poniedziałek, 26 lutego 2018

201. Magia kąsa - Ilona Andrews


Kocich łapek: 9
czytałam: 2 dni
tłumaczenie: Anna Czapla
wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: 10 listopada 2017
cykl: Kate Daniels (tom 1)
seria: -
stron: 438
wersja: papierowa, posiadam
oprawa: miękka
ISBN: 9788379642250
cena z okładki: 39,90 zł
tytuł oryginalny: Magic Bites 

 Cykle urban fantasy zwykle opierają się na jednym i tym samym, dość przeciętnym schemacie: ona jest piękna i niezwyciężona, a przy okazji ma w sobie magię, on jest przystojny i niezwyciężony i oboje się z trudem tolerują a jednak ich do siebie ciągnie na tyle, by ostatecznie wylądowali razem w łóżku. Po drodze mamy masę różnych przypadłości i wydarzeń, które i tak i tak doprowadzą do ostateczności. W przypadku Kate Daniels nie zauważyłam wielkich odskoczni od normy i zasad. Może z tą tylko różnicą, że Kate Daniels to jednak pierwowzór (i to piekielnie mocny) Nikity - dziecięcia Anety Jadowskiej... 


 Kate Daniels. Zabójca na zlecenie. Dziewczyna wyszkolona do walki z tylko jednym celem, nie do zwyciężenia. Posiada magiczny (sic) miecz, który paruje, pluje dziwnymi substancjami i wchłania w siebie ciało nieumarłych. Do tego pyskata i pewna siebie młódka, która w alternatywnej Altancie walczy o swoje. Alternatywnej, bo targanej falami magii. Skąd? Nie wiadomo, dość, że działa. Do tego wszystkiego wie tyle, że jej "opiekun" został zamordowany. By odkryć tajemnicę tego działania, musi sprzysiężyć się ze zmiennokształtnymi, a w zasadzie z Władcą Bestii - przywódcą wszystkich zmiennokształtnych w okolicy. Nie będzie to ani proste ani łatwe. Ale czego się nie robi dla wyjaśnienia tajemnicy, prawda?

 Przyznam szczerze, że do "Magii..." siadłam z mieszanymi uczuciami, choć znajoma zachwalała mi solidnie tą pozycję. Usiadłam, uznałam, że spróbuję co i jak - i przepadłam. Lekka pozycja, ze świetnym humorem, nieco sarkastycznym, prostymi, nie wzbudzającymi większych i głębszych uczuć postaciami oraz lekką akcją okazała się być przepisem na dwa dni pełne parskania śmiechem i ocierania ukradkiem łezki. Autorka zbudowała prostą, całkiem przyjemną fabułę, opartą na popularnych mitologiach, wokół której kręci się wszystko. Dosłownie - kręci. Bo mitologia odgrywa tu sporą rolę, wliczając to nawet naszą, słowiańską. Miły akcent. 

 Lekko, szybko. Tak można określić akcję. Fabuła nie jest zbyt głęboka, ale nie przeszkadza to w niczym. Atlanta w świecie równoległym, w chwili szczytu technologii - przeżywa wybuch magii. Cała technologia idzie w chole... licho, a ludzie muszą się przyzwyczaić do używania starych środków transportu i komunikacji: konie, muły, prasa... Do tego dochodzi niepokorny przywódca Gromady, Władca Bestii. Naszej bohaterce nie w smak jest współpraca z kimś innym, czy w ogóle, nadzór nad nią - ale zaciśnie zęby. W międzyczasie zaś wplącze się w kilka innych dziwnych wydarzeń... Autorka, czy w zasadzie małżeństwo skrywające się pod pseudonimem "Ilony Andrews" odwaliło kawałek niezłej roboty. Nie wyczuwa się w żadnym momencie spadku jakości pisania, lektura jest, jak mówiłam, lekka. Ale... w takim wypadku, gdzie tkwi haczyk? 

 No właśnie, haczyk. Jest. A nawet i kilka.

 Przede wszystkim: kreacja Kate. Taka superbohaterka, tylko jej pelerynkę dodać. Super bystra, super inteligentna, a jej super miecz otwiera drzwi jak karta w hotelach (serio). Do tego ma w nosie współpracę i niebezpieczeństwo, a jej przeszłość jest tak tajemnicza, że CSI: Przygody-Wymyślonych-Policjantów-Z-Ameryki i Doktor House razem wzięci będą mieli problemy, by rozwikłać tą tajemnicę! Nie powalił mnie ten pomysł na kolana, a wręcz przeciwnie, nieco zraził. Niby nic, niby można przymknąć na to oko, niby sarkastyczne komentarze ślicznie wyrównały te niedostatki, ale w pewnym momencie czytania zaczynało mnie to nużyć. Do tego dochodzi kwestia jej kontaktów z innymi: wszyscy są "gópi", ona jedna super. Na drugim miejscu plasuje się Władca Bestii: jest tak tajemniczy, że w zasadzie może mieć na czole napisane: "jestę chodzącę tajemnicę" i tyle. Opisany ogólnikowo, jako obowiązkowy blond-włosy przystojniak, któremu wszystkie panny padają do stóp z majtkami (własnymi w zębach). Do tego super-uper-duper wszechwładny i zmieniający kształt na życzenie. No... e.... Nie? Ale ok, nie ja wykreowałam świat. I właśnie: świat. Opierający się mocno na mitologiach (za co szacun, w kolejnych tomach też mitologie są ładnie wykorzystane), jednak... no trochę tak ogólnikowo i schematycznie wszystko jest. Wiemy, ze był "WYBUCH MAGII" - ale dlaczego, jak, tego nie wiadomo. Brakuje mi opisu Atlanty i ogólnie świata, jego przeszłości. Wydaje się to być opisane trochę po łebkach, jakby autorzy wychodzili z założenia, że czytelnik od pierwszych stron łyknie to jak pelikan młodą rybkę. No... nie do końca. A przynajmniej ja tak nie zrobiłam.

 Ale w całokształcie nie jest źle, serio! Nawet, jeśli mamy narrację pierwszoosobową...

 Serio. Nie licząc tych wyżej wymienionych wad, czyta się świetnie, szybko i lekko!

 Bohaterowie. Hm. Trochę schematycznie opisani. Mhroczny i zły i tajemniczy, przystojny i tajemniczy, wysportowana i tajemnicza. Do tego w zasadzie można sprowadzić postacie. Bez większej głębi, bez psychiki, którą można zgłębiać. Lekko i szybko, byle tylko bylo. Ale patrząc na "lekkość" czytania i samej pozycji, to wręcz zaleta. Nie myślimy nad tym, dlaczego co kto robił, po prostu to akceptujemy! No... tak troszkę słabo, ale co zrobić. Nie mam konkretnego ulubieńca. Wszystkich tu (póki co), traktuję dość ostrożnie. Nie można wszak mieć wszystkiego, nie?

 Okładka jest ładna. Przyjemna, pastelowa w kolorach. Mi się podoba. Szkoda tylko, że grafik co okładkę to zmienia nieco i fryzurę i rysy twarzy kobiety - przez to tak troszkę brakuje spójności. Ale ogólnie? Przyciąga oko. Tą właśnie pastelowością i miękkością kreski. Lubię to, i nie przeszkadza mi takie dziwne, bliżej nie określone maźnięcie połyskiem. Ale w Fabryce Słów takie okładki są w zasadzie całkiem naturalne, więc...

 Podsumowując, jeśli pominiemy nieco ogólny świat przedstawiony i schematyczność głównej bohaterki i fabuły, dostajemy lekką, przezabawną i błyskawiczną w czytaniu lekturę, która wciąga od początku do końca. Zdecydowanie, to pozycja na jesienny wieczór, dzięki której i się ubawimy i nieco pofantazjujemy. O Władcy Bestii, rzecz jasna... ;) Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz