wydawnictwo: Editio
data wydania: 11 kwietnia 2017
wersja: papierowa/posiadam
oprawa: miękka
ISBN: 9788328330887
cena z okładki: 34,90 zł
tytuł oryginalny: Damaged
Piękna dziewczyna i wyjątkowy mężczyzna. Oboje pełni temperamentu, pociągający i fascynujący - również siebie wzajemnie. Oboje skrywający tajemnicę. Poznali się przypadkiem, niczym w tandetnej komedii pomyłek - ale tu nie było happy endu. Los z nich zakpił, zadrwił, jakkolwiek to brzmi. Zamiast namiętnego finału niedowierzanie i rozczarowanie: on jest jej szefem. Związek, który nie ma sensu i przyszłości, miłość, która wymaga zarówno odwagi jak i walki... Tak właśnie zaczyna się pierwszy tom pozornie interesującej pozycji, opowiadającej o miłości, przyjaźni i tańcu, ale i cierpieniu i cieniami, które nie chcą odejść...
Ona jest piękną studentką, która dorabia sobie asytą na uniwersytecie. Została właśnie przez przyjaciółkę zaproszona na kolejną podwójną randkę, choć tego nie lubi. Ba! Nawet typa nie zna! Ale mimo to, idzie na to spotkanie, oczekując osobnika najgorszego sortu: kowboja o manierach rodem spod ciemnej gwiazdy. W restauracji siada na przeciw osobnika o zniewalającej aparycji i manierach. Peter, bo tak się niezwykły osobnik nazywa - jest nie tylko przystojny, ale elokwentny i interesujący. Sidney czuje, że przepadnie... i wówczas okazuje się, że to była pomyłka. Jej przyjaciółka szybko naprawia sytuację i prowadzi naszą bohaterkę własnie do "kowboja". Co dalej, szybko można sobie wyedukować. Sidney ucieka, na parkingu próbuje zebrać emocje, i wówczas na scenę wkracza ON. Peter. Wszystko zmierza do upojnej nocy... ale jednak nie. Nie ma spełnienia. Zresztą, szybko okazuje się, że taka noc mogłaby oboje drogo kosztować. Nasza bohaterka pracująca jako asystentka zostaje przydzielona właśnie Peterowi... nowemu wykładowcy literatury angielskiej.
Powiem szczerze. Nie oczekiwałam po tej powieści za wiele. Nie jestem jakąś wielką fanką romansów, zwłaszcza takich, które mogę pojąć fabuła w lot, tylko czytając blurba okładkowego. Nie mniej, skusiłam się. Olbrzymim plusem powieści jest to, jak napisana została lekko. Czyta się przez to błyskawicznie, kolejne strony znikały momentalnie. Ale właśnie... mimo tego "błyskawicznego" czytania, fabuła była dla mnie bardzo miałka i zwyczajna. Zupełnie do mnie nie przemawiała. Oto bowiem mamy kolejną komedię pomyłek (wspominałam już kiedyś, że amerykańskich komedii nie lubię? Nie lubię i tyle, wolę angielski humor), która szybko prowadzi do łózka, oboje do siebie czują silną miętę, ale w ostatecznym rozrachunku i tak muszą o uczucia do siebie i bycie z sobą walczyć. Lekko nie jest, bo całość okrywa mgiełka przeszłości - tej brzydkiej i niefajnej, choć można domyślać się, co i jak w tej przeszłości było. Autorka akurat nie próbowała w żaden sposób tego zakryć i sprawić, że z bijącym sercem będziemy czekać na wyjaśnienie zagadki ;) Nie mniej, w całokształcie źle nie było - ot, pozycja "na raz", pozwalająca mi na chwilę się zrelaksować i zapomnieć o świecie, rozluźnić, bez specjalnego wysiłku i uważnego śledzenia tekstu...
Dla osoby młodej, szukającej pasjonującego romansu, ale nie wymagającego za wielkiego skupienia, to będzie pozycja idealna! Ja, mimo iż przeczytałam ją z chęcią, nie zachwyciłam się specjalnie. Prosty język i fabuła wyraźnie nakierunkowane zostały na młodego czytelnika. Bo "to już było", bo miałam wrażenie, że kiedyś już coś podobnego miałam w łapkach. Dwoje skrzywdzonych przez życie ludzi, bolesna przeszłość, oboje uciekają przed tym, co ich spotkało, zakazana miłość i schemat wykładowca – student - znacie to, prawda? No właśnie... Ja też. Ale, nie można mieć wszystkiego! ;) jak na coś, co wypełni jedno popołudnie, jest dobrze.
A postacie? Chyba "ciut" za mocno wyidealizowane jak na mój gust. Zarówno ona jak i on przyciągają uwagę, są piękni i utalentowani. Błyskawicznie udaje im się wszystko, co robią. Trochę to drażniące, jak na mój gust. Brakowało mi tu jakiegoś potknięcia z ich strony, czegoś ludzkiego, jakiegoś gestu czy zachowania, które sprawi, że przestaną być "idealnie amerykańscy" a staną się po prostu "ludzcy". Znacie chyba ten typ postaci książkowych, co? Jeszcze nie płaskie jak kartka papieru, ale nie dość głębokie, by się nimi zachwycać. I jasne, nie wykluczam faktu, że znajdą się osoby, którym Sidney i Peter przypadną do gustu! Dla mnie, po prostu... oboje byli nijacy. Jedyne, kogo zapamiętałam w miarę, to ten "kowboj" z początku, z nieudanej randki. A tak... Ehhh, ciężko, no.
A okładka? Polska wersja przyciągnęła mi uwagę. Zaintrygowała. ładna dziewczyna z twarzą skryta w półcieniu. Zwłaszcza jej spojrzenie, ni to wyzywające ni przerażone, sprawiło, że się zainteresowałam. Oj tak, takie okładki to ja lubię: można sobie dopowiedzieć o nich całą historię, opowieść, zmieścić ją tylko w jednym spojrzeniu... I chyba tyle ;)
"Zranieni" mają niewątpliwie plusy: lekko się czyta, autorka nie wymyślała głębokiej fabuły zmuszającej do uwagi. Ale mają i minusy: postacie, które nie zapadają w pamieć na dłużej, przewidywalna fabuła... Zależy, jak się spojrzy ;) Ale w ostatecznym rozrachunku to lekka pozycja, pozwalająca się zrelaksować z kawą na jedno popołudnie. Może nawet rozpali wyobraźnię sceną z tańcem? Kto wie... ;) Ja osobiście polecam, choć bez wielkich zachwytów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz