KiB w sieci

poniedziałek, 15 lipca 2024

55/2024 - Pierce Brown, Czerwony świt

Gwiazdek: 6

AutorPierce Brown
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo: Mag
Data polskiego wydania: 24 kwietnia 2024
Data oryginalnego wydania: 28 stycznia 2014
Cykl / seria: Red Rising (tom 1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 448
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda
ISBN: 9788367793926
Język: polski
Cena z okładki: 59 zł
Tytuł oryginalny: Red rising

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Po 9 latach od pierwszego czytania postanowiłam znów zmierzyć się z "Czerwonym świtem". Młodzieżówka na miarę Gry Endera, Igrzysk śmierci... Tak dumnie krzyczy do mnie z całkiem ładnej okładki. Aa czy tak faktycznie było? Heh. Antyutopie tudzież dystopie zawsze były dla mnie ciekawym smaczkiem, czymś, co potrafi wciągnąć i zaskoczyć. A czy tak było tutaj...? No cóż... Źle nie było, ale daleko było do bycia super. Debiut, napisany w 2014 roku trochę się jednak zestarzał i kulał. Ale - później będzie lepiej.

_________________________________________________________

Darrow to Czerwony - kolor oznaczający jego kastę i to, co robi. Jest głębinurkiem, wydobywa na Marsie cenny Hel-3 - jest górnikiem, który codziennie ryzykuje swoje życie, by w przyszłości zbudować na Czerwonej Planecie świat pełen piękna i nową Ziemię. Mimo trudnych warunków, robi wszystko, by wygrać Wawrzyn, poprawić warunki życia swojej rodziny. Splot wydarzeń sprawia jednak, że Darrow traci wszystko - rodzinę, dom i żonę. Nie na długo jednak, bo szybko okazuje się, iż ma być twarzą rewolucji (skądś to znamy...), która zmieni postrzeganie podKolorów. Ma stać się Złotym, najlepszym z najlepszych, ma dokonać niemożliwego. Po wyczerpującej i bolesnej metamorfozie, dostaje się do szkoły Złotych, skąd ma za zadanie zdobyć tytuł Prymusa i tym samym, przenikając w elity - zniszczyć je od środka. Sama szkoła zaś okazuje się siedliskiem wszystkiego, co najgorsze.. Kierowany poczuciem zemsty, decyduje się wejść w świat Złotych i stać się ich zagładą.

Okładka jest śliczna, niech mi ktoś nie powie, że nie. Czerwone skrzydło świetnie współgra z ideą powieści, a barwione brzegi nie rozpraszają i nie denerwują. MAG stanął na wysokości zadania z prezentacją książki, i jestem serio, bardzo zadowolona z jakości, jaką dostałam. Mamy tasiemkę, mamy dobry jakościowo papier, który nie jest ani gruby ani za cieniutki, do tego solidne wykończenie - wydawnictwo lubi czasem rozpieszczać wykonaniem, i to się ceni. Jak nie przepadam za modą na zdobienie brzegów, tak tu wygląda to dobrze i ładnie się broni. A czy na regale będzie ładnie wyglądać? Nie wiem, książki trzymam grzbietami a nie barwionymi stronami do zewnątrz na regale... ;)

A jak wygląda treść? Początek jest świetny. Czyta się błyskawicznie, poznanie Derryla i jego małego świata na Marsie wciąga, intryguje. Szczerze się mu kibicuje. Ale z każdą kolejną stroną, ten świat przestaje intrygować. Zaczyna robić się wtórnie, nijako i mdło. Pomijając fakt, że wyraźnie czuje się debiut - wiele rzeczy jest dość naiwnych, na słowo honoru i ślinę niemalże, to jest w tej książce coś kulejącego, coś, co sprawiało, że nie czytałam z entuzjazmem. A może te 9 lat, od kiedy pierwszy raz zapoznałam się z "Czerwonym..." po prostu sprawiły, że podchodziłam z innym punktem spojrzenia na tą książkę? Nie wiem. Wiem, że wielu rzeczy po prostu nie kupowałam na wiarę, że tak ma być i koniec. No i sam finał - sama końcóweczka, ostatnie kilka stron, to w końcu było to, co znów wciągało, znów intrygowało i zaskakiwało. O tak, proszę państwa, na to się czeka!

Zgrzytem była dla mnie narracja, ale kto mnie zna, te wie, że pierwszoosobowa narracja to coś, czego nie lubię. Nie pozwala mi poznać dokładnie całego świata, tylko perspektywę postaci, która to opowiada. Zamknięci w jednej perspektywie musimy wierzyć na słowo, że jest tak, a nie inaczej. Zgrzyty.

Najbardziej wkurzał mnie wątek szkolenia. Szkoła dzielona na domy, noszące imiona rzymskich bogów, sama idea tego "szkolenia", to wszystko, w całokształcie mnie irytowało i było po prostu głupie. Zbędna brutalność. Na siłę wciśnięte wątki brutalne, krwawe i pokazujące, jak bardzo "nauczeni do luksusu" Złoci mają zejść na niziny. A niziny te zaczynają się od... zabicia słabszego od siebie. A potem już tylko jest weselej. Mamy wraz z naszym Domem zdobyć inne domy i wygrać wojnę, bez względu na konsekwencje. Miałam z tym spore problemy, bo 16/17-letnie dzieciaki - i owszem - są skłonne do przemocy, i wszyscy o tym doskonale wiemy, tu jednak miałam jakiś zgrzyt. Było coś dziwnego w tym, jak tu się wszystko rozkładało, układ sił. Pomijam już samego głównego bohatera, któremu wszystko nagle przychodzi świetnie i bez najmniejszego problemu - zaufanie swoich ludzi, ich uwielbienie, zdobywanie kolejnych punktów na mapie, aż do podbicia samego Olimpu To wszystko przychodziło mu zaskakująco prosto i łatwo. Średnio to kupiłam, podobnie jak średnio podobały mi się skróty i przeskoki czasowe - debiut autorski, któremu wyraźnie brakowało warsztatu. Niestety, ale to sprawiało, że fabuła momentami była strasznie gruzowata, nieprzyjemna i trudna do zrozumienia. Bo skąd co i jak? Dlaczego? Brakowało pewnych wyjaśnień, tłumaczenia skąd pewne działania. Bardziej przypominało mi to w sumie walkę w jakiejś grze, gdzie po prostu musimy zdobyć lokację i wyrżnąć X różnych NPC, żeby zdobyć odznakę, niż faktyczny turniej, w którym należy wykazać się sprytem i umiejętnościami. No i oczywiście, Złoci bawią się przemocą. Po co? Nie wiem. 

Z drugiej strony jednak, jak się spojrzy na dystopie dla młodzieży - tam też wszak panuje wszechobecna przemoc. Zabij albo bądź zabity, inaczej nie wygrasz. Skądś to znamy, prawda? Daleko szukać - wystarczą "Igrzyska śmierci" i już doskonale wiemy, jak się całość potoczy. Mamy dużą dawkę brutalności, odrobinę romansu i sporo akcji - i już można przepaść, zakochać się i być zachwyconym. Owszem, młodszej mi się to podobało, ale teraz widzę, że jednak nie. Jednak w takich dystopiach wolałabym mniej bezmyślnej brutalności a więcej myślenia i postaci, którym będę mogła śmiało kibicować. Tu po prostu 17-letni główny bohater był dla mnie zbyt idealny, zbyt... No.

Postacie... heh, mam wrażenie, że zupełnie nie zostały przemyślane. Są, bo są, mają swoje imiona, ale nic więcej. Darrow jest idealny na każdym kroku - bez względu czy jako Czerwony czy później, jako Złoty. Znosi rzeźbienie ciała bez słowa skargi i bólu, później też na pstryknięcie niemal wszystko potrafi. Zdobywa uznanie i przyjaźń, pokazuje jak podKolor potrafi być lepszym od Kolorów. Nie chciało mi się w niego wierzyć, nie potrafiłam go kupić. Inne postacie są tylko zarysowane, odróżnić je można tylko chyba po imionach, bo nie zagłębiamy się w ich charaktery czy motywacje. Po prostu mamy je kupić takimi, jakie są, jak je przedstawia autor. Ehhh. Szkoda, ale jeśli pamiętam - w kolejnych tomach jest już lepiej.

"Czerwony świt" to książka... raczej przeciętna. Dla fanów dystopii z pewnością będzie super, jednak jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej, niż przemoc i od zera do bohatera, może się nieco rozczarować. To książka dla młodszego czytelnika, trzeba jednak pamiętać, że jest tu dawka przemocy, która może dla niektórych osób być mało komfortową. Nie jest źle, patrząc na to, że to debiut, jednak nie jest to pozycja wybitna, świetna czy fenomenalna. Jest przeciętna, acz w aktualnym natłoku pornotazy stanowi miłą odmianę ze swoim przyszłościowym światem Marsa i podziałem na kolory. Warto dać jej jednak szansę. Ja dam i sięgnę po kolejne tomy, zwłaszcza, że znam tylko pierwsze 3 części i bardzo mam nadzieję, że MAG wyda wszystkie 6 tomów w naszym kraju, a dzięki temu - będziemy mieć możliwość sięgnięcia po ciekawą serię młodzieżową z pogranicza SF, co z pewnością dla młodych czytelników stanie się fajną furtką, by czytać więcej - i coraz ciekawszych i lepszych książek!


A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz