poniedziałek, 7 października 2024

85/2024 - Aneta Jadowska - Szamańskie tango

Gwiazdek: 5

AutorAneta Jadowska
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data polskiego wydania: 15 września 2021
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Cykl Szamański (tom 2)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 434
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788382102550
Język: polski
Cena z okładki: 42,99 zł
Tytuł oryginalny: -

Kliknij, by wrócić do strony głównej


Kiedy nie wiesz o czym pisać, pisz o zaświatach, w których miksujesz mitologię wszystkich możliwych i aktualnie dostępnych religii - poza słowiańską, bo słowiańska najmniej zbadana. Po Dorze Wilk, po Ryśkach i Katii, przyszedł czas na Witkacego - z mniejszym lub większym zacięciem, w końcu musiałam się z nim brać za bary, i zdecydowanie nie jest to seria - nie wiem, dlaczego serią jest to nazwane, skoro jest to uparcie trylogią - która zapadnie mi super w pamięć. Wręcz przeciwnie, to książki, które kierują się wybitną umiejętnością "P-Z", czyli "Przeczytać - zapomnieć"...

_________________________________________________________

Witkacy jak ognia unika zaświatów, żeby przypadkiem nie trafić na Przedwiecznych. Sęp też mu nie pomaga. No ale, ma Kurczaczka pod opieką, więc czy mu się podoba czy nie - te się o niego upominają. Zaczyna się niewinnie, ot, od cmentarza pełnego wściekłych duchów, które za chwilę po prostu zniszczą Toruń. Oczywiście, Kurczaczek na nie wpada - bo jakże by inaczej, bo Witkacemu mało jest problemów i wizji emerytury policyjnej. A że sprawa jest poważna, to w trybie na wczoraj musi się nauczyć, jak zadbać o córkę, która wszak też jest szamanką. Więc mamy zakupy, awantury z Sępem, odkrywanie, że młoda wcale taka najbardziej uczciwa nie jest i.... cholera jasna, w końcu inicjację, która zajmuje ponad pół książki i jest ciekawa jak przeżuta kaszka dla niemowląt. Ponieważ jego córka nawywijała, ile wlezie, Witkacy - ku zrozumieniu Konstancji, która nagle pojawia się niczym koń na białym rycerzu i wybacza wszystko - rusza za nią, żeby sprowadzić młodą na ziemię, a przy okazji przechodzi tą inicjację, dowiaduje się więcej, kim jest Sęp i w ogóle, no po prostu Tańczący z Duchami. 

Ugh...

Szczerze, do książek Anety Jadowskiej zaczynam podchodzić jak pies do jeża. Mam przesyt i dość, zaczynam wątpić, czy znajdę tam cokolwiek dobrego. Jasne, nie przeczę, i zacznę może od plusa - w "tangu" drzemie sporo wiedzy i riserczu dotyczącego mitologii, magi kamieni i szamanizmu (głównie indiańskiego), i za to należy się niechętne uchylenie kapelusza. Dlaczego jednak niechętne? Bo nakićkane tego jest tyle, że w pewnym momencie dostaję niechęci na punkcie mitologii indiańskiej, i po prostu mam przesyt. Jest tego dużo za dużo, ale o tym za chwilę. Jasne, miło było widzieć, że autorka pamięta o kamieniach, że pochyliła się nad ich znaczeniem i poświęciła chwilę, by dopasować ich magię. Że pamiętała o szałwii czy instrumentach, że wplotła mitologię, że pamietała o relacjach rodzicielskich, pokazaniu ich, ale...

Właśnie, to ALE, które mi tak bardzo przeszkadzało. Mitologia, duchy, nadmiar mitologi. nadmiar to zresztą dość duże niedopowiedzenie. Harfiarka, Sęp, Babcia Pająk, Pocahontas Jaskółka - całe zastępy indiańskich bóstw i herosów, którzy przewijają się przez strony powieści, kiedy już Witkacy postanawia przypadkiem, ale jednak przejść przez inicjację szamańska, jest tak wielka, że zwyczajnie już tego za dużo. Do tego, jakżeby inaczej, wszystkie duchy ą bardzo nowoczesne i interesują się światem naszym, poza nielicznymi Przedwiecznymi, które mają w pompce wszystko. A teraz uwaga, heheszek - co z tego, że to AMERYKA PÓŁNOCNA i jej mitologia występuje (ale nie tylko, mezoamerykańska kultura też) - ale Witkacy kłóci się o Toruń. No przecież, duchy Wielkich Równin będą zainteresowane takim polskim miastem 😆 Tych absurdów było więcej, znacznie więcej, i co rusz klepałam się dłonią w czoło. Pani Jadowska, mam wrażenie, na siłę usiłowała nam, czytelnikom, wmawiać, że przecież Zaświaty to wszystko jedna wielka rodzina i nie ma co się przejmować, i że przecież mitologia Indian Ameryki Północnej świetnie się sprawdza na rodzimym, słowiańskim terenie. Tak, ściskało mi poślady przez cały czas, bo miałam świadomość, że TORUŃSKI, POLSKI szaman sobie robi co robi. I z kim. Bonusem, jak się dowiedziałam, KIM jest Sęp, po prostu kwiknęłam. Ktoś ma tu kompleks boga? Najwyraźniej.

Oczywiście, nie mogło zabraknąć Mary Sue Dory Wilk, Pierwszej Tego Imienia Wszystkowiedzącej Wszystkoumiejącej i Wszystkonajlepszej. O dziwo, na wózku, trochę uziemioną. Ale i tak, jej pojawienie się było tak na siłę wsadzonym elementem uniwersum, że aż skręciło. Po co ona, na co ona? Mało już mamy "boskości" dalej, więc trzeba jeszcze to? Brrrrr...

Zupełnie nie rozumiem tych wszystkich ochów i achów nad tym tomem - nijaki, miałki, przeładowany boskością. Gdybym chciała sobie poczytać o rytuałach indiańskich, wzięłabym sobie "Winnetou" albo coś utrzymanego w tym duchu, choćby "Lucky Lucka"! Niestety, ale nie jestem fanką tych klimatów, nie jestem też fanką merysójkowatości - a Witkacy robi się wyraźnie na Merysójkę tylko męską, nie wiem, Garysójka? Chyba. Luzacki, idealny, oh, ah, świetny ojciec, kumpel, pełnia troski i zrozumienia, przyjemuje na klatę, że Sęp jest jednym z Pierwszych, który dla zabawy się nim zajmuje... No nie! NIE! To miało tyle sensu, ule woda po myciu okien. 

I kompletnie nie rozumiem tych porównań i zachwytów, że to "taka druga Patricia Briggs, ale polska". No... nie. Witkacy kompletnie z Mercy Thompson nie ma nic wspólnego, i gdyby się obie te postacie spotkały, to nawet jej Merysójkowatość Dora Wilk by nie pomogła... Pan miętka buła uzależniony od narkotyków, żeby widzieć Zaświaty biorący na litość białymi i chudymi łydkami? Toż to śmiechem zabija...

"Szamańskie tango" to książka, która fanów pióra pani Anety z pewnością zachwyci, podobnie jak wszystkich niedzielnych fanów indiańskich motywów. Ale chyba tylko ich, bo ja nie widziałam tu nic fajnego, ciekawego i dobrego, i choć książkę połknęłam dość szybko, to jednak z niesmakiem i modląc się, by dobić do końca i mieć za sobą. Rozciągnięte, rozciapciane, dłużące się motywy, rysunek Pocahontas, wrzucanie klasycznych mitów indiańskich... Nie. Nie kupowałam tego i nie kupuję. Po prostu nie bawiłam się dobrze. Po tom trzeci sięgnę, oczywiście, żeby domknąć trylogię, ale obawiam się, że to równia pochyła.

Możliwe, że się mylę. A może jednak nie - ale sympatia dla sposobu pisania pani Jadowskiej z wiekiem najwyraźniej mi przeszła... ;)

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz