poniedziałek, 16 czerwca 2025

59/2025 - Avina St. Graves, Death's obsession

Gwiazdek:
 1

AutorAvina St. Graves
Tłumaczenie: Milena Halska
Wydawnictwo: Papierowe Serca
Data polskiego wydania: 04 czerwca 2025
Data oryginalnego wydania: 04 czerwca 2023
Cykl / seria: -
Kategoria: romantasy
Stron: 200
Wersja: papierowa, posiadamżyczona
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 9788383719320
Język: polski
Cena z okładki: 47,90 zł
Tytuł oryginalny: Death's Obsession: A Paranormal Dark Romance

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Niespełna 200 stron poetyckości i absurdu. Niespełna 200 stron pomysłu, który był nawet niezły, ale wykonanie zostawia do życzenia wszystko, od napisania, przez redakcję i korektę, na tłumaczeniu kończąc. Jeśli sądziłam, że czytałam już naprawdę kiepskie książki, to jednak zawsze znajdzie się taka, która mnie zaskoczy głębią swojego... swojej głupoty, ładnie to nazwijmy. I taki właśnie przykład mamy tu, w "Death's obsession", gdzie fantazja iście ułańska aućtorki popłynęła poetycko w kloakę, a ja z każdą kolejną stroną zastanawiałam się, co i autorka i tłumaczka wzięły. A potem zaczęłam się zastanawiać, gdzie wydawnictwo miało pomysł, wydać tą nowelkę za taką ilość pieniąszkuff i gdzieś w połowie zrezygnowałam... marudzę, dużo i bardzo. Zapraszam!

_________________________________________________________

Lilith od wypadku, w którym straciła swoją siostrę (chyba bliźniaczkę) nie żyje w pełni. ma kiepskiego chłopaka, słabo płatną pracę w kawiarni i leki, które bierze, bo ma halucynacje. Dostaje liściki, kwiatki i drobne prezenty, których nie umie wytłumaczyć. Prezenty pochodzą od samej Śmierci, która w książce jest potężnie zbudowanym smalcem alfa  i nosi imię Letum. Letum ma na punkcie Lili obsesję tak bardzo, że nie cofa się przed zabiciem Evana, chłopaka Lili. A do tego ma duszę, która jest dwa razy wielka jak Letum, która z niego wychodzi i jakby nigdy nic, oferuje trójkącik Lilith. Letum ryczy, Lili powoli łapie obsesję na jego punkcie i jest mokra bardziej od przeciekającej beczki na deszczówkę, a w ostateczności wszyscy żyją długo i szczęśliwie...

Ta nowelka, bo w zasadzie to chyba jest nowelka, nie powinna była wychodzić poza szufladę autorki. Ciary żenady miały ciary żenady z ciar żenady, i to co, praktycznie, akapit. Fabuła sprowadza się w sumie do tego, że główna bohaterka zostaje przez Śmierć kilka razy przeleciana, tęskni do Śmierci, walczy z żałobą, ale w sumie niczym się nie przejmuje. Ma obsesję na punkcie Letuma, Letum ma obsesję na punkcie jej, poetyka języka wznosi się na wyżyny kreatywności, a ciary żenady dostają ciary żenady od ciar żenady, bo napisane to jest po prostu źle. 

Zresztą, mam wrażenie, że teraz wydaje się książki byle jak, byle tylko wydać, a keks przecież się świetnie sprzedaje. Bez zastanowienia i refleksji, bez redakcji i korekty, naciskając na tłumaczy, by tłumaczyli szybko, byle jak i bez zastanowienia, czy ma to sens czy nie. 

W sumie, zastanawiam się, czy w ogóle była tu jakaś fabuła? Nie. Nie było żadnej, bo wszystko sprowadza się tylko do tego, że główna bohaterka ma jakieś problemy sama z sobą, i Śmierć ją z tego leczy. Spojler - na końcu i tak umiera, żeby się z Letumem "połączyć na zawsze". A że w międzyczasie przeżywa pięć scen keksu, i to bardzo źle napisanego? No brawa dla autorki, brawa dla tłumacza, brawa dla wydawnictwa, że keks się sprzedaje, jednak tu poza nim nie było praktycznie nic. Miałka, nijaka główna bohaterka, która raz jest puszysta, raz chuda jak szkapa, która wciąż się pyta "Czemu on mnie chce", i nie wiadomo, na czym polega ta obsesja Śmierci na jej punkcie, Evan, który jest wsadzony w książkę tylko po to, żeby pokazać, że facet ją wykorzystuje, ćpie i ma na boku inną laskę, a w końcu zostaje zabity, bo tak jest wygodnie dla fabuły (i w kilka godzin po tym fakcie nasza bohaterka pozwala sobie na soczystą palcówkę z Letumem), i wszystko jest cacy. Nijaka praca? Letum pomoże. Brak jedzenia w lodówce? Letum coś na to zaradzi. Letum, Letum, Le tam, le siam. Argh. praca? baristka - po całym dniu stania bohaterkę bolą lędźwie. I w zasadzie tyle wiemy, bo sceny w pracy napisane są po prostu jako przypadkowy zlepek zdań wypełniający kolejne strony między tęsknotą za Letumem a scenami keksu z nim. 

"Oczy wchodzą mi w głąb głowy..." - to AUTENTYCZNY CYTAT z tego koszmarka - i no raczej nie. Mi raczej oczy błagały o domestos, kiedy czytałam kolejne koszmarnie napisane sceny keksu, kiedy on, ze swoim 👺 jak butelką Cisowianki robił jej dobrze. A jej się podobało. Bo w zasadzie do tego się cała książka sprowadza - do scen keksu, które napisane są po prostu strasznie, ale to strasznie źle. I oczywiście, nie możemy pominąć faktu, ze nasz główny bohater jest potężny, wspaniale wyrzeźbiony (ma bicepsy większe niż głowa Lili!), i w ogóle, och ach, cudowny i ma tatuaże na skórze, które się ruszają - bo to jest jego dusza z JESZCZE WIĘKSZYM 👺. Sceny trójkąta między Lili, Letumem i jego duszą - tak, mamy takie dwie sceny - są po prostu straszne. 

Ogólnie, język, jaki używany jest w tej nowelce, jest straszny. Autorka z tłumaczką starały się najwyraźniej być poetyckie, ale po prostu im nie wychodziło. Co więcej, redakcja też spała, bo kwiatki takie jak: "Łóżko się ugina, gdy pochyla się do przodu oparty na dłoniach ułożonych płasko po obu stronach łóżka." czy "Przesuwa zakapturzona głowę w dół i miękki materiał przywiera do mojej twarzy." Albo "Wiatr układa się na moich nagich ramionach, owija białą sukienkę wokół nóg." to tylko wierzchołek góry lodowej, jaka w tych niespełna 200 stronach się znalazła. Co chwila znajdowałam kolejną "poetycką perełkę" która wręcz wzbudzała we mnie husky voice, i darłam się niczym stare prześcieradło, jakim cudem to można było puścić. To absolutnie koszmarny styl, absolutnie niedopuszczalny sposób prowadzenia opisów. Po prostu czyta się to koszmarnie.

Wrócę jeszcze na chwilę do scen keksu w tej pozycji. Pomijam już, że kobiety wyraźnie upodobały sobie opis przyrodzenia jak półtoralitrowej butelki po wodzie mineralniej - no spoko, ich problem, ale nie muszę o tym czytać, jaki jest wielki, sztywny i w ogóle, och ach, bo no... nie, nie jestem pruderyjna, jednak źle napisana scena keksu potrafi skreślić całą fabułę. Serio, przyznałam się dziś, że tęskno mi do klasyki "przyniosłem pizzę z dodatkową kiełbasą". Tak, do tego stopnia mam dość smutów w książkach. A tu dochodzą jeszcze sceny z nagrywaniem, duszeniem czy - co wywołało we mnie solidne parsknięcie - wbijanie się 👺w usta bohaterki tak, że ta widzi gwiazdy. GWIAZDY. W zasadzie ona co chwila widziała tam gwiazdy, i w ogóle, co keks to było super i mokro, i och ach. A, przy okazji - przyrównanie keksu do posiłku - może być, ale w tym wydaniu było po prostu słabe. Zwłaszcza, kiedy autorka nie bardzo wie, jak pociągnąć motyw BDSM i opisuje tylko takie rozrywki jak klapsy aż do zostawienia odcisku dłoni na pośladku, czy ciągnięcia za wnętrze policzka. Ummmm...

Dobra, już milczę, musiałam wyładować frustrację. Zanim ktoś powie, że to dlatego, że sama nie miałam dawno dobrego keksu, to zasugeruję udanie się do keks-shopu i zakup masażera. Po prostu mnie takie książki przestały bawić, przestały pociągać, a "dark romance" stały się synonimem bardzo sfrustrowanych kobiet, które po prostu myślą, że keks z "bad boyem o wyglądzie greckiego boga" to będzie super doświadczenie. Um... a co z zasadą, że nie ilość (Cisowianka!) a jakość? No, mniejsza. Już, siedzę cicho, a strona z żółtoczarnym logo wciąż ma się super i prezentuje chyba nawet lepsze scenariusze nić "Death's obsession". 

No, pomamrotałam sobie o braku fabuły i kiepskim keksie, to czas na bohaterów... Buahahahahahahahahahahaahahaha... nie. Tu nie ma bohaterów. Tu są tylko imiona, które wypełniają kartki. Nijakość Lili z jej problemami i użalaniem się wkurza, a Letum z jego "twarzą wiecznie w cieniach" był przykładem, że autorka nie miała pomysłu na opis postaci. Tłumaczenie, że "shadow daddy" aka "mroczni faceci z pradawnych wierzeń są seksowni", w niczym nie pomagało.

Ogólnie, kobiety cierpiące na zespół wyobrażeń o "mrocznych seksownych facetach, którzy powinni siedzieć w więzieniu" powinny się zastanowić, czy aby na pewno to jest zdrowe, a nie pisać książki. Niepotrzebne traumy i rozlew krwi zaś powinien zostać w thrillerach, sensacjach i horrorach a nie kiepskich pornolach. 

Książka wydana jest ślicznie. Serio, absolutnie moja sroka okładkowa się zachwyciła okładką. Czerń, srebro i biel naprawdę dobrze z sobą korelują, czarne strony z białym tekstem pozwalają wręcz sunąć po tekście... ale na tym kończą się moje pozytywy. Posrebrzenia się wycierają, fabuła leży i kwiczy, a ja zostałam ze świadomością, że zmarnowałam sobie 4 godziny na nowelkę, która zostawiła mi tylko niesmak.

Czy polecam? Jak lubicie tak słabo napisane książki, to śmiało. Ale z mojej strony zapewniam - można trafić na o wiele bardziej wartościowe książki w niższej cenie i lepszym wydaniu... 

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz