środa, 30 sierpnia 2017

138. Dzień, w którym przybyli bogowie - Erich von Däniken

Kocich łapek: 8
czytałam: 2 dni
tłumaczenie: Teresa Serafińska
wydawnictwo: Prokop
data wydania: 1991 (data przybliżona)
cykl: -
seria: -
gatunek: popularnonaukowa
stron: 198
wersja: papierowa/posiadam
oprawa: miękka, lakierowana
ISBN: 8390020408
cena z okładki: 4,50 zł
tytuł oryginalny: Der Tag, an dem die Götter kamen. 11. August 3114 v. Chr.

 Opis na okładce nie mówi nam wiele. Bo przecież, co niby? No to:

"Trzy lata po zdobyciu Tenochtitlán, 5 marca 1524 roku, kapitan Pedro de Alvarado natknął się w trakcie walk na Wyżynie Gwatemalskiej na fruwającego dowódcę Majów-Quiché: „Wonczas wódz Tecum wzniósł się w przestworze i nadleciał, w orła się przemieniwszy, piórami pokryty, które zeń wyrastały i nie były sztuczne. Miał skrzydła, które takoż wyrastały mu z ciała, i trzy korony, jedną ze złota, jedną z pereł, a jedną z diamentów i szmaragdów”.


Kapitan Alvarado zapewne nie padł ofiarą iluzji, bo latający wódz obsydianową lancą odciął głowę koniowi, na którym siedział Hiszpan. Ale walecznemu wodzowi musiało się zdawać, że ciosem tym zgładził również jeźdźca. Moment ten wykorzystał Alvarado zabijając zaskoczonego lotnika..."


Mało, nieprawdaż? Ale to nic. W końcu, to nikt inny, jak sam Erich von Däniken! Więc zapnijcie pasy... będzie interesująca podróż.

 Lubię książki Dänikena - napisane są prostym, lekkim i przyjemnym językiem, z poczuciem humoru. A jednocześnie zmuszają do zastanowienia się, do rozważenia danej tezy. Poddaje w wątpliwość naukowe dogmaty, ale zupełnie ich nie obala. Wręcz przeciwnie, zmusza czytelnika do zastanowienia się na nowo nad tym, w co w zasadzie wierzymy dzięki nauce. 

 W "Dniu, w którym przybyli bogowie", autor rozprawia się z Aztekami i mitologią Ameryki Środkowej. Choć może "rozprawia się" to za mocno powiedziane. On po prostu opowiada o tym, jak przybywa do Meksyku, i szuka śladów Antycznych Kosmonautów. Z całkiem niezłym skutkiem! A po drodze snuje fantastyczną historię swej podróży i wniosków - a czyni to z taką swobodą i łatwością, że błyskawicznie czytelnik daje się porwać i zachwyca się tym, co czeka go na kolejnych stronach, z przyjemnością wyobraża sobie azteckie piramidy i rozważa to, co działo się w przeszłości. Däniken to mistrz narracji, zmuszający nas do opuszczenia wygodnego fotela i ruszenia z nim w drogę. Śledzimy więc zarówno mitologię jak i budowle mezoamerykańskich ludów, próbujemy rozwikłać zagadki, uporządkować to, co nauka pomija wygodnym milczeniem z braku pomysłów. Szybko dajemy się porwać. A później nie zostaje już nic, tylko otwarta przestrzeń pomysłów. Fantastyczne pomysły i wyobrażenia autora, poparte śmiałymi tezami - oto przepis na przyjemny dzień! A to, że ktoś go nie lubi, że nie uznaje tez? Jego strata. 

 Osobiście Dänikena bardzo lubię i szanuję. Może i faktycznie, ma nieco fantastyczne podejście do tematu, jednak w tym szaleństwie jest metoda. Śmiało operuje tezami i pomysłami, jego hipotezy oparte na analizie mitów i znalezisk dają do myślenia. Nie mówię, że bezkrytycznie przyjmuję jego słowa, jednak szanuję go i poważam, a co ważniejsze, sądzę, że COŚ w jego słowach jest. Co dokładnie? To każdy sam musi sprawdzić.

 Dla mnie to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika tajemnic dawnych cywilizacji. A dla was? Albo coś, czego nie da się przeczytać, albo... obiekt kultu ;) Ot co!



1 komentarz:

  1. Lubię dawne cywilizacje, ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, by przeczytać o nich książkę. Będę mieć ją na uwadze :D

    Pozdrawiam!
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń