KiB w sieci

sobota, 6 kwietnia 2024

23/2024 (243) - Ruby Dixon - Kochanek barbarzyńca

 


Gwiazdek: 3

Autor: Ruby Dixon
Tłumaczenie: Adriana Celińska 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data polskiego wydania: 20 luty 2024
Data oryginalnego wydania: 28 sierpień 2015
Cykl / seria: Barbarzyńcy z Lodowej Planety (tom 3)
Kategoria: romantasy
Stron: 416
Wersja: papierowa
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383521886
Język: polski
Cena z okładki: 49,99 zł
Tytuł oryginalny: Barbarian Lover

Kiedy namawiano mnie, bym przeczytała trzeci tom tego koszmarka, sądziłam, że czeka mnie lekka, zabawna historia, która po prostu wypełni mi popołudnie po pracy. Zamiast tego dostałam czysty, kosmiczny koszmarek, w którym pełno jest 👃(pozwolicie, że ta emotka zastąpi słowo oznaczające pewien męski narząd), a na dodatek, to jest tak złe, tak głupie, że... bawiłam się wybitnie dobrze? 
Ratunku?

_________________________________________________________________________________

Pierwsze dwa tomy tej kosmicznej głupotki były złe, ale nie były do końca tragiczne. Ot po prostu, mokry sen ałćtorki, która uznała, że filmy dla dorosłych są super pomocą naukową. A potem spojrzałam na oceny na LC, spojrzałam na to co czytam i spojrzałam w górę - w pustkę, która akurat uznała za stosowne być nade mną i czuwać. Czuwać chyba ku własnej uciesze, bo ja nie cieszyłam się wcale.

Oto bowiem historia Kiry, tłumaczki całej porwanej grupy dziewczyn, której w ucho wszczepiono implant (o tym za chwilę), oraz Aehako, samotnego łowcy, który musi mierzyć się z niechcianymi zalotami. Nie, nie Kiry, spokojnie. On ją uwielbia, ona jest cichą, szarą myszką, ale oczywiście do czasu. Później zamienia się w heroinę, czemu pomaga, mam wrażenie, spotkanie vis-a-vis z 👃naszego łowcy. Nie zmienia to faktu, że po wszystkim wciąż zachowuje się jak dziewica na śmietanie u wikarego (jeśli komuś przeszkadza takie określenie, przepraszam, ale muszę, albo się uduszę), ale z drugiej strony staje się super-uber heroiną. A na koniec wszystko jest słodko, lukrowo, pędrak w drodze. 

Szczerze, to męczyłam się nad tą pozycją straszliwie. teoretycznie zabawne i śmieszne fragmenty sprawiały, że ciary ciar moich ciar miały ciary żenady. Książka jest infantylna, kiepska, zła, i jeśli ktoś twierdzi, że "napisana tylko dla beki" to jednak nie, sądząc z wpisu autorki. To poważna literatura opisująca historię porwanych przez kosmitów kobiet, gdzie później każda z (nie)szczęśliwej 12 spotka swą miłość - sądząc po fakcie, że nie szczędzi się im wydarzeń, to ta miłość czasem będzie porywcza ;) No i oczywiście, mamy tu silną relację hate-love, tak bardzo uwielbianą przez czytelniczki ostatnio. Oczywiście, całe "hate" rozbija się po pierwszych "czułych chwilach", a potem mamy tylko "lof", no ale, jak ktoś szuka, to spokojnie to tu znajdzie.

Fabuła jest tak prosta i tak głupia, że momentami odrywałam się od czytania i pytałam sama siebie, co czytam. Pomijając niebieskoskórych barbiarianów, to Kira gra tu pierwsze skrzypce, to ona jest "tą badas" która robi bubę światu. Jak jeszcze mogłam znosić kosmiczne zaloty, to sytuacje z jej udziałem - miałam ochotę przewracać kartki, bez czytania. Szara myszka która okazuje się być lwem, motyw oklepany aż do bólu, choć w tym wypadku zamiast magii mamy ślimaka wszczepionego w ucho, a potem.... no, Kira się poświęca. Co by nie spojlerować. i jest dzielna, i twarda, i "aj wil du enyfing for low", jak to kiedyś śpiewał zespół o smakowitym tytule mięsnych klopsików ;) No i miałam wrażenie, że ta cicha, niepozorna, nie potrafiąca nic Kira - nagle jest jakimś supermanem, ale bez trykotów. Niby autorka się poprawiła ze stylem, ale z kreacją bohaterów już wcale.

Fabuła tu leży i kwiczy, wszystko sprowadza się do 👃 i tego, co Aehako zrobi Kirze za pomocą właśnie 👃 Nie poznajemy specjalnie otoczenia, świata, nastrojów, innych bohaterów, bo wszystko sprowadza się do "panny jestem dziewicą" i pana "jestem 👃" - więc sami rozumiecie, o fabule nie powiem wiele. "Kochanek" to taki P@nHub dla bardziej zaawnsowanych, że zamiast obrazków masz litery i musisz sobie wszystko powyobrażać. Plus jeszcze trochę akcji, więc tak, taki P@nHub tylko wersja papierowa i z bonusem w postaci fabuły. Nie wiem, jak się to może podobać, choć przyznaję: still better love story than Hunting Adeline czy Gorath.

A, zapomniałam o implancie - a więc implant to po prostu niedogodność do usunięcia. O której zapominamy równie szybko, jak została wszczepiona. Dodatkowe dziury w uchu? Oj tam oj, zagoją się. Problemy mózgowe, po wyrwaniu takowego cuda? Przecież nikt nie chce panny ze ślimakiem w uchu, prawda... Poza niebieskim kosmitą... Nie wiem, co autorka brała, kiedy implant tłumaczący opisywała jako ślimak, już w 2015 roku istniała wizja małych, wszczepianych pod skórę przyrządów, tu jednak należało wcisnąc koszmarek, który nawet na okładce się wybija jak ministrant na plebani. No po prostu, nie, nie mogę, nie dam rady, podobnie jak przy scenie z usuwaniem, mam dość. Głupota do potęgi sześciennej!

Postacie? Postacie tu myślą tylko 👃albo 👄 albo 👅czy 🍑 i to boli. Są nijakie, nie można o nich powiedzieć nic. Kira to zupełnie płaska persona, która postawiona przed ścianą nagle jest jak ten MacGyver, superniezłomna i nie do zatrzymania, bo "w imię miłości". Kompletnie tego nie kupuję, nie pojmuję i nie podoba mi się to. Autorka stara się w jakiś sposób dawać swoim postaciom głębię, ale wciąż są to persony głębokie jak łyżeczka do herbaty, nieprezentujące sobą nic. 

A ogólnie? Nie jest to książka zła, podła i toksyczna. Nie. Wręcz przeciwnie, jest lekka, absurdalna i odciążająca. Świetnie sprawdzi się po cegle, która potrafi zapchać i dać kaca książkowego. ALE - zawsze jest jakieś ale - to pozycja absurdalna, erotyczna, z masą źle napisanych scen erotycznych, nie wnosząca nic, totalna zapchajdziura. Nie oczekujcie po niej niczego, a się nie rozczarujecie - za bardzo. Po prostu czytadełko na jedno popołudnie, nijakie, nędzne. Nic, co zapewni rozrywkę wysoką, solidną - ale jak ktoś szuka dla siebie bylejakiej, zapychającej, żenującej historyjki z gatunku romantazy - i chce się rozczarować tym gatunkiem, to z całego serca polecam.

P.S.
Serio - ta seria to jakiś wypadek przy pracy i dziwię się, że tak dużo ma ocen 10/10 - wydawnictwo solidne, porządne, więc nie ma wykupu. Serio, wam się to podobało? Ludzie złoci...


P.S.2. 
tak, tom 4 chyba tez kupię, dla własnej, chorej satysfakcji. To jednak jest kozy komfort book, zapewniająca ten cieplusi komfort głupoty. Bo to są książki głupie, ale otulające, wchodzące jak słowo boże w niewiernego, człowiek po prostu je czyta, dla samej frajdy czytania...!

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz