Autor: Sohn Won-Pyung (손원평)
Tłumaczenie: Dominika Chybowska-Jang
Data polskiego wydania: 23 października 2024
Data oryginalnego wydania: 2022
Cykl / seria: -
Kategoria: literatura piękna
Stron: 248
Wersja: papierowa, pożyczona
Oprawa: twarda
ISBN: 9788383713670
Język: polski
Cena z okładki: 49,99 zł
Tytuł oryginalny: 튜브
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Redakcja/korekta: Adran Kyć/Małgorzata Denys
Wydawnictwo: MovaData polskiego wydania: 23 października 2024
Data oryginalnego wydania: 2022
Cykl / seria: -
Kategoria: literatura piękna
Stron: 248
Wersja: papierowa, pożyczona
Oprawa: twarda
ISBN: 9788383713670
Język: polski
Cena z okładki: 49,99 zł
Tytuł oryginalny: 튜브
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Kim Seong-gon to zbliżający się niemal do pięćdziesiątki Koreańczyk, któremu w życiu zdecydowanie się nie układa. Żyje w separacji z żoną, wynajmuje małą kawalerkę, pracuje jako dostawca jedzenia i próbuje popełnić samobójstwo... które mu zdecydowanie nie wychodzi. A to zapomni zamknąć okna, a to płot jest za wysoki... przypadkowe spotkanie z dawnym podwładnym przeradza się nieoczekiwanie w rodzaj przyjaźni, a ta w świat puszcza "projekt Gałązka", czyli coś, co pozwoliło Seogn-gonowi na drobne zmiany w życiu. I kiedy wszystko zdaje się zmierzać w świetną stronę, życie pokazuje, że... koreańska literatura potrafi zaskoczyć, a leniwa narracja i healingowa atmosfera sprawią, że naprawdę się kilka razy nawet szczerze uśmiechnęłam. Cóż poradzę na to, że po prostu literatura koreańska to mój rodzaj comfort zone, przy którym przyjemnie się resetuję przed kolejnymi fantastycznymi światami...? Zapraszam!
_________________________________________________________
Kim Seong-gong Andrea na pierwszy i drugi rzut oka sprawia wrażenie nieudacznika. Mężczyzna przed pięćdziesiątką, w zdecydowanym kryzysie, bez pracy, w separacji, jego nastoletnia córka nie chce go znać. Wychowany w surowym domu, przez ojca, dla którego podstawą wychowawczą był gwizdek i matkę, zagorzałą katoliczkę, chłopak zdecydowanie nieco... odróżniał się od reszty kolegów. Za młodu jako ministrant dopuścił się dość... specyficznej sytuacji (a raczej, pozwolił koledze), potem nie wychodziło mu z kolejnymi kobietami, ale wciąż próbował. Tak samo z pracami - rzucał się na kolejne projekty, rozkręcał je jako super biznesy... i nic z tego nie wychodziło. Teraz to zmęczony życiem, przygarbiony mężczyzna, który w końcu postanawia coś zacząć. I zaczyna - od przypadkowego zdjęcia, znalezionego w szpargałach, korygować postawę. Potem, przypadkowo (a może nie tak do końca przypadkowo?) znaleziona taśma "Duran Duran" (taki zespół lat 80tych, jakby ktoś nie wiedział) i spotkanie z byłym pracownikiem sprawia, że Seong-gong zaczyna stawiać kolejne kroki w drodze do zmian, i nie tylko sobie, ale i otoczeniu. Krok za krokiem, gałązkami, które budują tratwę. Ale czy na pewno ta tratwa przetrwa burzę, jaka nadchodzi...? oto jest pytanie...
Sohn Won-Pyung tworzy uniwersalną historię o mężczyźnie, który pod wpływem chwili postanawia coś zmienić. Pozornie nic - ot, postawa. Proste plecy. Później, spotykając na swojej drodze kolejne osoby, zaczyna powoli zmieniać kolejne rzeczy w swoim otoczeniu, żeby choć odrobinę poprawić swoją sytuację. Brzmi banalnie? Być może. A może jednak nie, może faktycznie, małymi kroczkami i działaniami, można coś zmienić.
To historia nieśpieszna, bez wielkich zwrotów. Za to z dużą dawką wewnętrznych przemyśleń głównego bohatera i bohaterów, którzy są wokół niego. Zwracania uwagi na szczegóły, na które zwykle nie zwracamy uwagi - na żółty liść w środku lata, na próbę zrobienia trzech kroków z pokoju, na uśmiech do obcej osoby. Na swój sposób, "Tube" to dość uniwersalna opowieść o tym, że warto. Warto podejmować próby, starania - czasem jeden gest staje się tym kamyczkiem, który napędzi całą lawinę. Lawinę zmian, które może nie zmienią nas samych, ale komuś pomogą. Choćby sprawią, że ktoś się uśmiechnie. A to już zawsze coś, prawda? Zwłaszcza w naszym czasie pełnym pośpiechu, ponurości i chłodu względem innych.
Zaintrygował mnie wątek katolicki - wiem, że w Korei trochę katolików i chrześcijan jest, natomiast tu autorka jawnie wykorzystuje ten fakt. W pierwszym odruchu zresztą, byłam zdumiona, że główny bohater ma imię "Andrea" - z czasem jednak tajemnica tego imienia wyjaśnia się, i nadaje sens postaci. Choć nie wiem, czy ten "Andrzej" w tekście to przypadek, wypadek przy pracy, czy faktycznie w oryginale tak było? Niestety, nie mam jak sprawdzić, a moja koreańska ekspertka - też nie. Przynajmniej póki co.
Postacie są ciekawie zarysowane, realistyczne, do uwierzenia. Byłam w stanie uznać, że faktycznie, dana persona istnieje, żyje, chodzi i faktycznie ma takie, a nie inne zainteresowania czy potrzeby, choć nie ukrywam, trochę zaskoczył mnie fakt czterech czy tam pięciu godzin dodatkowej matematyki pod rząd, ale ok - możliwe, że jeszcze niektórzy wychodzą z założenia, że jest to dzieciom niezbędne do życia, nawet, jeśli dziecko z matematyką ma tyle wspólnego, co Ziemia z Plutonem. Nie mniej, choćby Jin-Seok - był napisany tak, że wierzyłam, że mogę spotkać taką osobę na ulicy, tak samo jak pana Parka. Lubię i doceniam to w autorce.
W całokształcie "Tube. Opowieść o pewnym życiu" to ciepła, przyjemna powieść, ale nie trafiająca do wszystkich, zdecydowanie nie. To historia zmian, małych kroków, pragnień pomocy sobie, a co za tym idzie, również i innym osobom, realizacji tych marzeń, wniesieniu na szczyt i upadkom. Nie jest to jednak książka dla każdego i na każdy moment życia - zdecydowanie nie. Do mnie trafiła, swoją lekkością i bezpośredniością, natomiast wiem, że znajdą się głosy rozczarowania. Rozumiem, ale nie warto tej pozycji skreślać. Jest naprawdę przyjemna.
To książka typowo healingowa, ciepła, koreańsko krzepiąca. Zostająca w pamięci, z morałem, który sprawia, że się uśmiecham, i z cytatami, które zapadają w pamięć. To też książka, po którą sięgnąć może osoba, która z literaturą koreańską nie ma wiele wspólnego, chce spróbować, przekonać się, czy przypasuje jej takie "otulające kocykowe ciepełko literaturowe", gdzie nie ma magii, ale są rozważania i sugestie, jak wiele zależy od nas. To obyczajowa historia, której brutalna szczerość i śmiałe spojrzenie na świat może odrzucić albo zaintrygować. Ale na pewno nie zostawi obojętnym...
A za makaroniki - czyli koreańskie znaczki, jak ja je osobiście nazywam, czyli tytuł i imię z nazwiskiem autorki - dziękuję mojej niezastąpionej i jedynej, wspaniałej koreańskiej dostawczyni memów z Mortem, makaronikami i bulgogi - Muchomorkowi! <3
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz