Autor: Anne McCaffrey
Tłumaczenie: Rafał Chodasz
Wydawnictwo: Książnica
Data polskiego wydania: 27 czerwca 2007
Data oryginalnego wydania: 1995
Cykl / seria: Jeźdźcy smoków z Pern (tom 2)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 412
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788324578122
Język: polski
Cena z okładki: 16,99 zł
Tytuł oryginalny: Dragonquest
Cena z okładki: 16,99 zł
Tytuł oryginalny: Dragonquest
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Czas powrotu na Pern przysporzył mi tyleż radości co i zgryzot. Nie powiem, dobrze było wrócić na planetę smoków. Dobrze było obserwować teraz znacznie powolniejszą fabułę, jej rozwój i wydarzenia - bez gnania po łebkach, na szybko i na już. Ale bywało w tej książce też coś drażniącego, coś wkurzającego, coś, co mi po prostu przeszkadzało. Dopiero gdzieś w połowie zrozumiałam, co mi wadziło - robiąc sobie rereading, po prostu wiedziałam, czego się spodziewać, i trochę denerwowało mnie to powolne tempo rozgrywanej powieści. A jednocześnie zaś drażniącym były pewne zachowania i wydarzenia... ale o tym nieco dalej. Zapraszam do lektury!
_________________________________________________________
Siedem Obrotów, czyli perneńskich lat, po szalonym skoku w przeszłość Lessy - to pozornie wystarczająco długi okres czasu, by jeźdźcy z przeszłości i współcześni nauczyli się żyć i współpracować. A jednak, wcale nie jest tak różowo. Jeźdźcy z przeszłości nie czują się w obowiązku do porozumienia, T`ron jest jednym z najbardziej zatwardziałych w swoich wierzeniach starych jeźdźców, i nic nie jest w stanie zmienić jego nastawienia. Mimo to, F`lar nie ustaje w swych wysiłkach, by wszystko pogodzić. Nie zmienia tego nawet fakt, że T`kul zwyczajnie atakuje F`lara - nowe musi przyjść. Nie da się tego pogodzić (nie fabularnie wedle autorki), więc trzeba sięgać po inne działania. W sukurs przychodzi Kylara, dumna i pyszna władczyni Południowego Weyru,, której zachowanie denerwuje wszystkich, ale przyczynia się paradoksalnie do zaakceptowania jaszczurek ognistych, malutkich kuzynów smoków, jako kompanów ludzi. Jednocześnie jednak zachowanie tej władczyni doprowadza do potężnej tragedi - Brekke, pogardzana, druga władczyni, traci swą smoczycę w czasie godów, co doprowadza do załamania i tragedii,. Ale jest i jasna strona medalu - odkrycie jaszczurek ognistych i walka z nieprzewidywalnymi opadami nici sprawia, że na Południowym Kontynencie odkrywane są dziwne pędraki - ich obecność nie tylko wpływa na roślinność stymulująco, ale też i pozwala pozbywać się nici bez naziemnych oddziałów. Ale pędraki są znienawidzone przez Mistrza Hodowców, przekonanie go więc do nich zajmuje bardzo dużo czasu. Nieoczekiwanie zaś, w Weyr Benden pojawia się Jaxom, który jest przyszłym Lordem Warowni Ruathy, synem macochy Lessy, a jednocześnie zaś jego los nierozerwalnie zostaje spleciony nie tylko z odkryciami, jakie mają miejsce w Bendenie ale i z niezwykłym, białym smokiem... A co z tym wszystkim ma pogoń za smokiem, ta tytułowa? Cóż. Ma pragnienie wyruszenia na Czerwoną Gwiazdę - bowiem to jest pomysł, który spędza sen z oczu wszystkim. Polecieć na odwiecznego wroga i zniszczyć go u źródeł! Dzięki przypadkowemu odkryciu nieoczekiwanego pomieszczenia Starożytnych, możliwe zbudowanie jest dość pierwotnego teleskopu, dzięki któremu można obserwować Gwiazdę, ale i inne ciała niebieskie. A kiedy wyprawa na Czerwoną gwiazdę dochodzi do skutku, nikt nie spodziewa się, jak tragiczne w skutkach konsekwencje nadejdą...
Brzmi chaotycznie, co? Bo tak się czułam, czytając ten tom. Chaos, totalny chaos. Niby akcja była powolna, leniwa i nieśpieszna, ale jednak wprowadzała chaos i totalne niezrozumienie, po co i na co i dlaczego część rzeczy jest. Tak, jakby tylko zostały one zaznaczone, że potem będą rozwinięte (spojler: będą), ale tu teraz służą tylko po to, by być chyba tylko autorską notatką. A mimo to... damn! Bawiłam się świetnie!
Przyznaję, to wymaga czasu, "W pogoni za smokiem" to tom, który jest bardzo niedoceniany, uważany za najsłabszy i faktycznie, czuję, że nie jest to tom, który jest słaby. Wręcz przeciwnie, wprowadza chaos i zamieszanie, ale to wszystko - i to mówię jako osoba, która przeczytała serię już nie raz - jest chaosem uporządkowanym, co, kiedy poczytamy sobie zgodnie z kolejnością - pozwoli nam wyciągać odpowiednie wnioski później. Jak pierwszy tom był szybki i wszystko działo się szybko, tak tu teraz, na spokojnie poznajemy osoby i wydarzenia, możemy zastanawiać się, dlaczego i po co, i na co. Nagle są pewne wydarzenia, dlaczego nagle odkrywa się coś, co dla nas, czytelników, jest oczywiste... Dobra, pewne wydarzenia są oczywiste dla kogoś, kto już serię zna. Choć nadal, zauważa się pewne potknięcia, pewne mankamenty. No ale, trzeba pamiętać, kiedy ta pozycja powstawała.
Muszę przyznać, mam tu nutkę wręcz antyczności, starożytności, czegoś, co było kiedyś. Tej fascynacji tym, co by było, gdyby - mieszania fantastyki z SF i w tym cyklu wyraźnie to czuć. Jest chaos (jak u mnie w pisaniu dziś), jest sporo tematów, które są naruszone, ale nie rozwinięte - ale wiem, że zostaną naruszone. No i bardzo mi się podoba fakt, że są poruszone wątki przyszłości, właśnie te dziwaczne pokoje, te ściany, obojętne gazy, patyki widzące na odległość... wszystko to, co kojarzymy z przyszłością, z nauką - co dla nas jest codziennością, tu jest potraktowane po macoszemu, ale w ten dobry, intrygujący sposób. Spojler: wiem, dlaczego. Wyjaśnienie jest w kolejnych tomach. Teraz jednak, to poszukiwanie, ten żal, że znajdujemy wynalazki Przeszłych, ale nie wiemy, co i jak.... słodkogorzki mają akcent.
No, przyznaję, że się bawiłam przednio, że to "fantasy SF" ma swój urok. Mimo wszystko. Tak, zwłaszcza w tym "fantasy SF", gdzie oba nurty mieszały się swobodnie, przenikały, pozwalając nam, ludziom współczesnym uśmiechnąć się lekko na widok zaskoczenia bohaterów, którzy próbują zrozumieć, jak działa luneta. Nagle dostrzegamy swoją mądrość, swoją "wyższość Starożytnych'. I na swój sposób jest to urocze. Również dostrzegamy pewne charakterystyczne znaki przypisane Cechom i ich Mistrzom - jakie, tu wato przekonać się samemu, jakim jest Harfiarz, Kowal czy Hodowca ;)
Jasne, znajdę zastrzeżenia do wielu rzeczy, począwszy od teraz, dla mnie, laicko prowadzonej fabuły, wręcz infantylnie, ale to wszystko ma swój sens. Nie ukrywam, że wiele wątków wydaje się wręcz prostych, jasnych i prostych, dla nowego czytelnika, który dopiero sięga po "Pern", będzie to coś, co wręcz odrzuca. Ale warto dać szansę, bo te pozycje mają swój potężny urok. Powtarzam się, prawda? No trudno ;)
Chyba jedyne, co mi przeszkadza, to wątek Kylary i Brekke - władczyń i jeźdźczyń złotych królowych. Kylara jest dumna i próżna, zapatrzona w siebie, a jednocześnie rozwiązła. Ale jednocześnie to ona jako pierwsza rozdaje jaszczurki ogniste. Brekke zaś nijaka, sumienna, pracowita, i cnotliwa - zgadnijcie więc, komu wszyscy współczują, kiedy dwie królowe nagle znikają w czasie Lotu Godowego? Było to takie... no nie do końca fajne i logiczne, zupełnie, jakby pod postacią Kylary kryła się jakaś zła znajoma autorki, i to w jej postać należało przelać całą niechęć...
Co do postaci, to mam tu trochę z nimi problem. Dobre są dobre, złe są złe. Stereotypowo przedstawione, oczywiste do odczytania. Ludzie z Bendenu, głównego Weyru, są szlachetni i mądrzy, skłonni do rozwiązywania problemów ugodowo, Jeźdźcy z przeszłości są staroświeccy, trudni do przekonania do siebie. Mistrz Hodowców jest uparty, bo wierzy w swoje teorie, Mistrz Harfiarzy potrafi się znaleźć w każdej sytuacji. Kylara jest zła, bo rozpustna, Brekke dobra, bo pracowita... w jakiś sposób to męczy, tak samo jak obsesja F`lara za pogonią na Czerwoną Gwiazdę. Na szczęście, można to wybaczyć w jakiś sposób.
W całokształcie "W pogoni za smokiem" to całkiem przyjemna odskocznia od współcześnie serwowanych nam papek fantasy - nie mamy tu Merysujek i Garrysujków, wszechmocnych postaci, co umieją wszystko. Są problemy i konflikty, jest fabuła kulejąca, ale w ten uroczo nostalgiczny sposób. Mamy technologię przyszłości, która jest antyczną dla teraźniejszości. Mamy smoki! I to całkiem ich sporo, i choć cykl jest przepotężny - bo wraz z niewydanymi u nas czterema tomami, to nadal, 25 książek! to sądzę, że jednak warto dać mu szansę. Choćby przez ten uroczo archaiczny klimat... ;)
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz