piątek, 11 lipca 2025

65/2025 - Anne McCaffrey, Renegaci z Pern

Gwiazdek:
 7

AutorAnne McCaffrey
Tłumaczenie: Barbara Modzelewska
Wydawnictwo: Książnica
Data polskiego wydania: 2009
Data oryginalnego wydania: 1997
Cykl / seria: Jeźdźcy smoków z Pern (tom 10)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 326
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788324577101
Język: polski
Cena z okładki: 14,99 zł
Tytuł oryginalny: Renegades of Pern

Kliknij, by wrócić do strony głównej

I znów wracamy do Pern, do smoków i zaginionej technologii, która powoli, ale z nieskrywanym zapałem odkrywamy wraz z bohaterami cyklu. Anne McCaffrey jak zawsze przeplata swoje książki wątkami z różnych tomów, ukazując nam perspektywę różnych postaci i ich motywacji. A jednocześnie odkrywa przed nami Pern z całym jego dobrobytem i smaczkami, z oboma kontynentami... Ale nie wszystko jednak jest tak piękne i dobre, tak oczywiście smaczne, jakby mogło być. Cóż. W tym tomie tłumaczka sprawiła, że książka, niczym jaszczurka ognista, latała co jakiś czas po pokoju, a ja musiałam co głupsze zdania porządnie rozchodzić. Ale... Hej, w końcu to Pern, więc co mogło pójść nie tak? Cóż. Zapraszam?

_________________________________________________________

Na Pernie można odetchnąć - trwa przerwa między Opadami, ale coraz więcej mówi się o powrocie Nici. Północny Kontynent przeżywa kolejne katastrofy i nieszczęścia, co powoduje, że coraz więcej osób traci swój dach nad głową, i rusza do Lordów Warowni na poszukiwanie pomocy, schronienia i pracy. Nie wszyscy jednak mają w tym uczciwy i jasny cel, na spokojnej do tej pory planecie zaczyna panować coraz większy chaos, a zdesperowani ludzie łączą się w bandy dokonujące zuchwałych kradzieży. Jakie zdumienie rodzi więc fakt, że przywódcą najbardziej zuchwałej bandy zbójników jest Thella, obrażona siostra Lorda Warowni Telgar. Dumna kobieta, która chciała rządzić własnymi włościami, a nie być posłuszną żoną, znajduje sposób, by dostać władzę, choć nie taką, jaką początkowo pragnęła mieć. A kiedy jeszcze dowiaduje się, że w okolicy znajduje się dziewczyna, która słyszy smoki - zrobi wszystko, by ją złapać. Bez względu na koszt... A jednocześnie na Południowym Kontynencie Torik robi wszystko, by zagarnąć dla siebie jak najwięcej ziem, korzystając z faktu, że Jeźdźcy z Przeszłości powoli giną...

Dużo się dzieje w tym tomie, i czytało się go naprawdę przyjemnie, akcja nie czeka na oklaski, tylko śmiało rusza do przodu, pokazując nam złożone zależności między wszystkimi członkami społeczności Pernu. Zresztą, muszę przyznać, że książka sprytnie podzielona jest akcją na oba kontynenty, Północny i Południowy. Na Północnym obserwujemy, jak Thella rośnie w siłę, zbiera swoją bandę, knuje i staje się Panią Bez Warowni. jednocześnie zaś obserwujemy historię Jayge i jego rodziny, wędrownych kupców i handlarzy, którzy muszą mierzyć się nie tylko z opadami Nici i utratą części towaru, ale również i z nieoczekiwanymi atakami Thelli na nich - a potem również i samego chłopaka, który za wszelką cenę postanawia postawić na swoim. A wszystko dlatego, że losy chłopaka splatają się z losami Araminy, tej, która słyszy smoki.. Jednocześnie zaś na Południowym Kontynencie Torik stara się ze wszystkich sił, jak tylko może, by powiększać swe ziemie i dobra, wykorzystując fakt, jak wielu uchodźców szuka tu schronienia. Pod płaszczykiem pomocy jednak czają się szare intencje - ściąga wszelkiej maści bumelantów, leserów i osoby, które chciały uciec od ciężkiej, a co więcej, uczciwej pracy w Cechach. Świadom niebezpieczeństw, część z tych osób wysyła do kopalni, a reszcie pozwala w pełni korzystać z "uroków" kontynentu.. Sytuacja zmienia się jednak, kiedy Piemur, uczeń Harfiarzy zaczyna coraz odważniej odkrywać cuda tego kontynentu. A całości smaczku dodaje fakt, że udało się odkryć teren Lądowiska i Pierwszych Osad, trochę za sprawą Warowni Rajskiej Rzeki...

W tym tomie, jak mówiłam, dzieje się sporo. Czytało się naprawdę fajnie, autorka płynnie przedstawia swoją wizję świata, pierwotnie dziewiczego, potem skolonizowanego... by wrócić do dość pierwotnych czasów. Bardzo podobał mi się motyw zwłaszcza akcji na Południowym Kontynencie, kolejne odkrycia artefaktów Starożytnych i próby odgadnięcia, do czego co mogło służyć. Obserwacja, jak Piemur powoli wyrasta z butnego chłopaka na poważnego czeladnika, który śmiało pokonuje kolejne odległości i odkrywa sekrety kontynentu. To również on jako jeden z pierwszych odkrywa Warownię Rajskiej Zatoczki i sekret z nią związany. Obserwujemy też wydarzenia znane z wcześniejszych tomów, Jaxoma, władców Bendenu, zaginięcie jaja Ramoth.. No i co łączy się z tajemniczym skrótem SIWIW?... Pozornie to dziesiąty tom w serii, a jednak splata się z drugim tomem, tworząc świetną pętlę fabularną, pozwalającą czytelnikom odświeżyć sobie pewne sytuacje, albo zobaczyć je z nieco innej perspektywy, o czym choćby pisałam w przypadku "Historii Nerilki".

O tak, "Pern" to zdecydowanie świetna seria science fiction, gdzie faktycznie oba te gatunki przeplatają się ze sobą i na swój sposób doskonale przeplatają. Autorka doskonale balansuje między brakiem technologii, a jej mocnym rozwojem, a w chwili połączenia obu wyraźnie czujemy, że potomkowie pierwszych kolonistów Pern czują się wybitnie zgubieni... Ahhh, miodzio!

Postacie napisane są całkiem przyjemnie, można w nie uwierzyć, choć Thella czy Torik drażnili straszliwie swoim zachowaniem; ta pierwsza drażniła mnie swoją bezmyślną agresją, zaś ten drugi wybuchami gniewu godnymi pięciolatka. Na szczęście, Pani Bez Warowni na swoje usprawiedliwienie miała jedną, istotną kwestię, która dawała jej postaci realizmu - nie była tylko zbuntowaną, bogatą kobietą, której nie podoba się, że musi wyjść za mąż, ale ma też cel, do którego aktywnie dąży, wykorzystując w tym celu wszystkie umiejętności, jakie posiada. Niestety, finał trochę rozczarowuje, choć mam wrażenie, że nie tyle autorka nie miała pomysłu, jak zakończyć jej rolę w książce, ile po prostu tego wówczas oczekiwano od bohaterów. 

No dobrze, ale w tej beczułeczce sympatii musi znajdować się łyżka goryczy - a goryczą było tłumaczenie. Tłumaczenie, które momentami tworzyło dziwne potworki językowe, jak choćby zdanie, które doprowadziło mnie do tego, że uczyłam książkę latać: "powiedział, błyskając oczami, w których zabłysła złość równie dzika jak Jaygego" - ale nie jest to jedyny przypadek, gdzie skręcałam się nad konstrukcją zdania czy określeniem, które spokojnie mogło być inne. Takich jednak "wpadek" językowych było tu zaskakująco sporo, i no, niestety, nie czytało mi się przez to momentami dobrze całości. Zresztą, tłumaczka dość frywolnie podeszła do kwestii Warownii - nagle dowiadujemy się, że mamy całkiem sporą Warownię Far Cry, kiedy jest to raczej mała i powiązana z kopalnią kwestia, choć kosztowało mnie to kilkanaście minut, by poszukać na mapach Pernu, gdzie w ogóle się znajduje... 

W całokształcie jednak "Renegaci z Pern" to lektura naprawdę przyjemna, trochę sentymentalna, bo jednak serię czytałam już lata temu i teraz robię sobie po prostu "re-read" całości. Nie zestarzała się specjalnie, pewne kwestie wciąż są przyjemnie uniwersalne, a motyw fantastyki naukowej nabiera tu naprawdę zupełnie nowego, świetnego znaczenia...

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz