Gwiazdek: 7
Autor: Robert Anthony Salvatore
Tłumaczenie: Anna Studniarek-Więch
Redakcja/Korekta: brak danych/Beata Skwarek
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 2007
Data oryginalnego wydania: 2005
Cykl / seria: Najemnicy (tom 2) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 368
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788374181556
Język: polski
Cena z okładki: 28,90 zł
Tytuł oryginalny: The Promise of the Witch King
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
Data polskiego wydania: 2007
Data oryginalnego wydania: 2005
Cykl / seria: Najemnicy (tom 2) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 368
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788374181556
Język: polski
Cena z okładki: 28,90 zł
Tytuł oryginalny: The Promise of the Witch King
Kliknij, by wrócić do strony głównej
No to lecim na Szczecin, albo po prostu chcę skończyć moją listę, jak czytać cykl FR wydany w Polsce... bo autorzy tego uniwersum nie próżnują, zwłaszcza sam pan Salvatore (czym doprowadził do rozpaczy, bo jego książek już jest ponad 45 tomów...) i mimo szalejącego mi w organizmie kowidka (taaaa, wiem, było nie zjadać nietoperzy...) - zmierzyć się z kolejnym tomem i przy okazji dowiedzieć się... A nie, nie ma spojlerów! jest za to dynamicznie, zabawnie, z dawką przygody i emocjami, których nikt nie oczekiwał, a jednak się pojawiły. A co z tym wszystkim ma Król-czarnoksiężnik? Oj, bardzo, bardzo dużo... To co? Szybciutko idziemy szpiegować Artemisa i Jarleaxle`a? Zapraszam!
_________________________________________________________
Król-czarodziej, Zhengyi ukrywa swe skarby na ziemiach Vaasy. I to tam, po walce w poprzednim jego zamku, kierują się kroki drowa i skrytobójcy. A może raczej to pragnienie zdobycia nowych, magicznych zabawek pcha Jareaxle`a w tą stronę, a jako muza Artemisa - po prostu działa i nie zostawia drogi wyboru? Nie wiadomo, dość, że najemnicy z deszczu pod rynnę wpadli. I to dosłownie. Wysłani na przeszpiegi przez smocze siostry, wyraźnie zaniepokojone wzrastająca magiczną siłą w odległym regionie, wysyłają tam bohaterów. Jednocześnie zaś, w Wiosce Krwawnika, półorcza kobieta, Arrayan nieświadomie uruchamia zaklęcie, budujące nowy Zamek Grozy...
Książkę czytało się mi naprawdę szybko, ale z dawką potężnej koślawości. I to głównie zasługa, niestety, tłumaczenia, bo zmienił się styl. Nadal mamy szybkie akcje, walki, pościgi, knowania Jareaxle`a, ale w tym wszystkim po prostu bolały mnie zdania, które były tak kretyńskie, że musiałam odkładać lekturę i brać głęboki oddech. "Spoglądając za nim, Entreri zobaczył, że drugi żołnierz jest martwy, gdyż jego zwęglone ciało było wyraźnie widoczne." - no litości! I to nie było jedyne zdanie, które mnie mocno bolało... Ale o tym jeszcze za chwilę. Wracając do samej powieści - zdecydowanie, Salvatore popłynął tu nieco z fantazją. Ale dzięki temu akcja była szybka, dynamiczna, walki nie były absurdalnie przedłużone. przyjaźń między drowem a skrytobójcą powoli nabiera kolorytu, widać, że obaj zaczynają się docierać i dogadywać, i że w tym swoistym duecie to drow bardziej przejmuje się ludzkim kompanem. A jednocześnie obaj zachowują swój niezaprzeczalny urok, nawet wówczas, gdy muszą współpracować z tajemniczą paladynką, czarodziejem, krasnoludem i tropicielem.
Zdecydowanie, Salvatore stawia tu trochę inne kroki, niż u Drizzta - ale przez to czyta się tą książkę szybciutko. Drizzt jest zachowawczy, stawia się tam na więcej dywagacji wewnętrznych mrocznego elfa. Tu - mamy po prostu działanie. Zdecydowane, nakazane przez co prawda zleceniodawczynie obu, ale Jarleaxle ma tyle oleju w głowie, by działać po swojemu, i dlatego chyba tak bardzo lubię tego drowa. Co więcej, autor nie boi się sięgać po motyw keksu, acz raczej jest to napomnienie, niż faktyczne sceny, co oczywiście nasz łysy cwaniaczyna wykorzystuje, by się pożalić. Riposta Artemisa była tu bezbłędna i sprawiła, że się zwyczajnie popłakałam ze śmiechu. Salvatore celująco wprowadził nutkę niezamierzonego humoru. Zmienia się też dynamizm walk - już na dzień dobry dostajemy się w sam środek jednej z nich, tu jednak zdecydowanie autor przemyślał pewne kwestie, więc nie mamy już absurdów, jakie bywały wcześniej w książkach. Co więcej, choć tych walk jest tu naprawdę sporo - równie sporo jest też samego kombinowania, sprawdzania i szukania pułapek, a to jest to, co tygryski lubią. Skojarzenia z Indianą Jonsem były dość na miejscu!
Podoba mi się przemiana głównych bohaterów. Drow pokazuje, że można być dobrym i bezinteresownym (o ja naiwna), ale to przede wszystkim, powolna przemiana Artemisa Entreri zaskakuje najbardziej. Tak, nasz milczący, ponury skrytobójca zaczyna się zmieniać i... zaczyna go to przerażać. Mnie też, ale i tak obserwuję tą przemianę z absolutną ciekawością. Podobało mi się też, jak przedstawiono postacie drugoplanowe - są zdecydowanie bardziej rozbudowane, dostają swoje pięć minut wprowadzenia i można w nie wierzyć, acz wątek z "przyjaciółką" pewnej półelfki wydawał mi się wbity na siłę. Nie mniej - zdecydowanie, można wierzyć w postacie, które nasi bohaterowie spotykają na swej drodze...
Ale, w łyżce miodu musi być trochę dziegdziu - tłumaczenie. Niestety, ale będę się tego czepiać. Kulawe, miałkie... Niestety, ale pani Anna nie popisała się tu momentami. Zdania koślawe, dziwne, tłumaczone niemal dosłownie. I do tego tłumaczenie śmiechu krasnoluda jako "CHA, CHA, CHA" za każdym razem sprawiało, że czytałam to jako... "cza-cza-cza". No, bolało mnie to w oczy, nie będę ukrywać. I właśnie to tłumaczenie sprawia, że książka trochę traci na wartości i jakości, stając się nieco bardziej płytką, infantylną, niż jest.
W całokształcie jednak, "Obietnica króla-czarnoksiężnika" jest książką naprawdę przyjemną, przygodową i szybką, skutecznie wypełniającą moją tęsknotę nie tylko do prostych bohaterów, których się szybko lubi, i obserwuje, co i jak w związku z nimi, ale i dla historii, którą śledzi się z przyjemnością. Może to nie jest powieść najwyższych lotów i fani "rozbudowanego, mrocznego fantasy" będą rozczarowani, ale dla higieny czytelniczej i po prostu dobrej zabawy ze starą, dobrą, przygodówką - warto sięgnąć. Nie tylko jako fan serii FR, ale i po prostu, dla własnej przyjemności!
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz