Autor: Katarzyna Romanowska
Tłumaczenie: -
Redakcja/korekta: Ada Johnson
Wydawnictwo: Wydawnictwo Pióro MarzeńData polskiego wydania: 20 czerwca 2025
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Obsession (Katarzyna Romanowska) (tom 1)
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Stron: 535
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788397508415
Język: polski
Cena z okładki: 59,99 zł
Tytuł oryginalny: -
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Czy książka, dla której powstało wydawnictwo, a autorka tegoż oto dzieła rozkręca na Tik Toku imbę stulecia, bo ktoś nie tylko ośmiela się krytykować tęże książkę, ale i samo zachowanie autorki, może być dobra? Welp... postanowiłam to sprawdzić. Welp. Pani Kasiu - gratuluję, że założyła pani własne wydawnictwo, żeby wydać książkę, której nawet moje "ulubienie zwykłe" wydawnictwo nie wydało... Cóż. Zapewne będę dla pani kolejnym złym botem, który zwyczajnie... "nie docenia" pani umiejętności pisarskich. O jak nie jest mi z tego powodu przykro. Sztywne dialogi, nijaka akcja, bohaterowie płascy jak deska, romantyzacja przemocy i masa absurdów od GPT? Ależ proszę... Uwaga, spojlery, krzyki i cierpienia, a wszystko to okraszone moim komentarzem, którego się nie wstydzę. Tak, analiza była rozdział po rozdziale, do momentu, w którym nie odpuściłam, więc cierpcie wraz z ze mną. Enjoy!
_________________________________________________________
Prolog. W prologu poznajemy Jonathana Bez-nazwiska (a nie, nazwisko ma, przepraszam), który jest strasznym i mhrocznym panem policjantem, który zmusza więźnia do wyjawienia prawdy, kto stał za zamachem na całe dowództwo w budynku i jedną, samotną kobietę. A wszystko to w celi, gdzie jest stół i dwa przymocowane do podłóg krzesła, a nad stołem wisi nisko lampa. Pani autorka naoglądała się dużo CSI: Amurika vajb. Ale to nic. Nasz Dżonatan wyciąga nagle w trakcie PRZESŁUCHANIA mały nóż ZZA PASKA, po czym tnie dłonie przesłuchiwanego, który przypomina mu psychopatę o obojętnym spojrzeniu. A kiedy to nie pomaga, odcina mu kawałek kciuka, który - ten kawałek - toczy się po stole, pod tą nisko zawieszoną lampą. Na koniec bije przesłuchiwanego tak, że wybija mu dwa zęby i sugeruje, by agenci, którzy byli w sali, zajęli się typem i upozorowali s@mobuja... Mmmm-m! Akcja skacze, po godzinie jesteśmy u jego matki, która w fotelu przy oknie ma filiżankę z herbatą, choć nie wiadomo do końca, kto tę filiżankę ma. I tu się dowiadujemy, że Dżonny wstydzi się brzydkiego słowa związanego z trupami, i tupie nushkom, bo matka chce, by pojechał do ... POLSKI (zapamiętajcie to!), gdzie ma ocieplać stosunki dyplomatyczne z USA. I zabiera z sobą psa.
Rozdział 1, w nim poznajemy Kejt, Gabrielę, Chrisa i Dżejkoba. Tak, wybitnie polskie imiona, nie ma co... Ale, Kejt i Gabi są na uczelni, studiują "poznawanie kultury anglosaskiej, która pozwala na rozwijanie kontaktów międzynarodowych" 😏 Potem panny idą do restauracji, gdzie posiłek wchłaniają z powietrzem, dowiadujemy się, ze Dżejkob niedługo jako 3-latek zaniesie w POLSKIM KOŚCIELE KATOLICKIM obrączki rodzicom do ślubu, a poza tym, jest słodki jak babeczka. I poznajemy Krisa, który jest przystojny jak boski żigolo, ma czarne, półdługie, kręcone włosy i jest głośny w sypialni... Dialogi tu są tak drętwe, jak kij od miotły. Na stronie 23 jestem w połowie 3go koloru znacznika. A, i mamy bardzo Krułasą vajb, choć przy tym dziele Krułasą to normalnie, mistrzostwo literatury zasługującego na co najmniej Nobla.
Rozdział trzeci mówi nam o tym, że Kejti nie wie, czy ją stać na zakończenie studiów magisterskich, ale Krisa już stać na branie KREDYTU NA HALĘ PRODUKCYJNĄ w jego firmie. A poza tym, dostajemy scenę keksu tak żenującą, że wewnętrzna bogini porcji rosołowej się spiekła na węgiel, Kris aka Boski Rzygolo jest o 10 lat starszy od Kejt, ich syn, Dżejkob, ma 3 latka (pamiętacie? w 1 rozdziale miał mieć dopiero 3 latka za jakiś czas...) i wychowuje się na Tarzana (w lesie), i ma psa. PIMPKA. Pani autorko, przy anglobrzmiących imionach imię psa też by wartało ustawić w pewnym kierunku. A nie Pimp-my-hot-dog-A. Litości. Pomijając żenujący poziom dialogów i jeszcze bardziej żenua scenę keksu z opisami latarni morskich i starożytnych dębów, co brzmiało, jakby GPT napisał pornola... A przy okazji... świetnie, ze informuje nas pani, że mają stół w kuchni (na którym Kejt pewnie lepi pierogi po tym, jak już dostanie solidny... masaż od Krisa), ale jednocześnie obrzydziła mi pani pierogi. A na koniec poznajemy Dżonatana, który jest mhroczny, tajemniczy i w Klaudynie, miejscowości pod Warszawą (serio?!) szuka kliniki weterynaryjnej dla swojego psa, a Solejukowa mówi, że tą otworzyli kilka dni temu...
Oszczędzę wam szczegółowości kolejnych rozdziałów, dość, ze Dżonatan jak martini, jest wstrząśnięty, że Kejt aka Kuwejt, nie dała mu numeru telefonu, więc wysyła za nią "swojego człowieka", by ją śledził. Dalej jest już tylko gorzej, z każdą stroną debilizm goni kretynizm, logika już dawno uciekła z krzykiem, a "inteligentni" czytelnicy po prostu rzuciliby książką w cholerę. Pojawiają się sceny z dupy, Dżony okazuje się wszechmocnym biznesmenem z Amuriki, który przecież może wszystko w takiej nędznej Polszy. Kuwejt jest na niego obrażona, bo przecież ją śledzi, co nie przeszkadza mu "tak magicznie organizować wszystkiego" żeby wystąpić na jej uczelni, a potem być uczestnikiem... uwaga! BALU z okazji zakończenia studiów. Zaocznych. Z anglistyki. Balu, oczywiście, absurdalnie przypominającego amerykańskie bale maturalne... mamy też pierdyliard absurdalnych, drętwych i brzmiących jak wygenerowane przez GTP "dialogów", które kompletnie nie mają sensu... Czy wspominałam, że Dżony spotyka się z Krisem, buzi-dupci-czekoladki, frendszip is gej, Krisowi bank z dupy wypowiada umowę kredytu na rozbudowę firmy i wówczas pojawia się Dżony, jak ten anioł ratunku, i oczywiście, Kuwejt jest wstrząśnięta, co on tu robi, więc Dżony odpowiada: "nie wiedziałem, że się znacie..." - typie, widziałeś ją dwa dni wcześniej na balu, jak się macała z Krisem a potem mu do świtu du...szy dawała (tego nie widział, chyba na szczęście, bo by paltpiacji dostał, biedny) - a to wszystko na 84 stronach!
I frrrrrrru! Książka latała po pokoju częściej, niż anioły dupą po asfalcie, a kiedy pokazałam mojej mamie książkę, którą czytam - na tej nieszczęsnej, 84 stronie, gdzie już boczek nabierał iście tęczowych barw i puchł od znaczników, usłyszałam tylko pytanie, jak ja bardzo nienawidzę siebie, bo autorki to chyba totalnie nie toleruję... 😶
3-letnie dziecko uczy się obsługiwać pralkę i wypowiada się PEŁNYMI, rozbudowanymi zdaniami. Aućotrka nie pamięta, co było napisane kilka akapitów wcześniej, albo 2 strony wcześniej (jedzą kolację, idą na spacer, znów jedzą kolację!), Kuwejt jest zdesperowana, by pomóc Chrisowi, ale Chris traci warsztat w pożarze, więc idzie do Dżonego, a ten jej proponuje... PÓŁ ROKU MAŁŻEŃSTWA!!! Kuwejt oczywiście rzuca fochem, po czym wpada na pomysł, że jednak pojedzie do Ameryki, skorzysta z oferty jaką dostała, ALE NIE PAMIĘTA, że ją dostała, to korzysta z pomocy Gabi (bez jej kociego, tęczowego domku).
JEZU! Nie! Ku@wa, po prostu, ale NIE! Po 105 stronach zrobiłam DNF, książka zaś, gdyby nie obiecana innej osobie do zaorania sobie resztek mózgu - właśnie robiłaby za podpałkę.
Ja wszystko rozumiem, ale kretynizmu aućtorki, która myśli, że czytelnik nie zauważy jej kretynizmów - NIE! Nie rozumiem! Nie rozumiem, jak można być taką kretynką, by nie pamiętać, co było napisane dwie strony wcześniej, 4 akapity wyżej. Po prostu, ku@wa, nie! Aućtorka kompletnie nie zapanowała nad swoim tekstem, zupełnie w pompce ma logikę świata przedstawionego. Może dla niej to jest świetnie napisana, cudowna powieść, ale na litość boską, chat GPT w swoich pierwszych miesiącach istnienia pisał LEPSZE OPOWIADANIA. A teraz to w ogóle, jest, ku@wa, Mickiewiczem literatury! W tym koszmarku nic, ale to nic nie ma sensu. Od kreacji bohaterów - którzy WYRAŹNIE są inspirowani aućtorką, jej mężem i najbliższym otoczeniem (tu, cię pani aućtorko przepraszam, ale wyobraźnią to się nie popisałaś), przez opis świata i działań bohaterów, aż po dialogi. Nic, ale to nic tu nie działa, nie klei się nawet na ślinę i modlitwę. Nic.
I teraz, uwaga. Ja się nie dziwię, że aućtorka wydała to w swoim własnym wydawnictwie. To ma poziom tak niski, że nawet debiuty w moim ulubionym wydawnictwie - poprzeczka nie jest wysoko zawieszona w końcu, ledwie milimetr nad ziemią - to są wytwory godne Nobla. Serio. Nie dziwię się, że kręci dzikie dramy na Tik Toku, w których obraża czytelników, rzuca fałszywe oskarżenia i grozi. Zapewne mnie też to czeka, więc buzi-buzi, czekam, niech pani aućtorka na mnie wyskoczy, już mam popcorn. Ale tego się kompletnie nie da czytać! Redakcja i korekta? Jaka? Jaka, skoro już w pierwszych stronach widzę zdania, które doprowadziły mnie do redaktorskiej gorączki i korektorskich drgawek. Tak piszą dzieci w podstawówce, a nie dorosła, poważna kobieta - nie umiesz, aućtorko, pisz na Łatapada (dzięki, najlepsza Nico za pozwolenie xD), ćwicz swój warsztat, może tam cię ktoś dostrzeże i nie wyśmieje... z litości.
Tu nawet nie ma co mówić o postaciach. Ich nie ma. Są jak wydmuszki z papieru, wypełniają strony, ale... co z tego? Nic. Nie wnoszą nic. Napompowana objętość, grube kartki, duży druk, potężne marginesy... a do tego naprawdę koszmarnie wykonany zadruk grzbietu. Sama ilustracja na grzbiecie jest po prostu brzydka.
Na koniec, bonus: tak wyglądała książka z chwilą, kiedy ją odłożyłam. Zużyłam 1,5 paczki znaczników, na 105 stronach. Nie wyłapując do końca każdego kretynizmu, bo zwyczajnie nie miałam już sił. Przy okazji sami możecie sobie ocenić nadruk. Szkoda było makulatury, serio.
Podsumowując? Gdyby nie drama aućtorki w socjalmediach, w życiu nie sięgnęłabym po to guwienko. Napisane bardzo źle, zupełnie bez warsztatu i tylko po to, by napisać... szkoda było drzew. A pani, pani aućtorko, życzę zdecydowanie więcej pokory - bo dobre pióro i warsztat obronią się same, a koszmarki literackie zostaną koszmarkami. Na wieki wieków...
EDIT: nie wierzcie w dramy, nie sięgajcie po gówna, po prostu zakopcie autorkę pod kamień historii. Była, już jej nie ma, błysnęła jak woda w przeręblu. Szkoda karmić trolla waszą kasą...
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz