KiB w sieci

niedziela, 18 sierpnia 2024

65/2024 - Mark Anthony, William W. Connors i inni, Krainy Magii

Gwiazdek:
 7

Tłumaczenie: Olga Zawadzka
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 2001
Data oryginalnego wydania: 1995
Cykl / seria: Forgotten Realms: Anthologies (tom 3)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 360
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788387376925
Język: polski
Cena z okładki: 28,00 zł
Tytuł oryginalny: Realms of Magic


Kolejny tom antologii Forgotten Realms, tym razem o magi mniej lub bardziej szeroko rozumianej, to doprawdy przyjemny kawałek opowieści o użytkownikach, mniej lub bardziej zaawansowanych, właśnie tym, co magicznie - to historie o powstawaniu artefaktów i magicznych towarzyszy, o tym, jak bardzo kosztowne może być korzystanie z magi, albo po prostu, jak jest trudne. To historie o artefaktach i wróżbach, czarodziejach i broniach, bohaterach i oszustach - a wszystko to pod redakcją Volo, spisanego rękoma pisarzy, którzy zapisali się iście złotymi zgłoskami w historii Faerunu...
I damn. Ależ ja się na tym bawiłam dobrze...!


_________________________________________________________


Nie jest to żaden sekret, że Faerun i Forgotten Realms to "moje" uniwersum, które kocham, i w którym czuję się jak ryba w wodzie, więc z radością zanurzam się na nowo w tych wszystkich opowieściach i historiach, jakie są przedstawiane w antologiach, jednocześnie usiłując dojść do tego, w którym miejscu jaka książka gdzie leży, bez jednoczesnej próby przecięcia książki co najmniej na pięć (więcej o moich próbach usegregowania sobie całości poczytacie dokładnie sobie w poście tutaj). Nie zmienia to jednak faktu, że czerpię wręcz maniakalną przyjemność z czytania sobie jednak też i tak, jak sugerowane są one w spisie książek, dlatego też, nadrabiając pomyłki sięgnęłam po 3 tom antologii, zatytuowany "Krainy magii". Przyznam, że było warto, oj bardzo. 

Poza tym, wiadomo, moimi ulubionymi autorami i postaciami - pojawiają się kolejne postacie, które zaczynają wpadać mi do grona sympatycznych i lubianych, a co za tym idzie, z chęcią poznam ich dalsze losy. Spojler: niektóre z nich przewijają się również w kolejnych opowiadaniach, a nawet mają swoje większe fragmenty w osobnych cyklach! ;)

Bawiłam się przednio, no ale wiadomo, z czasem gust się mi zmienił, a krótkie formy opowiadań pozwoliły mi dostrzegać pewne lepsze albo gorsze strony niektórych postaci. A co więcej, dobrze było odetchnąć - w końcu - od Drizzta i jego najbliższego otoczenia, bowiem, choć tu też Salvatore pisał opowiadanie, mamy historię powstania Guenhwyvar, a nie kolejną z jej przygód - choć przyznać muszę, że trochę smutne były okoliczności jej powstawania. Jednak, skoro tak, no to nie zrobi się z tym nic, prawda...? Nie będę się jednak teraz skupiać na tym, które opowiadania były lepsze a które gorsze - wiadomo, różni autorzy, to i bywały różne umiejętności, tak lepsze jak i gorsze, choć z pewnością na dłużej w pamięci została ze mną historia "smoczego oka", czyli tajemniczego i przeklętego artefaktu, oraz te historie, w których występuje Elminster - no przepraszam ja was bardzo, ale jak się nie można nie uśmiechnąć na widok wiekowego, ale wciąż gotowego na psoty i buziaki czarodzieja? Historia Wiglafa, ucznia czarodzieja, który bardzo chciał być lepszym, niż był, a ostatecznie rzucał czarem warzyw bawił do łez - warto sięgnąć po to opowiadanie, choćby dla samego poznania, dlaczego warzywa stały się elementem czaru.

Są też i opowiadania słabsze, gorsze, takie, które po prostu się czytało, ale były raczej kompletną zapchajdziurką, w końcu, nie ma co się oszukiwać, 17 opowiadań, to już jest rodzaj zbiorku. Niestety, ale "dzień z życia psa" był właśnie jednym z takich opowiadań, które, choć pozornie ciekawe, po prostu wynudziło mnie nieziemsko. Ale no, nie można mieć wszystkiego, prawda...?

Przyznać muszę, że mimo wszystko, czytało się mi sprawnie, korekta i tłumaczenie były solidne - a czemu o tym wspominam? Bo może nie wszyscy wiedzą, ale lubię się czasem doczepić do grudkowatości tłumaczenia, do takiego szorstkiego sposobu pisania zdań - tu tego nie było, wręcz przeciwnie, czytało mi się przyjemnie i płynnie, bardzo sympatycznie. Nie znalazłam też żadnych literówek czy głupotek, więc tym bardziej, cieszy mnie to mocniej - bo te książki wydane kiedyś, mam wrażenie, miały lepszą po prostu korektę, niż aktualnie (kto mnie na FB śledzi, wie, że piję do pewnej książki wydanej nie tak dawno temu, i pisanej przez 15letnią dziewczynę, a wydanej przez wydawnictwo lubujące się w dramach, więc... no grubo), więc i czytało się bardzo płynnie i przyjemnie.

W całokształcie, "Krainy magii", to fajna antologia, uzupełniająca wiedzę tych, którzy uniwersum znają, ale chcą sobie poczytać o swoich mniej lub bardziej znanych i lubianych bohaterach, albo po prostu poszukać inspiracji na magiczne przedmioty - ten tom to absolutna kopalnia pomysłów dla mistrzów gry chcących wprowadzić jakieś artefakty w swe sesje RPG, ale też i dla osób zaczynających swą przygodę, jeszcze raczkujących, poznających, próbujących się przekonać, czy FR jest dla nich czy też nie. Bez przymusu sięgania po kolejne cykle po kolejne książki - nie trzeba znać postaci, nie trzeba znać ich historii, to po prostu wyrwane z całości ich przygody, które wprowadzą w świat magii i czarów, które - zapewniam - są zupełnie inne od tych w Harrym Potterze...;)

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz