poniedziałek, 30 czerwca 2025

Gościnnie, Harry Harrison, Zima w Edenie


Gwiazdek: 7

Autor: Harry Harrison
Tłumaczenie: Janusz Pultyn
Wydawnictwo: Phantom Press
Data polskiego wydania: 01 stycznia 1992
Data oryginalnego wydania: 01 stycznia 1986
Cykl / seria: Eden (tom 2)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 384
Wersja: papierowa, z biblioteki
Oprawa: miękka
ISBN: 83-7075-005-2
Język: polski
Cena z okładki: 38 zł
Tytuł oryginalny: Winter in Eden

Kliknij, by wrócić do strony głównej


„Zima w Edenie”, druga część krótkiej serii Harry’ego Harrisona zdecydowanie nie zawodzi. Przyznaję również, że mnie zaskoczyła, ponieważ autor skierował się ze swoim pisaniem w zupełnie inną stronę, niż zakładałem. Nie mamy więc wielkie wojny, gigantycznych kampanii i ogólnie wszystkiego, czego można spodziewać się w kontynuacji mocno wojennej pierwszej części. Zamiast tego widzimy rozwój różnych społeczności, poznajemy nową odmianę hominidów i jak zwykle dowiadujemy się, że niemal niczego nie należy rozpatrywać w kategoriach czystej czerni i bieli.
_________________________________________________________

Druga część rozpoczyna się praktycznie w momencie zakończenia poprzedniej i zabiera nas na kilkuletnią przygodę, wypełnioną tułaczką, wielkimi – a przynajmniej ważnymi – odkryciami, okazjonalnymi starciami pomiędzy jaszczurami a ludźmi, i pogłębieniem wiedzy o społeczeństwach, zarówno ludzkim, jak i przede wszystkim – jaszczurzym. Nadal towarzyszymy bohaterom znanym z pierwszej części i nadal pierwsze skrzypce grają Kerrick po stronie Tanu oraz Vainte po stronie Yilane. Oprócz nich jednak na pierwszy plan ustawicznie wpychają się Armun – przedsiębiorcza i odważna żona Kerricka, oraz Enge – quasi-przywódczyni anarchistyczno-pacyfistycznych Cór Życia, zajadle tępionego odłamu Yilane. I robią to dobrze, ich przygody pozwalają na gładkie wprowadzenie dodatkowych wątków, które, jak mniemam, będą miały spore znaczenie w finałowej odsłonie serii „Eden”.

Czas na krótkie, nieco spoilerowe streszczenie więc jeżeli ktoś zdradzania szczegółów nie lubi, niech łaskawie pominie ten akapit – pokonana Vainte wraca do domu, gdzie zyskuje nowych sojuszników. Następnie wraca tam skąd ją wygnano i dosłownie prowadzi krucjatę przeciwko ludziom. I to bez jakichkolwiek ograniczeń – użycie broni masowej zagłady (jak na warunki tego świata) to standard. W tym czasie Kerrick stara się zapoznać swoich ziomków z wiedzą pozostałą w częściowo zniszczonym mieście Yilane, a następnie rusza na poszukiwania żony, która z kolei zniknęła szukając jego. W efekcie znajdują się oboje wśród porośniętych sierścią Paramutan, których najlepiej można opisać jako Eskimosów-Ewoków. Wraz z nimi docierają nie tylko do dotkniętej zlodowaceniem Europy, ale nawet do Entoban, Afryki, gdzie Kerrick, mający dosyć zabijania stara się wynegocjować pokój między ludźmi a Yilane. W tym samym czasie Enge, wraz ze sporą grupą wygnanych Cór Życia i jedną zgryźliwą badaczką odkrywają nowy kontynent, gdzie starają się założyć nowe miasto, mające być ucieleśnieniem filozoficzno-pacyfistycznej anarchii. Szczerze mówiąc, po lekturze nie wróżę im sukcesu…

Autor w bardzo ciekawy sposób rozwinął bohaterów. Vainte wyrasta na prawdziwą szwarcharakterkę – staje się zealotką, neofitką opanowaną tylko jedną myślą – zniszczeniem ludzi. Byłaby w swoim dążeniu wręcz karykaturalna, na szczęście jej obsesja (i autor) nie odbiera jej mózgu. To nadal planująca na zimno menda, gotowa za wszelką cenę dotrzeć do celu. Najlepiej po ludzkich trupach. Bardzo wielu trupach. Z kolei Kerrick przeżywa kompletne załamanie i stale znajduje się na rozdrożu. Z jednej strony jego nadrzędnym celem jest obrona Tanu i niedopuszczenie do ich zagłady. Z drugiej ma kompletnie dosyć zabijania i najchętniej ukryłby się z rodziną tam gdzie jaszczurzyce nie będą w stanie go dosięgnąć. Gdy jednak ta opcja przestaje wchodzić w grę, staje na wysokości zadania i nie waha się wykorzystać najskuteczniejszej ludzkiej broni (której Yilane mieć nie mogą), do osiągnięcia przynajmniej części swoich celów.

Po raz kolejny dostajemy od autora dowody na to jak rozwiniętą kulturą dysponują Yilane. O ile do dogłębnej znajomości genetyki wiedzieliśmy już wcześniej, o tyle teraz, dzięki rzucanym uwagom dowiadujemy się, że również kwestie fizyki, geografii czy zaawansowanej astronomii nie są im obce. I przyznam szczerze, że czasami wypada to nieco… sztucznie. Pomimo wiedzy, że miały na doskonalenie się w swoich sztukach dosłownie miliony lat.

Ludzie to osobny problem. Nadal są absolutnie prymitywni, przynajmniej jeżeli porównywać ich od Yilane, ale swoje też potrafią. Stosują podstępy wojenne, potrafią skutecznie zaatakować silniejszego przeciwnika, a niektórzy, jak wspomniani wcześniej Paramutanie opanowali także techniki nawigacji, pozwalające im przemierzać oceany w oddaleniu od wybrzeży. I o ile sama ta technika nie razi, to czasami szybkość pojmowania przez nich nowych konceptów jest zdecydowanie nienaturalna. Nawet biorąc poprawkę na fakt, że toczą walkę o przetrwanie, a to bardzo surowa i wymagająca szybkich postępów szkoła.

Jeżeli chodzi o używany język, to tym razem autor (i tłumacz) postanowili dać czytelnikom nieco większą próbkę tego jak brzmiałyby słowa jaszczurów przełożone bezpośrednio. Stąd sporo nietypowych opisów i stwierdzeń, które tworzą wyraźny dysonans, kiedy znajdujemy je w tekście. Mimo to uważam, że stylizacja języka została zrobiona bardzo dobrze – w ciekawy sposób podkreśla to różnice pomiędzy kulturami, a jest na tyle zgrabnie napisane, że nie męczy a wzbudza zainteresowanie.

Podsumowując, mamy tu do czynienia z godną kontynuacją dobrze rozpoczętej serii. Książka jest ciekawa, stosunkowo lekko napisana i wzbudza głód wiedzy, co też stanie się w finałowej odsłonie „Edenu”. Zdecydowanie rzecz warta przeczytania.

Mam nadzieję, że recenzja przypadła Wam do gustu, ale to już ocenicie sami. No i przy okazji możecie też kupić Kag kawę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz