KiB w sieci

niedziela, 28 lipca 2024

59/2024 - Mark Anthony, Elaine Cunningham i inni, Krainy Podmroku

Gwiazdek: 6

AutorMark AnthonyElaine CunninghamEd GreenwoodRoger E. MooreBrian M. Thomsen
Tłumaczenie: Tomasz Malski
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 1999
Data oryginalnego wydania: 1993
Cykl / seria: Forgotten Realms: Anthologies (tom 4) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 311
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 8387376140
Język: polski
Cena z okładki: 19,95 zł
Tytuł oryginalny: Realms of the Underdark

Kliknij, by wrócić do strony głównej

No i kto jest tu bułą Podmroku i obiecując sobie czytać w kolejności, czyta tom czwarty... no kto... Oczywiście, że ja. Nic, tylko mnie wytarmosić za policzki - no śmiało, będę Regisem, a kto będzie jak wkurzona Catti-brie? Nie będę krzyczeć! :D Ehhh, nikogo odważnego na sali? Serio? No trudno. Będę żyła dalej. Zwłaszcza, że tyle razy obiecywałam sobie, że z drowami po drodze mieć nie będę, a jednak, najwyraźniej - ciągnie mnie do nich, bo wciąż i wciąż gdzieś mi się tam one przewijają. I, niech mię Lolth odnóżem połaskocze, myślałam, że się przewrócę, kiedy zobaczyłam pewne od lat świetnie znajome mi imię w dość przewrotnym bardzo zaskakującym zachowaniu...  

_________________________________________________________

"Krainy Podmroku" to w sumie sympatyczny zbiorek pięciu (albo 7, jeśli liczyć przedmowę i zakończenie) historii dziejących się dosłownie pod ziemią. I to dosłownie, w końcu Podmrok to rozciągająca się pod całym Faerunem sieć jaskiń i tuneli, z rzadka zamieszkana przez żyjące istoty. Skupiamy się więc na poznawaniu kilku przygód, niezależnych historii, które jednak w pewien sposób w ostateczności się łączą. I to całkiem zgrabnie. Ale oczywiście, jak to w takich zbiorkach, mamy lepsze i gorsze opowieści.

Przedmowa "W wydawnictwie" naprawdę przyjemnie obrazuje, "jak by to mogło wyglądać", praca właśnie w takowym, ale w Faerunie - i kurcze, bawiłam się na tym całkiem fajnie, pozwoliłam się sobie na wciągnięcie w ten światek. Oczekiwanie na nową powieść niejakiego Volo, podróżnika, który ma dostarczyć swą najnowszą powieść, a jednocześnie, dla danów tego uniwersum, jest nawiązanie do kilku innych powieści. 

"Ognie Narbondel" to całkiem sympatyczna historia ojca Drizzta, Zaknafein Do'Urden dostaje zlecenie odzyskania legendarnego sztyletu założycielki Menzoberannzan, Menzoberry. Opiekunka Malice postanawia sprawdzić upartego i sprawiającego problemy upartego szermierza, daje mu więc wybór - albo stanie się driderem, albo przyniesie jej sztylet. Wiadomo, lepszy sztylet niż drider, wiec mimo trudności, Zak w końcu zdobywa broń, jednak traci ją... jednak w zamian dowiaduje się, że Drizzt, młodziutki Książe Służebny, jest jego synem. A co z tego wyniknie, wiemy wszyscy. Jest oczywiście drowio, jest kocio-ruchowo, jest niemożliwie i spiskowo. Bawiłam się więc całkiem przyjemnie.

"Spokojny Dzień w Skullporcie" to historia o uprowadzeniu jakoby pewnej szlachcianki - jednak dziewczyna ma się całkiem nieźle, zaś poszukujący ją Lord Warterdeep, a zarazem właściciel Ziewającego Portalu, Durnan - rusza w sieć skomplikowanych tuneli i korytarzy Podgórza, wciągając w to Mirta Lichwiarza, ten zaś wciąga w to kolejną osobę - nie wiedząc, że cała sytuacja jest sprowokowana przez pewnego znudzonego obserwatora i ilithida. Oczywiście, w sprawę wmieszać się musi Elminster pod dość zabawną postacią. Opowiadanie samo w sobie nie było złe, ale nie będzie należało zdecydowanie do tych, które są moimi ulubionymi. 

"Obrzęd krwi" opowiada o Lirier Baenre, córce arcymaga Grompha, z którą w sumie w mniejszy czy większy sposób miałam już spotkania, ale jakoś jej trylogię omijałam. Podobnie jak Drizzt, tak i ona jest "tą dobrą", a tu poznajemy nieco historię jej dzieciństwa i okresu, kiedy wkracza w dorosłość. Szkolona przez potężną Xandrę Shobalar, szybko pokazuje, że ma zadatki na bycie arcymaginią, co nie podoba się jej nauczycielce. Spisek ma na celu pozbycie się więc młodej Baenre. Doprawdy, któż by się spodziewał po naiwnej i pełnej idełów drowce takiego działania... to opowiadanie zdecydowanie zaostrzyło mi ząbki i wyrobiło chrapkę na sięgnięcie po trylogię Liriel, jednak - muszę poczekać! :D

"Morze duchów" to najsłabsze i najgorsze opowiadanie z całego zbioru. Zupełnie nic z niego nie wyniosłam. Bardzo pokrótce, streścić je można tak: dwóch zbiegłych niewolników, svirfneblin Wykar i derro Geppo (ależ oryginalnie!), planują wrócić do swoich ciemiężycieli - drowów i zniszczyć lub wykraść ich największe skarby. Ich próba powrotu interesuje wszystkich na Powierzchni tak bardzo, że w zasadzie wcale, i w sumie, to opowiadanie mogłoby nie istnieć.

"Volo zwiedza Menzo" sprawiło, że się nieco uśmiałam. Sławetny podróżnik, Volothamp Geddarm, zwany Volo, wraz Percivalem Gallardem, zwanym Świnią - kucharzem w Skullporcie,w  "Wyborze Zdrajcy", wplątują sie przez przypadek w porwanie przez drowy - bo kto to widział, y "naziemni" pisali przewodnik o Podmroku? Drowia parka do najbystrzejszych jednak zdecydowanie nie należy (dlatego też zdrowo parsknęłam, kiedy zobaczyłam imię "Courun", które kojarzy mi się akurat z pewnym bardzo inteligentnym osobnikiem, o ironio!), więc to zwiedzanie kończy się jak się kończy..

Finał fajną klamrą spina całość, i co więcej - jest ukłonem w stronę właśnie wyprawy w Podmrok. Sympatycznie.

Ogólnie, zbiór mocno - znów - ale jak zawsze - nierówny. Mamy lepsze i gorsze opowiadania, ale ten klimat i czar D&D zostaje. To jest coś, co się nie zmienia, co jest i co uroczy mnie zawsze, za każdym razem, nie ważne, ile razy bym nie pluła na całe to uniwersum i miała dość. Tłumacz też już wyraźnie się poprawił, już nie było dziwnych literówek i kwadratowych zdań. Za to były przeurocze grafiki, rodem z lat 70tych i 80tych - do każdego opowiadania inna, ale mają swój absolutny urok. 

"Krainy Podmroku" to opowiadania różne, ale o dziwo starzejące się równie różnie. Na pewno jednak to antologia tylko dla fanów serii, nie dla wszystkich - ci, co wiedzą, co i jak, znajdą tu smaczki i przyjemności, ci, co dopiero zaczynają - nie będą zachwyceni. Coś jak z najnowszym Deadpoolem & Wolverinem. Geek lvl 999999 - cały seans będzie kwilić ze śmiechu i klaskać uszkami (z momentami powagi), a ci, co nie śledzą uniwersum specjalnie - dadzą 6/10, koniec tematu ;) Nie mniej, polecam. Bo jest to jednak kawał historii, kawał klasyki gatunku, którą warto poznać i po prostu nosić w serduszku ;)

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz