wtorek, 20 lutego 2018

200. Natarcie - Marko Kloos



Kocich łapek: 7

czytałam: 2 dni
autor: Marko Kloos
tłumaczenie: Piotr Kucharski
wydawnictwo: Fabryka Słów 
data wydania: 3 listopada 2017
cykl: Frontlines (tom 3)
stron: 412
wersja: papierowa, posiadam
oprawa: miękka 
ISBN: 9788379641932
cena z okładki: 39,90 zł
tytuł oryginalny: Angles of Attack 


 Czas na trzeci tom przygód kosmicznej konserwy! Tfu, znaczy się, kosmicznego marines. Andrew Grayson, narzeczony z długim stażem i jednocześnie sierżant sztabowy ze Wspólnoty Północnoamerykańskiej ma świadomość tego, że nadciąga kolejna fala kryzysu. Na odległym i lodowym Nowym Svalbardzie, lodowatej kolonii gdzieś na krańcach wszechświata niemalże obcy mają sporą przewagę, rozgrywa się walka o przetrwanie i dostanie się na Ziemię. Jest ciężko... i nie ma zapiętych pasów. Dziś mamy tylko kaftanik bezpieczeństwa, a  Fabryce Słów dziękuję już na starcie za to, że zmienili mi nick na "Kagu" i nawet na stronie Lubimyczytać.pl słówkiem na moją skrzyknę się nie zająknęli, że wycieli cytat z mojej opinii i wrzucili na okładkę... (ale o tym trochę później).


 Ten tom jest wyraźnie spokojniejszy, pozbawiony szaleństwa i akcji, pełni napięcia, ale poziom trzyma nieźle. Tym razem obserwujemy, jak Nadrew wraz z kumplami planuje dostać się na Ziemię. Przy okazji próbuje (serio) nie zrobić nikomu krzywdy. Konflikt narasta, więc należy zrobić coś kompletnie nieoczekiwanego. Polityczne przepychanki wychodzą na pierwszy plan, i obserwujemy więc, jak oba fronty nieoczekiwanie łączą swe siły przeciwko większemu wrogowi, który w zasadzie już siedzi na Marsie i tylko macha chusteczką na głównego bohatera, by przybył na Ziemię i... WHAIT, WHAT!? No niestety. Ale o tym za chwilę. Póki co, mamy po prostu plany uratowania ludzkości na głównej planecie... A że po drodze stracimy palce i rozkwasimy sobie nos, to chyba nic nieoczekiwanego, prawda?

 Nie ukrywam, z zaskoczeniem czytałam opinie o tej części. Faktycznie, jest nieco słabsza od poprzednich, bardziej spokojna i skupiona na problemach politycznych niż militarnych, ale czytało się dobrze. Szybko. Miejscami wprawdzie miałam wrażenie, że autor wyważa otwarte drzwi, ale... No nic. Skupmy się na fabule, nieoczekiwanie mało wymagającej. Chwilowo wojna odchodzi na drugi plan, czas wykazać się taktyką i zdolnościami do negocjacji. Wspólny wróg wymaga od obu zwaśnionych stron pogodzenia się, a tym samym, wystawienia dwóch współpracujących z sobą ekip. Andrew w ten sposób poznaje Dimitriego, spędza trochę czasu w kosmosie i traci paluchy. A w tle konflikt narasta. 

 I narasta.

 I narasta...

 Mówiłam, że narasta? ;)

 Powiem tak: "Natarcie" jest bez fajerwerków i jazdy bez trzymanki. Autor faktycznie, władował nas w kaftan bezpieczeństwa i wsadził w przytulny, pluszowy pokoik, byśmy się nie poobijali, dlatego też zamiast czytać o szybkich walkach, wybuchach i konflikcie, obserwujemy mało wnoszące chwilowo dyplomatyczne przepychanki słowne. Tak trochę space opera, ale nie w dobrym stylu choćby mojego kochanego "Mass Effecta" - to raczej nieco niższa kategoria. Po fajerwerkach związanych ze zniszczeniem statku obcych mamy więc sporo stron pozbawionych ciekawych wydarzeń. Interesująco się robi dopiero w chwili, gdy trzeba ruszyć na Ziemię, wykonać skok między okrętami wrogów... i tu miałam mocny zgrzyt. Ale no jak to, dlaczego!? Obcy, superinteligentna rasa dziwnych istot, która w miesiąc potrafi sterafformować planetę nagle zatrzymuje się przy Marsie, daje się wykiwać statkowi i nie atakuje Ziemi, póki nie ma na niej Andrew!? Serio? Trochę mi ręce opadły w tym momencie i miałam skojarzenia z raczej średnio lubianymi przeze mnie filmami. A do tego wszystkiego okazuje się, że wredne, ziemskie elity, pakują manatki i zwiewają, zostawiając rodzimą planetę samą sobie. Zgadnijcie, kto to odkrywa...? Zgadliście? Brawo. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie będzie to jakoś rozwiązane. Ufff. Do tego dochodzi trochę naciągany wątek romantyczny - niby ok, niby ukłon w stronę kobiet (bo KAŻDA kobieta lubi romanse, nie?) ale też to takie było... Nie wiem, średnie. Ten tom, jakby na to nie spojrzeć, był "bezpieczny" pod chyba każdym możliwym aspektem, jakby autor chciał sobie dać czas na przemyślenia. Wydaje mi się to nie do końca dobrym rozwiązaniem, taki nagły spadek formy, do której już zdołałam się przyzwyczaić. Ale liczę na poprawę. Serio! Liczę na epicką bitwę, fajerwerki, orgazm zmysłów i w ogóle, och ach, nie wiadomo co. Bo tu - niby coś było, ale nie zaspokoiło do końca mojego pragnienia epickości.

 Co do moich słów na górze, odnośnie cytatu i przerobienia mojego nicka... Niby nic, ale "Kagu" nie pojawia się żadną miarą w "Ewakuacji" jako recenzent, a cytat o siadaniu wygodnie - jest mój. Smutne jest to, że Fabryka Słów zrobiła taki myk. Niby nic, niby pochwała, ale jednak... Może tak wygląda z nimi współpraca? No wciąż budzi to mój niesmak. Takie wtrącenie, po prostu.  Ktoś chce znać więcej szczegółów? Zapraszam na PW ;) Kończymy więc, wstydu oszczędzam!

 Postacie - Andrew wydoroślał i spoważniał, jego ukochana jest taka trochę nijaka. Ale oczywiście, jest super i w ogóle. Za to sporo zyskały postacie tła. Dimitri absolutnie podbił moje serce, również pielęgniarka okazała się być świetnie zarysowaną postacią. Marko Kloss ma zdecydowanie talent do kreacji postaci barwnych, wielowarstwowych, które pojawiają się... na chwilę. I znikają. A szkoda. Bo można by je wykorzystać. Mimo to, chwali się kreacja postaci - nie są papierowo-sztuczne, ale całkiem przemyślane i coś wnoszą, jakieś emocje, historie. To działa na wyobraźnię.

 Okładka jest taka z kolei nieco nijaka. Ja wiem, seria swoje prawa ma, ale ten czerwony trójkąt nieco mnie denerwuje. Na jego tle postać wygląda jak źle wycięta z innej grafiki. Może warto by użyć choćby blurowania brzegu, żeby uniknąć tej sztywności, co?

 Podsumowując. "Natarcie" to kawałek niezłej space opery, spokojnej i nawet miejscami nieco nudnawej, która dopiero pod koniec tomu staje się całkiem żwawą powieścią. Daje to jednak nadzieję na kolejne części, pozwala rozważyć sytuację z innego punktu widzenia. Dzięki pokazaniu politycznych aspektów konfliktu między amerykańskimi a rosyjsko-chińskimi siłami zmienia się tez nasz odbiór świata przedstawionego. To niezły kawałek literatury, który choć nieco słabszy, pozwala odpocząć i zrelaksować się w fotelu. I zastanowić, co my zrobilibyśmy, gdyby naszą planetę zaatakowali obcy... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz