Autor: Harry Harrison
Tłumaczenie: Janusz Pultyn
Wydawnictwo: Phantom Press
Data polskiego wydania: 01 stycznia 1992
Data oryginalnego wydania: 01 stycznia 1986
Cykl / seria: Eden (tom 2)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 384
Wersja: papierowa, z biblioteki
Oprawa: miękka
ISBN: 83-7075-005-2
Język: polski
Cena z okładki: 38 zł
Tytuł oryginalny: Winter in Eden
Kliknij, by wrócić do strony głównej
„Zima w Edenie”, druga część krótkiej serii Harry’ego Harrisona zdecydowanie nie zawodzi. Przyznaję również, że mnie zaskoczyła, ponieważ autor skierował się ze swoim pisaniem w zupełnie inną stronę, niż zakładałem. Nie mamy więc wielkie wojny, gigantycznych kampanii i ogólnie wszystkiego, czego można spodziewać się w kontynuacji mocno wojennej pierwszej części. Zamiast tego widzimy rozwój różnych społeczności, poznajemy nową odmianę hominidów i jak zwykle dowiadujemy się, że niemal niczego nie należy rozpatrywać w kategoriach czystej czerni i bieli.
_________________________________________________________
Druga część rozpoczyna
się praktycznie w momencie zakończenia poprzedniej i zabiera nas na kilkuletnią
przygodę, wypełnioną tułaczką, wielkimi – a przynajmniej ważnymi – odkryciami, okazjonalnymi
starciami pomiędzy jaszczurami a ludźmi, i pogłębieniem wiedzy o
społeczeństwach, zarówno ludzkim, jak i przede wszystkim – jaszczurzym. Nadal towarzyszymy
bohaterom znanym z pierwszej części i nadal pierwsze skrzypce grają Kerrick po
stronie Tanu oraz Vainte po stronie Yilane. Oprócz nich jednak na pierwszy plan
ustawicznie wpychają się Armun – przedsiębiorcza i odważna żona Kerricka, oraz Enge
– quasi-przywódczyni anarchistyczno-pacyfistycznych Cór Życia, zajadle
tępionego odłamu Yilane. I robią to dobrze, ich przygody pozwalają na gładkie wprowadzenie
dodatkowych wątków, które, jak mniemam, będą miały spore znaczenie w finałowej
odsłonie serii „Eden”.
Czas na krótkie, nieco
spoilerowe streszczenie więc jeżeli ktoś zdradzania szczegółów nie lubi, niech łaskawie
pominie ten akapit – pokonana Vainte wraca do domu, gdzie zyskuje nowych sojuszników.
Następnie wraca tam skąd ją wygnano i dosłownie prowadzi krucjatę przeciwko ludziom.
I to bez jakichkolwiek ograniczeń – użycie broni masowej zagłady (jak na warunki
tego świata) to standard. W tym czasie Kerrick stara się zapoznać swoich
ziomków z wiedzą pozostałą w częściowo zniszczonym mieście Yilane, a następnie
rusza na poszukiwania żony, która z kolei zniknęła szukając jego. W efekcie
znajdują się oboje wśród porośniętych sierścią Paramutan, których najlepiej
można opisać jako Eskimosów-Ewoków. Wraz z nimi docierają nie tylko do dotkniętej
zlodowaceniem Europy, ale nawet do Entoban, Afryki, gdzie Kerrick, mający dosyć
zabijania stara się wynegocjować pokój między ludźmi a Yilane. W tym samym
czasie Enge, wraz ze sporą grupą wygnanych Cór Życia i jedną zgryźliwą badaczką
odkrywają nowy kontynent, gdzie starają się założyć nowe miasto, mające być
ucieleśnieniem filozoficzno-pacyfistycznej anarchii. Szczerze mówiąc, po lekturze
nie wróżę im sukcesu…
Autor w bardzo ciekawy
sposób rozwinął bohaterów. Vainte wyrasta na prawdziwą szwarcharakterkę – staje
się zealotką, neofitką opanowaną tylko jedną myślą – zniszczeniem ludzi. Byłaby
w swoim dążeniu wręcz karykaturalna, na szczęście jej obsesja (i autor) nie
odbiera jej mózgu. To nadal planująca na zimno menda, gotowa za wszelką cenę
dotrzeć do celu. Najlepiej po ludzkich trupach. Bardzo wielu trupach. Z kolei
Kerrick przeżywa kompletne załamanie i stale znajduje się na rozdrożu. Z jednej
strony jego nadrzędnym celem jest obrona Tanu i niedopuszczenie do ich zagłady.
Z drugiej ma kompletnie dosyć zabijania i najchętniej ukryłby się z rodziną tam
gdzie jaszczurzyce nie będą w stanie go dosięgnąć. Gdy jednak ta opcja
przestaje wchodzić w grę, staje na wysokości zadania i nie waha się wykorzystać
najskuteczniejszej ludzkiej broni (której Yilane mieć nie mogą), do osiągnięcia
przynajmniej części swoich celów.
Po raz kolejny dostajemy
od autora dowody na to jak rozwiniętą kulturą dysponują Yilane. O ile do
dogłębnej znajomości genetyki wiedzieliśmy już wcześniej, o tyle teraz, dzięki
rzucanym uwagom dowiadujemy się, że również kwestie fizyki, geografii czy
zaawansowanej astronomii nie są im obce. I przyznam szczerze, że czasami wypada
to nieco… sztucznie. Pomimo wiedzy, że miały na doskonalenie się w swoich sztukach
dosłownie miliony lat.
Ludzie to osobny problem.
Nadal są absolutnie prymitywni, przynajmniej jeżeli porównywać ich od Yilane,
ale swoje też potrafią. Stosują podstępy wojenne, potrafią skutecznie
zaatakować silniejszego przeciwnika, a niektórzy, jak wspomniani wcześniej
Paramutanie opanowali także techniki nawigacji, pozwalające im przemierzać
oceany w oddaleniu od wybrzeży. I o ile sama ta technika nie razi, to czasami
szybkość pojmowania przez nich nowych konceptów jest zdecydowanie nienaturalna.
Nawet biorąc poprawkę na fakt, że toczą walkę o przetrwanie, a to bardzo surowa
i wymagająca szybkich postępów szkoła.
Jeżeli chodzi o używany
język, to tym razem autor (i tłumacz) postanowili dać czytelnikom nieco większą
próbkę tego jak brzmiałyby słowa jaszczurów przełożone bezpośrednio. Stąd sporo
nietypowych opisów i stwierdzeń, które tworzą wyraźny dysonans, kiedy znajdujemy
je w tekście. Mimo to uważam, że stylizacja języka została zrobiona bardzo
dobrze – w ciekawy sposób podkreśla to różnice pomiędzy kulturami, a jest na
tyle zgrabnie napisane, że nie męczy a wzbudza zainteresowanie.
Podsumowując, mamy tu do
czynienia z godną kontynuacją dobrze rozpoczętej serii. Książka jest ciekawa,
stosunkowo lekko napisana i wzbudza głód wiedzy, co też stanie się w finałowej
odsłonie „Edenu”. Zdecydowanie rzecz warta przeczytania.
Mam nadzieję, że recenzja
przypadła Wam do gustu, ale to już ocenicie sami. No i przy okazji możecie też
kupić Kag kawę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz