niedziela, 6 października 2024

84/2024 - Marion Zimmer Bradley, Julian May i inni, Czarne Trillium tom 1.2

Gwiazdek: 6

AutorMarion Zimmer Bradley, Julian MayAndre Norton
Tłumaczenie: Ewa Witecka
Wydawnictwo: Amber
Data polskiego wydania: 1995
Data oryginalnego wydania: 1990
Cykl / seria: Trillium (tom 1.2) / Wielkie Serie Fantasy
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 238
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 837082921X
Język: polski
Cena z okładki: 9,50 (95 000) zł (przed denominacją)
Tytuł oryginalny: Black Trillium

Kliknij, by wrócić do strony głównej

O pierwszej części szerzej pisałam już tutaj - i kurcze, zdania nie zmieniam. Co więcej, na dwójce bawiłam się równie dobrze, jak nie lepiej. Toż to esencja, klasyka lat 70tych i 80tych, magi i miecza, czarodziejek, magów, wojowników i dziwnych istot ożywianych magią kukiełkową. Zaskakująco miła odmiana po tych wszystkich nadętych i pustych wydmuszkach pornotazy. Może nie była to lektura najwyższych lotów, ale bawiłam się nieźle, niemal w wyobraźni widząc kolejne scenki rodem z kaset VHS. Helloł, palec pod budkę, kto za dzieciaka czy młodego dorosłego nie oglądał klasyków fantastyki właśnie w ten sposób, bo w TV to kanałów było ledwie kilka do wyboru, a wielka era "telewizji cyfrowej" dopiero do Polski nadciągała...? :D

_________________________________________________________

Księżniczki otrzymały misję, muszą przeżyć i zyskać trzy części potężnego amuletu, który pozwoli uratować Ruwendę i zapobiec zakusom złego czarnoksiężnika i jego popleczników. Rozdzielone, wędrują ku swojemu przeznaczeniu, jednocześnie walcząc z przeciwnościami losu, jakie napotykają na swej drodze. Muszą powiązać się z Odmieńcami, Pierwszym Ludem, całą masą dziwnych istot, by wygrać wojnę... 

Powiem tak - czytając tą część, przed oczami dosłownie miałam wgląd w film z końcówki lat 70-tych, z kukiełkowymi Odmieńcami, istotami o dziwnie wielkich głowach, ożywionymi niczym stworki z Ulicy Sezamowej albo Yoda, pośród których krążą pełnokrwiści aktorzy - szczupłe aktorki i przystojni, umięśnieni aktorzy. Serio, bawiłam się rewelacyjnie, widząc te postacie księcia "w samej tunice i sandałach" wraz z jego rycerzami i "Potężnym Głosem"stojącym mu za plecami, ścigającym trochę szczupłą, ubrudzoną artystycznie blondwłosą księżniczkę, która ucieka przed nim wraz z kukiełkami w łódce. Albo inna księżniczka, ogląda się w lustrze, mając na sobie czarny, skórzany strój obrazujący "ciemne moce"... No po prostu, to było świetne, oldschoolowe wspomnienie czasów minionych, to tchnienie czasów, które były, nostalgii, którą pamiętam tylko z filmów, za smarka oglądanych na VHSach, a teraz na platformach streamingowych. I ma to swój potężny urok!

Sama książka czyta się szybciutko - ot, bajka, jak to stwierdził kochany "wujek" Apachai na discordzie Fantastycznej Karczmy, kiedy zapytał mnie, czym jest "Trillium". Tak, to bajka, bajka, do której czasem warto sięgnąć, nostalgiczna bajka, która po prostu sprawia, że się uśmiechasz, bawisz świetnie, obserwujesz wszystko z dystansem. Co więcej, muszę przyznać, że mimo bajkowości i nuty nostalgii, autorom - bo mamy wszak tu trójkę autorów - udało się przemycić coś, co we współczesnych książkach wydaje się w fantasy zapomniane i nie do pomyślenia. TECHNOLOGIĘ. I to pisaną wielkimi literami. Technologia ta jest uważana za magię, za coś, co jest obce i nieznane, zapomniane i dane przez Przedwiecznych - sprytnie wplecione w tekst, zasugerowane w ruinach, które przypadkiem "zwiedza" Kadya - dla czytelnika wyraźnie są to znaki, że to technologia naszego, współczesnego świata, ale dla ludzi z książki coś obcego, pradawnego. Metalowe, śliskie i gładkie ściany, dziwne miski, z których wydobywa się dźwięk połączone taśmą, czy też lustro pokazujące z dokładnością teren i osoby... Dla nas to normalność, ale wówczas, kiedy "Czarne Trillium" powstawało, to faktycznie, było to "fantasy". Ale to dobrze, jest to smaczek teraz przyjemny i fajny, mrugnięcie oka do czytelnika po latach.

Ta pozycja trąca myszką, oczywiście. To książka, która jest stara, ma swoje wady, ma swoje minusy - jest napisana prostym, wręcz głupiutkim językiem. Znów prowadzi nas z punktu A do B niczym po sznurku, zło jest złem a dobro dobrem, wątpliwości moralne bohaterów są wręcz boleśnie nakreślone. Dla osób, które znają temat, nie ma tu nic odkrywczego, ale jest tu coś nostalgicznego, coś, co ma swój urok, jakiś element rozbawienia nawet, skłaniający do uśmiechu moment westchnięcia. Ciężko się po prostu nie uśmiechnąć - to nie jest czcza rąbanka, jak choćby u Elryka, gdzie ta nostalgia mieszała się z nieco za bardzo szorstkim i za męskim widzeniu świata.  Jest lekko, trochę nostalgicznie, trochę banalnie, wręcz dziecięco, ale w całokształcie odświeżająco. Ma to swój sens.

Postacie zarysowane są bardzo prosto - dobro mamy dobre, zło jest złem. Nie trzeba myśleć, nie trzeba się zastanawiać - może jedynie Haramis, najstarsza z trzech sióstr, jest trochę szara, trochę się waha, ale wszyscy wiemy, że w końcu wybierze dobro. Zwłaszcza, kiedy przyobleka charakterystyczną dla tamtych czasów maskę i wraz z nią strój symbolizujący zUo. Ale tak, nie trzeba się specjalnie zastanawiać - każda z postaci, nawet pojawiająca się na moment, zarysowana jest wyraźnie i stoi wyraźnie po konkretnej stronie barykady. Poza tym, jest nijako, płasko i absolutnie cudownie nie musimy nikomu kibicować, bo i tak wiadomo, że wszystko skończy się szczęśliwie.

Amber oczywiście nie zawiódł. Nie tylko podzielił tom na dwa, ale i pojawiła się masa błędów w tłumaczeniu i korekcie. Pozbawione logiczności i spójności zdania wyskakiwały niczym grzyby po deszczu, urozmaicając lekturę.Zabawne, że jako dzieciak, kiedy czytałam "Trillium" po raz pierwszy, nie zwróciłam na to uwagi...

W całokształcie "Czarne Trillium" to naprawdę fajna i przyjemna fantastyka, z gatunku tych przyjemnych i nie zapadających w pamięć. Jeśli ktoś szuka nostalgicznej nuty, powrotu do wspomnień i klasyki w niekoniecznie idealnym wydaniu - warto sięgnąć właśnie po tą pozycję. Mimo dawki bzdurek i absurdalności - ma w sobie "to coś", co sprawia, że po odłożeniu lektury, człowiek po prostu uśmiecha się do siebie, i ma ochotę sięgnąć choćby po "Willow" albo "The Labirynth"... ;)


A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz