Autor: Mark Anthony, William W. Connors, David Cook, Elaine Cunningham, Tom Dupree, Christie Golden, Ed Greenwood, Dave Gross, Jeff Grubb, Mary H. Herbert, J. Robert King, Allen C. Kupfer, Roger E. Moore, Douglas Niles, Kate Novak-Grubb, Jean Rabe, Robert Anthony Salvatore, Brian M. Thomsen
Tłumaczenie: Olga ZawadzkaWydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 2001
Data oryginalnego wydania: 1995
Cykl / seria: Forgotten Realms: Anthologies (tom 3)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 360
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788387376925
Język: polski
Cena z okładki: 28,00 zł
Tytuł oryginalny: Realms of Magic
Kolejny tom antologii Forgotten Realms, tym razem o magi mniej lub bardziej szeroko rozumianej, to doprawdy przyjemny kawałek opowieści o użytkownikach, mniej lub bardziej zaawansowanych, właśnie tym, co magicznie - to historie o powstawaniu artefaktów i magicznych towarzyszy, o tym, jak bardzo kosztowne może być korzystanie z magi, albo po prostu, jak jest trudne. To historie o artefaktach i wróżbach, czarodziejach i broniach, bohaterach i oszustach - a wszystko to pod redakcją Volo, spisanego rękoma pisarzy, którzy zapisali się iście złotymi zgłoskami w historii Faerunu...
I damn. Ależ ja się na tym bawiłam dobrze...!_________________________________________________________
Nie jest to żaden sekret, że Faerun i Forgotten Realms to "moje" uniwersum, które kocham, i w którym czuję się jak ryba w wodzie, więc z radością zanurzam się na nowo w tych wszystkich opowieściach i historiach, jakie są przedstawiane w antologiach, jednocześnie usiłując dojść do tego, w którym miejscu jaka książka gdzie leży, bez jednoczesnej próby przecięcia książki co najmniej na pięć (więcej o moich próbach usegregowania sobie całości poczytacie dokładnie sobie w poście tutaj). Nie zmienia to jednak faktu, że czerpię wręcz maniakalną przyjemność z czytania sobie jednak też i tak, jak sugerowane są one w spisie książek, dlatego też, nadrabiając pomyłki sięgnęłam po 3 tom antologii, zatytuowany "Krainy magii". Przyznam, że było warto, oj bardzo.
Poza tym, wiadomo, moimi ulubionymi autorami i postaciami - pojawiają się kolejne postacie, które zaczynają wpadać mi do grona sympatycznych i lubianych, a co za tym idzie, z chęcią poznam ich dalsze losy. Spojler: niektóre z nich przewijają się również w kolejnych opowiadaniach, a nawet mają swoje większe fragmenty w osobnych cyklach! ;)
Bawiłam się przednio, no ale wiadomo, z czasem gust się mi zmienił, a krótkie formy opowiadań pozwoliły mi dostrzegać pewne lepsze albo gorsze strony niektórych postaci. A co więcej, dobrze było odetchnąć - w końcu - od Drizzta i jego najbliższego otoczenia, bowiem, choć tu też Salvatore pisał opowiadanie, mamy historię powstania Guenhwyvar, a nie kolejną z jej przygód - choć przyznać muszę, że trochę smutne były okoliczności jej powstawania. Jednak, skoro tak, no to nie zrobi się z tym nic, prawda...? Nie będę się jednak teraz skupiać na tym, które opowiadania były lepsze a które gorsze - wiadomo, różni autorzy, to i bywały różne umiejętności, tak lepsze jak i gorsze, choć z pewnością na dłużej w pamięci została ze mną historia "smoczego oka", czyli tajemniczego i przeklętego artefaktu, oraz te historie, w których występuje Elminster - no przepraszam ja was bardzo, ale jak się nie można nie uśmiechnąć na widok wiekowego, ale wciąż gotowego na psoty i buziaki czarodzieja? Historia Wiglafa, ucznia czarodzieja, który bardzo chciał być lepszym, niż był, a ostatecznie rzucał czarem warzyw bawił do łez - warto sięgnąć po to opowiadanie, choćby dla samego poznania, dlaczego warzywa stały się elementem czaru.
Są też i opowiadania słabsze, gorsze, takie, które po prostu się czytało, ale były raczej kompletną zapchajdziurką, w końcu, nie ma co się oszukiwać, 17 opowiadań, to już jest rodzaj zbiorku. Niestety, ale "dzień z życia psa" był właśnie jednym z takich opowiadań, które, choć pozornie ciekawe, po prostu wynudziło mnie nieziemsko. Ale no, nie można mieć wszystkiego, prawda...?
Przyznać muszę, że mimo wszystko, czytało się mi sprawnie, korekta i tłumaczenie były solidne - a czemu o tym wspominam? Bo może nie wszyscy wiedzą, ale lubię się czasem doczepić do grudkowatości tłumaczenia, do takiego szorstkiego sposobu pisania zdań - tu tego nie było, wręcz przeciwnie, czytało mi się przyjemnie i płynnie, bardzo sympatycznie. Nie znalazłam też żadnych literówek czy głupotek, więc tym bardziej, cieszy mnie to mocniej - bo te książki wydane kiedyś, mam wrażenie, miały lepszą po prostu korektę, niż aktualnie (kto mnie na FB śledzi, wie, że piję do pewnej książki wydanej nie tak dawno temu, i pisanej przez 15letnią dziewczynę, a wydanej przez wydawnictwo lubujące się w dramach, więc... no grubo), więc i czytało się bardzo płynnie i przyjemnie.
W całokształcie, "Krainy magii", to fajna antologia, uzupełniająca wiedzę tych, którzy uniwersum znają, ale chcą sobie poczytać o swoich mniej lub bardziej znanych i lubianych bohaterach, albo po prostu poszukać inspiracji na magiczne przedmioty - ten tom to absolutna kopalnia pomysłów dla mistrzów gry chcących wprowadzić jakieś artefakty w swe sesje RPG, ale też i dla osób zaczynających swą przygodę, jeszcze raczkujących, poznających, próbujących się przekonać, czy FR jest dla nich czy też nie. Bez przymusu sięgania po kolejne cykle po kolejne książki - nie trzeba znać postaci, nie trzeba znać ich historii, to po prostu wyrwane z całości ich przygody, które wprowadzą w świat magii i czarów, które - zapewniam - są zupełnie inne od tych w Harrym Potterze...;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz