pojawiają się, by urwać nagle, nieoczekiwanie i nie wracać przez długi czas. Jeśli kogoś denerwują takie urywane, "paragrafowe" czy wręcz wydające się notatkami fragmenty, niech po prostu sobie daruje...

"Atrament" to wieloświaty, skomplikowane, ale przeplatające się historie. Bogate, ale trudne w odbiorze. Jak dobrze się na tej lekturze bawiłam, wiem tylko ja, choć mam totalny chaos i nie wiem, jak skomentować to, co czytałam. Kurde, no. Fabuła jest mocno poszatkowana, z bohaterami pojawiającymi się w wielu wcieleniach, rzeczywistościach i epokach. Duncan po raz kolejny zatarł granice między fantasy a science fiction, tworząc prozę nasyconą zmysłowym pięknem, śmiałością pomysłów i twórczym rozmachem.

A skoro już o bohaterach mowa. Są... specyficznymi personami, ale znamy je dobrze już z "Welinu". Nie będę więc wracać do nich i na nowo się o nich rozpisywać. Dość powiedzieć, że trochę więcej jest tu wątków homoseksualnych, niż hetero, co może odstraszać, więcej też jest przemocy i bluzgów między postaciami, ale rozumiem zabieg. 

To też opowieść o braku tolerancji, okrucieństwie wojny i bezwzględności polityków, z odniesieniami do mitologii i historii (zwłaszcza pierwszej połowy XX wieku). To ukłon dla świata, który wszak przeszedł wiele. To wyzwanie intelektualne dla czytelnika, wymagające składania w całość rozsypanych elementów układanki - i nie dziwię się, że przeciętny Kowalski będzie miał problem, by wyłuskać wiele smaczków. Mimo trudności w przyzwyczajeniu się do rwanej narracji, książka wciąga w proces odkrywania kolejnych warstw znaczeń. To nie tylko kontynuacja, ale także pogłębienie koncepcji wieloświata i wiecznej walki między chaosem a porządkiem, gdzie rebelianci i tyrani, bohaterowie i złoczyńcy, odgrywają swoje role w niekończącym się cyklu.

No cóż... Uznaję ją za doskonałe zakończenie dylogii, pełną intensywnych scen walki, pościgów i przemocy, przeplatanych kronikarskimi opisami (czy aby na pewno?) rzeczywistych wydarzeń. Jest to lektura ambitna i wymagająca, ale dla czytelnik absolutnie satysfakcjonująca, oferująca unikalne doświadczenie czytelnicze.

I w sumie, zostaję z mętlikiem w głowie. Bo z jednej strony - z radością znów powtórzyłabym to szalone, niezwykłe, wymagające ode mnie skupienia i cierpliwości doświadczenie czytelnicze. Z drugiej... mam ochotę powiedzieć, że NIGDY WIĘCEJ, PANIE DUNCAN! Ale... znam siebie. I wiem, że w końcu, kiedyś, znów sięgnę po tą dylogię, by znów odkrywać coraz to nowe warstwy geniuszu? A może szaleństwa autora...

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz