KiB w sieci

wtorek, 18 lipca 2017

129. Akuszer Bogów - Aneta Jadowska


Kocich łapek: 4
czytałam: 2 dni
tłumaczenie: - 
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 15 lutego 2017 
cykl: Cykl o Nikicie (tom 2) 
seria: Imaginatio [SQN] 
stron: 384 
wersja: papierowa/posiadam
oprawa: miękka, ze skrzydełkami 
ISBN: 9788379247547
cena z okładki: 36,90 zł
tytuł oryginalny: - 


 Wracamy do Warsa i Sawy, do rzeczywistości równoległej, w której magia, czary, dawni bogowie i dziwy chodzą ramię w ramię ze zwykłymi ludźmi. Ale nie zabawimy w niej długo, nie odwiedzimy znów Dzielnicy Cudów... Na chwilę poobserwujemy Karmę, a potem ruszymy w dziwną podróż do Norwegii, w ślad za Nikitą i pogonią w której nie wiadomo, kto jest łowcą a kto ofiarą...

 I raczej nie zapowiada się na spokojną i sentymentalną podróż... Co to, to nie.

 Drugi tom cyklu o Nikicie rozpoczynamy z hukiem: ktoś postanawia na naszą zabójczynię zapolować w mało finezyjny - ale chyba rozsądny sposób. Środek usypiający, później wzmacniana czarami klatka... Ciekawe? Ciężko tego nie przyznać. Zwłaszcza, że Nikita teoretycznie może odetchnąć na chwilę od zleceń i odpoczywać w domu Robina przy grillu. I zimnym piwie. Nie, nie może być tak pięknie. Nikita siada więc do samochodu i wraz ze swoim partnerem rusza do Norwegii, gdzie czeka na nią seria odpowiedzi na nigdy nie zadawane pytania oraz konfrontacja z jej największym lękiem. Niewygodna przeszłość, rodzice, którzy nie do końca mówią prawdę, brat, który nagle staje się niepokojąco opiekuńczy, skandynawscy bogowie - a do tego wszystkiego motocyklowy gang, którego członkowie mają złudnie miłe imiona i banda najemników, polujących na naszą bohaterkę. Oraz tytułowy i bardzo tajemniczy "akuszer bogów". Się dzieje!

 A przynajmniej tak to wyglądało... 

 Przyznaję szczerze, że "Akuszera bogów" czytałam z mocnym poślizgiem (premiera była w lutym), i jak początkowo z trudem siedziałam na miejscu, by już się zagłębić w książkę... tak im dalej, tym więcej drzew, a ja czułam nie tylko niedosyt, ale i niesmak. Niestety - możecie wyciągać pomidory i sałatę, ja przygotuję miskę: zrobimy sałatkę. Dodam cebulę i ogórki od siebie! Ale książka kompletnie nie powaliła mnie na kolana. Nie i basta. Autorka popłynęła na fali swojej wyobraźni tak mocno, że miałam ochotę poszukać jej w pewnym momencie na Fb i zapytać: "co pani brała, pisząc tą książkę? Proszę się podzielić i ze mną, albo zgłosić się na policję, niech tego zabronią!". Zupełnie nie trafiłam w swoje gusta i potrzeby literackie, a książkę przeczytałam, "by się nazywało". Nie i basta. 

 Nikita w poprzedniej części była dla mnie czymś odświeżającym i interesującym, niczym pociąg w ciemnym tunelu. Rozjechała mnie i pociągnęła moje zwłoki za sobą. W tym tomie zaś... miałam wrażenie, że jest wszystko wtórne, nudne i miałkie, kompletnie pozbawione logiczności. Nikita "jestę jedynę i cudownę kobietę" może spokojnie przegryzać w locie łuski nabojów i nie wadzi jej w tym specjalnie złamana ręka. W bieliźnie siedzi sobie na zimnie i celuje ze snajperki. Robi obławę na swoich prześladowców, nie przejmując się tym, że cały oddany jej do ochrony gang motocyklowy został położony jednym zaklęciem. Normalnie - Robocop! Nie znająca zmęczenia, wyczerpania i słowa "niemożliwe". Babo, może choć na chwilę poczuj głód, dostań okresu... cokolwiek? I nie, nie zadowalały mnie pozornie łzawe historyjki o tym, jak to mała Nikita była "wychowywana" przez Irenę, i szkolona na zabójczynię od najmłodszych lat. Serio? Ile jeszcze będzie serwowana ta łzawa i kiepska serenada, w której albo Nikita rozpacza, że Dora Wilk (tak, ta własnie, tej samej autorki) ją rzuciła, albo robi z siebie niezniszczalne monstrum. 

 Ble. Nie mówię, że ma być delikatna jak kwiatuszek i w ogóle, lecieć z miejsca w drugą stronę, ale odrobina kobiecości i "ludzkości" z pewnością by jej nie zabiła. Nikity w sensie.

 W bonusie niejako - co mnie początkowo niemożliwie radowało - była Norwegia. Już sobie to wyobrażałam: piękne krajobrazy, fiordy, daleko do kolejnego sąsiada, lasy i cisza... O ja naiwna! Okazało się bowiem, że Norwegia, i owszem, jest piękna - ale nie mamy szans tego się dowiedzieć, bowiem Nikita ładuje się z Robinem do samochodu i sobie jedzie. I, jak się dowiadujemy, specjalnie nie jadą długo. Bo Norwegia to wedle autorki, taki kraj, gdzie wsiadasz w samochód, puf, i jesteś na miejscu... albo masz osiedla pełne identycznych domków :/ Parkingi mają rzecz jasna toalety i automaty z żarciem. Ale poza tym, jest cicho. Szumi nam tylko silnik. Ehhh... Ewentualnie mamy opis lasu i bardzo ogólnikowy opis domu - więcej uwagi poświęca się bieliźnie! Nic, kompletnie zero zaczarowania północnym klimatem i krajobrazem. Za to - uwaga, famfary i drugą miskę z sałatką proszę - jest masa, ale to masa nordyckiej mitologi w wersji "live". Serio? Czy ja czytam, co czytam? Mamy więc Odyna, Freyę, Frigg walkirie, Norny, lodowego olbrzyma, nieśmiertelnego człowieka, który jest nieszczęśliwy z powodu swego życzenia... Ale to wszystko jest płaskie i kompletnie nieprzemyślane. Postacie ze skandynawskiej mitologii na tle Nikity są po prostu płaskie i kiepskie, kompletnie bez życia. No cholera! To są bogowie i półbogowie! A zachowują się, jak przedszkolaki odgrywające swoje role w przedstawieniu. Coś, najwyraźniej, mi umknęło. Pomijam już wplątanie kruków Odyna (później Morgany, tak, spojler alert), które zachowują się po prostu jak drony. Są sterowane i tyle. Zero w nich poczucia niebezpieczeństwa, mnie drażniły. Ale chyba najbardziej wkurzył mnie fakt, że jakby nigdy nic, Nikita zdaje sobie test Akuszera Bogów (no przecież, wiadomo!), a potem niby z trudnościami, ale jednak, trafia do ogrodu Frigg, i tam, niczym w jednej, wielkiej i szczęśliwej rodzince poznaje swoją historię i to, kim jest naprawdę... gdyby nie fakt, że już po pierwszych sugestiach, co i jak - no nie uwierzycie, ale zapewne bym się tego nie domyśliła, kim jest Nikita i jakie ma być jej miejsce w tym świecie! Normalnie, szok i niedowierzanie! 

 Niestety, zarówno miejsca jak i postacie potraktowano koszmarnie po macoszemu - miałam wręcz wrażenie, że celowo są umniejszani i przerabiani na płaskie i papierowe, by Nikita mogła błyszczeć... Ile można... Ugh. Kiepska fabuła, bardzo kiepski pomysł, jak połączyć główną bohaterkę z bogami skandynawskimi - zamiast pisać takie dziwne bzdurki, można było się nad tym zastanowić i zrobić jakąś lepszą fabułę. I... może nie pisać w pierwszej osobie, bo w tym momencie książka straciła straszliwie na wartości. 

 Skoro już o postaciach mowa. Wspominałam, że są płaskie, prawda? Bo są. Nawet tajemniczy Robin jest płaski. I nie trzeba być wróżbitą (Maciejem?) by wiedzieć, że trzeci tom będzie dotyczyć właśnie jego. W tym jednak jest pokazany jako tło dla wypełnienia naszej "Wonder Woman" w polskim wydaniu. Erynia aka Nikita aka "Jestę ZABÓJCZĘ Zabójczynię" w zależności od nastroju albo zastanawia się, jaka jest zajebista, albo rozważa, ile w przeszłości miała szkoleń dla zabójców i jak wiele przez to straciła. I że niby przez to jest taka super i zabójcza i śpi z pistoletem w dłoni? ktoś tu cierpi na manię wielkości...

 Okładka nie powala na kolana. Utrzymana pozornie w klimacie poprzedniego tomu, w żaden sposób do mnie nie przemawia. Głazy, nordycka róża wiatrów i panna z włosami, które ewidentnie nie przejmują się prawami fizyki? Czemu nie. Ilustracje w środku też mnie nie powalały na kolana. Grafik chyba zapomniał, że Nikita nie ma małych palców w obu dłoniach (tak), i momentami wprowadził straszliwy chaos nadmiarem czarnej kreski. No - nie podobało mi się.

 Podsumowując - "Akuszer bogów" kompletnie nie powalił mnie na kolana. Pomysł był dobry, wykonanie bardzo kiepskie. Rozczarowujące postacie i sytuacje, główna bohaterka, która niczym Robocop prze w przód, nie bacząc na nic... Staph. W którymś momencie po prostu zarówno ja jak i treść książki - poszłyśmy różnymi drogami. Czy kiedyś się spotkamy i pogodzimy? Być może. Na pewno dam szansę kolejnej części cyklu. I łudzę się, że w końcu główna bohaterka stanie się nieco bardziej kobieca, ciut łagodniejsza - nawet jeśli jest wojowniczką - a trochę mniej niedościgłym i absurdalnym ideałem wymierzającej bezduszną sprawiedliwość zabójczyni...

 Nie. Nie polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz