poniedziałek, 22 września 2025

81/2025 - Robert Anthony Salvatore, Sługa Reliktu

Gwiazdek: 8

AutorRobert Anthony Salvatore
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 2004
Data oryginalnego wydania: 2001
Cykl / seria: Najemnicy (tom 1) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 382
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788374181334
Język: polski
Cena z okładki: 32,60 zł
Tytuł oryginalny: Servant of the shard

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Crenshinibon, Kryształowy Relikt. Czy się komuś podobało, czy nie, wpadł w łapy Jareaxle'a, który skutecznie oszukał rok wcześniej drużynę Drizzta Do'Urdena i teraz cieszył się artefaktem, prowadząc Bregan D`aerthe ku świetlanej przyszłości. Ale czy aby na pewno? W całą historię mocno wplątany jest doskonały skrytobójca, Artemis Entreri, którego nazwisko w Calimshanie wzbudza zrozumiały niepokój. Ludzki zabójca jednak zostaje postawiony naprzeciw znienawidzonych drowów, walczących o wpływy gildii a także - o ironio - na przeciw myślących i czujących, potężnych artefaktów, które chcą go wykorzystać... O takiego Salvatore to ja nic nie robiłam!

_________________________________________________________

Artemis Entreri wrócił do Calimshanu, by wspierać, a może uczestniczyć  w ekspansji Bregan D'aerthe na powierzchni. Świadomy własnych wad i niedociągnięć, działa w tej organizacji jako jeden z trybików, nie do końca godząc się z faktem, że musi współpracować z rasą, której nienawidzi - drowami. Od pamiętnego pojedynku z Drizztem minęło nieco ponad rok, uraza wciąż trwa. Jednocześnie zaś obserwuje, jak w drowiej gildii zaczyna pojawiać się zapaść, a porucznicy zaczynają działać na własną rękę, coraz częściej wykorzystując znienawidzonego, ludzkiego porucznika. kiedy Artemis zaczyna łapać kolejne wątki i rozumieć, o co toczy się stawka, sytuacja jest już bardzo napięta i niebezpieczna. Crenshinibon roztacza potężną władzę nad Jareaxlem, i tylko sprytny podstęp może odebrać Relikt sprytnemu drowowi. Co więcej, kiedy obaj nieoczekiwanie muszą łączyć swoje siły, okazuje się, że istnieje rodzaj szorstkiej, ale jednak, przyjaźni, między nimi dwoma. Ale czy aby na pewno....?

O jak ja się dobrze bawiłam na "Słudze Reliktu", o litości! O takiego Salvatore to ja nie robiłam nic, a jednak dostałam - spiski, intrygi, pojedynki, knowania, czarym, magia, psionicy, illithidzi, drowy... Ahhh, było tu naprawdę sporo, bardzo sporo klasyki D&D, która kocham całym swoim serduszkiem. Bo było naprawdę dobrze. 

Powiem tak: nie lubię Calimshanu. Nie i basta, klimaty pustynne w tym terenie mnie nie przekonują, a jednak, śledzenie losów Artemisa naprawdę mnie wciągnęło. To, jak porusza się po Calimshanie, jak stara się przechodzić pod uwagą kolejnych paszów - w końcu ma swoją renomę - a przede wszystkim, jak stara się balansować na granicy drowiej gildii. I jemu nie podoba się, że Kryształowy Relikt ma taki, a nie inny wpływ na Jarelaxle'a, więc postanawia działać, korzystając z tych nielicznych okazji do nazwania kogoś przyjacielem. Tak! Nagle nasz skrytobójca ma okazję tak do kogoś powiedzieć, ale czy jest to do końca szczere...?

Mamy tu sporo akcji. Dzieje się praktycznie na każdej stronie i nawet jeśli bohaterowie tylko siedzą i rozmawiają, wyczuwa się napięcie. To miły powrót do tych pierwszych tomów Salvatore z uniwersum Mrocznego Elfa, gdzie faktycznie nie było czasu na rozmyślania filozoficzne, co i jak i na co i po co, ale trzeba było działać. Mamy akcję, mamy knowania, mamy spiski. I mamy MYŚLĄCYCH  bohaterów. O na litość wszystkich sił, jak dobrze było wrócić do postaci, które MYŚLĄ nad własnymi posunięciami! Na tym temacie skupię się za chwilę jeszcze nieco szczegółowiej, ale no... mówcie co chcecie, naprawdę, miło było wrócić do książki, albo może, sięgnąć po książkę i przekonać się, że postacie tu przedstawione, potrafią myśleć, potrafią wyciągać logiczne argumenty i wnioski! TAK! Tu postacie MYŚLĄ! I choć fabuła momentami jest dość taka... przewidywalna i typowa dla literatury późnych lat 90tych albo wczesnych 2000, to jednak ma swój urok i na swój sposób, wnosi świeżość, kiedy teraz wszyscy bohaterzy są super, wszystko potrafią, ale robią to po prostu, bez wysiłku, a tu trzeba było jednak się nakombinować - walki! 

Tak, moi drodzy, walki, czyli ten słaby, ale jednocześnie charakterystyczny punkt dla prozy Salvatore znów lśni. Tak, mogę to powiedzieć z pełnią przekonania, że lśni, że znów się bawię przednio, że walki są aktywne, pełne życia, przemyślane, ale jednocześnie znów sprawiające wrażenie - jakbym oglądała Mortal Kombat. Niby super, niby świetnie się bawię (i mam faworytów, którymi tłukłam się w Targowej, bo był w moim życiu piękny czas, że w barze u mnie w mieście rodzinnym można było grać w MK do piwa...), ale czegoś brakowało. I nie, nie było to "FATALITY", wbrew pozorom ;) Po prostu elementu oddechu, zadumy, zastanowienia, gdzie przeciwnik uderzy, ale to już taki Salvatore ma styl...

Warto też przystanąć na moment i wspomnieć o artefaktach, które się przewijają. Sam Kryształowy Relikt, demoniczny, mający setki tysięcy lat. Wampirzy Sztylet, wysadzany klejnotami sztylet, wysysający energię życiową innych. Artemis ma również w tym tomie Szpon Charona i rękawicę, które to odebrał Kohrinowi Soulezowi.... ale to musicie przeczytać, by wiedzieć, jak to zrobił ;) Spojlerów nie ma, poza tymi co są. 

Co do bohaterów - to ojej, ależ mi dobrze zrobiło powrót do Jarelaxla i Artemisa! Obaj w końcu lśnią jasno i wyraźnie na kartach powieści, każdy innym światłem, ale każdy wyraźnie i jasno. To nie są postacie drugo-, trzecioplanowe, które są i można o nich zapomnieć, by się pojawiły później, i miały zmienione cechy (jak ukochana Cadderly`ego nagle z truskawkowoblond włosów miała włosy w kolorze słomianego blondu!) ale persony, które jasno zapisały się na kartach Zapomnianych Krain. Tak, naprawdę kupiłam postacie, kupiłam ich historie, to, jak działają, jak myślą - zwłaszcza drowią część "ekipy". Tak, uwielbiam, Jarelaxle, jego drowi porucznicy... tak! TAK! O takie drowy ja nic nie robiłam, a dostałam. W końcu mamy męskie postacie drowów, które są złe, które są przebiegłe i sprytne (pamiętajcie, do Wojen Pajęczej Królowej dopiero dotrę), które KOMBINUJĄ. TAK! Bogowie, dzięki za małe szczęścia.

W całokształcie - nie mam do czego się doczepić, może poza faktem, że "Sługę Reliktu" powinno się czytać po "Kryształowym relikcie", ale tym się zajmę w odpowiednim temacie... bo wszyscy wiemy, że część książek powinno się w najlepszym wypadku przerywać na pół. Ale spróbuję to usystematyzować. Serio. Słowo.

"Sługa reliktu" zaś to świetny powrót do Forgotten Realms. To rewelacyjna pozycja dla wszystkich, którzy tęsknią za fireballem i mieczem, ale jednocześnie chcą czegoś lekkiego i prostego. Do specyficznej, surowej przyjaźni, do spisków i intryg. Do akcji, która trwa nieprzerwanie, i do bohaterów, których się lubi, bez względu na wszystko. Jasne, zaraz znajdą się malkontenci, którzy będą marudzić, że Drizzt jest przereklamowany... ale hej, tu nie ma Drizzta ;) i warto poczytać o innych bohaterach, którzy zdecydowanie moralnie się różnią od tamtego bohatera...

Ja? Polecam. Bo to była świetna przygoda i świetne chwile, doskonały powrót do świata, który dał mi wszystko, czego potrzebowałam: akcję, bohaterów, pościgi, magię, smoki i tajemnice - w różnej dawce. I to było coś, co polecam każdemu, nawet jeśli nie zna Drizzta - bo on się tam przewija, jest wyjaśniany. Można go poznać. A tym samym, zacząć nawet tak, historię z drowem, mrocznym elfem, który był paladynem, dobrym kapłanem, który stanowił przeciwwagę dla bohaterów "Najemników"...

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz