KiB w sieci

piątek, 27 września 2024

82/2024 - Marcin Mortka, Szary płaszcz

Gwiazdek: 3

AutorMarcin Mortka
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data polskiego wydania: 13 marca 2024
Data oryginalnego wydania: 
Cykl / seria: Drużyna do zadań specjalnych (tom 5)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 512
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383305653
Język: polski
Cena z okładki: 54,99 zł
Tytuł oryginalny: -



To już moja ostatnia próba kontaktu z panem Mortką i jego Kociołkiem - stety albo i nie, po 6 tomach, jakie posiadam, więcej nie będę sięgać. Jak początkowe tomy były całkiem przyjemne i nawet zabawne, tak im dalej w las, tym więcej humoru na siłę. Niestety, ale vox populi nie zawsze vox dei! Odcinanie kuponów od sławy, na siłę bycie zabawnym, wciskanie przekleństw tam, gdzie nie trzeba... Kociołek i jego ekipa już w piątym tomie spokojnie mogli zakończyć swoją wyprawę, ale najwyraźniej ktoś chce jeszcze powyciskać z tej cytryny, co się da, i drużyna do zadań specjalnych ma już 11 części, a ja pytam... po co? No po co...? Będzie krótko.

Kliknij, by wrócić do strony głównej

_________________________________________________________

Mamy historię jakich wiele - dwa tygodnie od poprzedniej wyprawy, zima po pas, nic się nie dzieje, więc Kociołek listy pisze do książąt Doliny, że nic się nie dzieje. Zwołuje ekipę, przy garnczku z piwem, przy którym upija się błyskawicznie, podejmuje decyzję, że ruszają do boju, zostawiają więc Karczmę sam na sam z Sarą i dziećmi. Wyrusza więc na wyprawę, gotuje sos grzybowy z kluskami, który nie porusza Urgo, widzi gadające grzybki, zapada drowia magiczna ciemność, i postanawia podbijać zamek, a w międzyczasie Sara z Salią ratują się przed gniewem Andrei, wściekają na Witalisa, że zdradza szczegóły misji, a jeszcze po drodze, Sara przygarnia przybłędę, która przecież wcale nie wygląda i nie zachowuje się podejrzanie, bo po co... A, jeszcze Sara na chwilę wzywa coś z worka, ale zaraz wątek jest urwany, bo przecież...

I wiecie, co jest najlepsze? Że to dosłownie połowa książki była. Dwieście stron lania wody o niczym, pisane dla pisania, ani to zabawne nie było, ani śmieszne. Co więcej, nawet dawka przekleństw, również w wykonaniu pięciolatka - kompletnie zabawną nie była. Zupełnie się nie bawiłam na niej, absolutnie mnie nie wciągnęła - miałam wrażenie, że pisana jest dla samego pisania, bo fani oczekują, bo fani chcą, więc hop na krowę, już jest cielę! I mamy to, nowa część, ale bez pomysłu i polotu. Taka bardziej pozycja z serii przygód o Tappim - niż dorosła fantastyka. Zresztą, kogo ja tu oszukuje, pan Mortka ma na swoim koncie, wedle licznika LubimyCzytać.pl - 121 książek! Normalnie, Mróz fantastyki. I to już tu czuję, że to nie jest coś, co mnie bawi - za bardzo spłyca się akcję, za bardzo spłyca się wydarzenia, olewa wszystko, czytelnika traktuje jak idiotę. Byle tylko rozdmuchać strony, byle pisać dla pisania, lać wodę dla lania. Po tych dwustu przeczytanych stronach kompletnie nie wiedziałam nic, co przeczytałam, co się działo, po co i dlaczego - zostawał mi po prostu niesmak w ustach, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że mam ochotę nie wkładać zakładki na miejsce. Jeśli szczytem poczucia humoru była "kulwa" w ustach pięciolatka i napięta na wysokości kostek linka w wychodku, z hasłem "aż mi się szczać odechciało" - no to super, poziom humoru mamy zawieszony wybitnie kloacznie i przedszkolnie. Aż się chce śmiać, prawda? 

Książka od premiery leżakowała sobie u mnie na regale, dojrzewała - chyba tylko z racji swojej sztucznie napompowanej objętości nie ruszałam jej wcześniej i, psia jucha, żałuję, że w ogóle ją zakupiłam. No i tu już pierwsze "ale" się zaczyna - pompowanie objętości. Grube strony, wielka czcionka. Ja wiem, mam problem ze wzrokiem, okulary noszę - czytatnie jednak swoje zrobiło. Ale bez przesady, że ściągam okulary i bez problemu sobie mogę czytać to, co w książce stoi. Tak wielkim drukiem to jest ogarnięte. Gdyby zmienić czcionkę i dać inny papier, książka byłaby o połowę mniejsza. Co też świadczy już o fakcie, że zwyczajnie brak było pomysłu na fabułę. 

Jeśli ktoś sięgnie po tą część bez znajomości wcześniejszych, zdziwi się bardzo, tak samo jak ci, co już nie pamiętają wcześniejszych części - postacie kompletnie płaskie, nijakie, pozbawione charakteru, czy cech szczególnych. Andrea wiecznie narzeka, Witalis to słaby pijaczyna i kapłan, Sara to ponętna gospodyni, Kociołek kucharz, Zwierzak to oderwany od świata dziwak... No świetnie, bardzo pomocne opisy postaci. Takie nie za głębokie - gdyby nie fakt, że po prostu lubiłam postacie z poprzednich części i je pamiętałam, to miałabym bardzo poważne problemy z opisaniem ich wyglądu czy cech szczególnych.

Niestety, ale "Szary płaszcz" to pozycja, do której nie wrócę, na pewno nie szybko i nie z chęcią. Rozczarowałam się, zniechęciłam, pan Mortka udowodnił mi, że między literaturą dziecięcą a fantastyczną granica bywa bowiem bardzo cieniutka, a jej przekroczenie różni się tylko ilością przekleństw i informacją o wielkości piersi pobocznej bohaterki. A szkoda, bo mogło wyjść nieźle, a wyszło jak zawsze - nijako i miałko. To pozycja już tylko dla zatwardziałych fanów, którzy szukają po prostu lekkiej, łatwej i nie wymuszajacej niczego rozrywki - ja niestety, wolę książkę, nad którą trochę jednak pomyślę ;) Dział z literaturą dziecięcą wolę omijać.

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz