Gwiazdek: 2
Autor: Mags Green
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Nowe Strony
Data polskiego wydania: 22 października 2024
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: -
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Stron: 406
Wersja: papierowa, wypożyczona
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383627168
Język: polski
Cena z okładki: 50,90 zł
Tytuł oryginalny: -
Kliknij, by wrócić do strony głównej
_________________________________________________________
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Cena z okładki: 50,90 zł
Tytuł oryginalny: -
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Co się stanie, kiedy demon będzie opętany pragnieniem posiadania duszy pewnej młodej wiedźmy? Na takie pytanie postanowiła odpowiedzieć polska autorka, blogerka i youtuberka - jak się mylę, przepraszam, ale z tych miejsc autorkę kojarzę - Mags Green. Już na starcie obrywamy więc triger warningiem (ostrzeżeniem o treściach wrażliwych), w którym przestrzega się nas przed masą wątpliwych moralnie uczynków. Od używania różańca po wątpliwej jakości praktyki religijne. A wszystko to w amerykańskich klimatach, z mhrokiem, zuem i ómierankiem. Zapamiętajcie to: zuo, mhrok i ómieranko (z zażenowania), a teraz zapraszam pod kocyk z kaułkałkiem (bo z zażenowania będzie wycie) i jazda! Ta książka to doskonały przykład tego, jak osoby silnie oddziałujące na bookmedia nie powinny pisać książek, a zająć się tylko ich czytaniem, bo takie nagromadzenie głupot i braku logiki to już dawno nie było. Spojlery i dziś trochę inaczej!
_________________________________________________________
Zerrezath obserwuje Zoe Geverottę od sześciuset dni. Ma jeszcze tylko albo aż sześdziesiąt sześć (no logiczne!), żeby ją dorwać i wyssać z niej duszę, bo jej dusza jest rarytasem podobnie jak hot-dog na patyku. No mlem. Mniejsza. Zarrezath (nazwijmy go dla wygody i faktu, że to imię brzmi, jakby się dławić - Zazu) stoi przy Zoe dzień i w nocy jak taki dziwny anioł stróż. Pilnuje, żeby wiedźma nie nabawiła się problemów przy kradzieżach, nie ogarnia jednocześnie świata i obserwuje, jak ta ma słabość do jakiegoś nader nadzianego chłopaka, dla którego porzuca (ona, nie Zazu) swój zwyczajowy image "bardzo smutnej emo" na rzecz "ajm Barbie". Wszystko pięknie ładnie, póki Zoe nie okrada naszych czterech typków, a Zazu nie postanawia ich "ukarać". No i tu już kwiknęłam, bo wyraźnie wjechało "Squid Game", ale autorka się odpaliła za bardzo i sposób, w jaki "eliminuje" kolejne postacie sprawiał, że zwyczajnie co chwila łapałam się za głowę. No nie, pewne mechanizmy tak nie działają i pewne rzeczy nie mają jak się zdarzyć, wystarczy ruszyć głową, sięgnąć po Google albo nie spać na lekcjach biologi (złamanie na pół kręgosłupa na przykład nie jest śmiertelne, tak samo jak przebicie płuca, albo wcale nie jest tak łatwo zgnieść czaszkę, ale co ja tam wiem...). Scena z opętaniem też mnie rozbroiła. Potem przeskakujemy do Zoe, i oto mamy dawkę czerni. Potężnej czerni, czerni w czerni i na czerni... oraz 6 kotów, które noszą imiona Behemot, Lucyfer, etc. Oczywiście, koty są czarne, same wybrały Zoe, a na drugi dzień po pojawieniu się od razu każdy w pyszczku miał mysz w darze dla naszej wiedźmy. Później mamy długie wypłakiwanie się, jak to Zoe jest bardzo nieszczęśliwa w Las Vegas, bo woli Los Angeles, jest bardzo biedna i wbija sobie długie, ostre, czarne paznokcie w końcówki palców. Psyt, autorko: to nazywamy OPUSZKAMI, wiesz? ;) i jej ukochana Arizona Arbuzowa jest tańsza niż woda, ale jej na nią nie stać. Oczywiście, są biedne, bo ojca zaszlachtowała konkurencja, więc one musiały się przenosić do domu, który urąga wszelkim standardom... Czy tylko ja widzę tu absurdalny, amerikan drim na opak? Do tego amerykańska policja od razu po eliminacji napastników sprawdza rachunki i doskonale orientuje się, kto akurat był w barze... Po jakiś 5 godzinach jesteś kluczowym świadkiem dekapitulacji, bo akurat przypadkiem policja tak natychmiast ma nagrania i rejest kart kredytowych! Przesłuchanie zresztą wygląda wybitnie na ściągnięte z "Lucyfera", zresztą, autorka wspomina o nim kilka razy. Scena z przesłuchania zresztą jest tak deb... GŁUPIA, że to szok, a to DOPIERO 61 strona. No i omamienie wzrokiem... Potem znów przeskakujemy na Zazu, i sposób, w jaki aućtorka - tak, już aućtorka - przedstawia nam obudzenie się opętanego Maddena, jak Zazu nie ogarnia w literki, bo choć TAKI POTĘŻNY DEMON, to on nie wie, co z czym się robi... Zaczęłam krzyczeć w alfabecie Morse`a, o mało co nie rzucając książką o okno.
Tak źle napisanej książki to ja się nie spodziewałam, naprawdę. Tu wszystko jest kiepskie i zerżnięte z amerykańskich seriali tak bardzo, że po prostu w połowie musiałam brać głęboki oddech. Zupełnie nie rozumiem tych zachwytów i peanów, jaka to książka dobra. Nie! Ona nie ma korekty, nie ma niczego, a autorka fantazjując sobie o demonicznych bytach, chyba przesadziła z serialem "Lucyfer". I to dosłownie, bo jedna ze scen, w której Zoe i Zazu idą przez miasto to kopiuj-wklej scena z tego serialu! ARGHHHHHHH! No nie, tak się bawić nie będziemy, pani aućtorko. Ja wiem, że nie ma co oceniać po ilości przeczytanych przez panią książek, tudzież faktu, jakie książki pani lubi najbardziej - ale odrobina logiki i wymyślenia czegoś bardziej kreatywnego byłaby na miejscu.
Zastanawiam się, po co w ogóle taka książka, w której serio, nie dzieje się nic. Brakuje tu logiki, zachowanie głównych bohaterów jest tak odklejone od możliwych zachowań, że po prostu łapałam się momentami za głowę. Zoe to taka postać-wydmuszka. Jest ale nie jest, nie wiemy o niej nic poza faktem, że tęskni za domem, że jest wiedźmą, bo znalazła pamiętnik babci (serio!?) i nosi się na czarno. A, wbija sobie zaostrzone w szpic czarne paznokcie w końce palców i ma szczyty kolan - serio, to są hasła z tej książki. Nosi się na czarno, bo wiadomo, wiedźmy to czarny kolor i nie prezentuje sobą zupełnie niczego. Głupia jak but, jej rozdziały po prostu mnie męczyły, choć Zarrezath to w ogóle, mistrz w głupocie. Demon, który jest tak potężny, tak straszny, ale...w zasadzie nie wie nic o świecie? Przelicza wszystko na arizony arbuzowe? Który nie będzie uprawiać keksu, bo krew, ale jednocześnie gotów jest mordować? No to mi się strasznie nie klei, podobnie jak 90% całej książki, w której wątki są urywane albo dodawane tak, jak akurat autorce to pasowało i co akurat jaki serial oglądała.
Nawiązania do religijności, piekła i nieba - nawet ja, nie będąca już od dawien dawna w sympatii z tą instytucją, widziałam, jak bardzo jest to na siłę i tylko dlatego, że ma być o demonie. Nie, można by to było zrobić zupełnie inaczej, z logicznością. No i sceny erotyczne - nie, po prostu nie. Aućtorko, nie umiesz, nie pisz ich, bo wychodzą co najmniej kiepsko, jak nie żałośnie źle. To już Mateusz Gostyński z jego "gangsta p@rnolami" i próbami przechwałek, jak to "kobiety czytają z zaciśniętymi udami" jego bardzo kiepskie p@rno - było wyższej próby, niż to, co tu czytałam. Serio - nie umiesz w sceny keksu, nie wiesz, jak je napisać, to albo się doedukuj na odpowiednich stronkach, oglądając filmy, albo po prostu nie pisz ich wcale! Używanie słów "ci@ka" czy "ku@as" nie jest wcale smaczne i fajne, a raczej świadczy o bardzo ubogim języku. Tak samo jak branie z pompki porównań i nawiązań do piekła. Jak choćby hasło: "w piekle słońca nie mamy, a i tak jest tam ciepło". Serio? Uhhhh. Sprawa z rozwiązaniem zagadki śmierci też napisana jest na odwal, byle tylko była. Ale tak naprawdę nie dzieje się w tym wątku zupełnie nic. Lepkie rączki Zoe i włamanie się do sklepu z różdżkami były tak naciągane... No i te próby nie wiem, naśmiewania się? Parodiowania religii? No jakoś ani to zabawne ani śmieszne ani logiczne.
Niestety, ale to nie jest moja bajka, i absolutnie nie pojmuję fenomenu. Serio, nie i basta.
Postaci tu nie ma. Znaczy, są, ale zachowują się durnie, serialowo i papierowo, zupełnie nie mają charakterów i osobowości. Zarówno główne jak i poboczne - po prostu są, zapełniają strony, ale patrząc na fakt, że tyle drzew musiało zginąć, żeby wydać tę książkę... No nie, uważam, że jest to dziełko absolutnie zbędne i nijakie, żadną miarą nie porywające. Miało być mrocznie, głęboko i egzystencjonalne, a wyszło płasko, nijako. Już jednowarstwowa chusteczka do nosa ma więcej głębi, niż to, co pokazano tutaj! Nieszczęsna Zoe, mająca lat 21 emo goth, która jest tak bardzo nieszczęśliwa, nosi się na czarno i jest biedna, i nieszczęśliwa, i w ogóle, kocha mhrok i czerń i ma sześc kotów i jest wiedźmą. Taka z niej wiedźma jak ze mnie Królewna Śnieżka. Mimo, że aućtorka trochę sięgnęła po porady z tej kategorii, to zdecydowanie nie wie, o czym pisze. A Zazerrath? Jeżu, potężny demon, który nie potrafi porwać duszy początkującej wiedźmy? Serio? Ten demon jest "tak bardzo potężny", że w zasadzie można go zabić śmiechem.
Long story short, ta książka ma tak wiele niedociągnięć, minusów i błędów logiczno-fabularnych, jest tak źle napisana i niedopracowana pod każdym względem, że to aż szok, że w ogóle wyszła. Autorka stara się na siłę nas przekonać, że wie, co robi, ale zdania są koślawe, niektóre opisy żenujące, a nieumiejętne określanie części ciała (szczyt kolana!) czy zachowań. No nie. Autorka być może i ma warsztat, umie posługiwać się językiem polskim, jednak powinna więcej zdawać się na wyobraźnię a nie serialowe inspiracje (i zżynki), a nade wszystko, powinna oddawać swoje książki pod solidną korektę. Niby dokonała poszukiwań i miała konsultacje w zakresie "czarownic i religii", jednak w ogóle tego nie czuć. Wszystko to jest sztuczne, płaskie i nijakie, pozbawione głębi i logiczności. Jak choćby scena z duchami - ale dlaczego tak? Ale po co tak? Nie wiem, najwyraźniej autorka też nie wiedziała, ale wystraszenie Zoe pod prysznicem trzaśnięciem drzwi (bo przeciąg?) albo nagromadzenie duchów, bo je dusza głównej bohaterki przyciąga... Litości! Gdzie tu sens i logika i jakiekolwiek budowanie klimatu? Ale! Teraz w sumie najważniejsza i najzabawniejsza w tym wszystkim sprawa.
Wydawnictwo "Nowe Strony", które wydało tą pozycję to przecież moje ulubione Niezwykłe! Tak, proszę państwa, to samo wydawnictwo, które z lubością zachęca 12-latki do czytania p@rnoli na Legimi, żeby rodzice się nie dowiedzieli! To wszystko wyjaśnia, bo Niezwykłe lubi wydawać p@rno i okraszać je gwiazdkami i słodkimi zapowiedziami, jednocześnie zaś kompletnie w poważaniu mając cokolwiek, co jest korektą albo redakcją wydawanych pozycji. I to tu czuć. Podobno są TRZY osoby od korekty, ale chyba tylko sprawdzały, czy literówki się nie pojawiły. Redakcja zaś forsę wzięła i... no, dostajemy, co dostajemy. Czyli dostajemy nijakie postacie, nijakie wątki, które są wrzucne, bo tak, albo urywane w połowie, bo akurat tak pasowało, albo nie wiem, termin się zbliżał oddania książki do druku...
Podsumowując, "10 grzechów głównych" (w ogóle, ten tytuł, tak bardzo z pompki), to nie jest książka dobra. Jest słaba, nielogiczna, i absolutnie pozbawiona głębi, z bohaterami, którzy nie wnoszą kompletnie niczego swoim zachowaniem, z masą nieudolnie kopiowanych scen z seriali i filmów stricte amerykańskich. Autorka wciska na siłę na początek masę wydarzeń, z których nie wynika totalnie nic, a z biegiem lektury tylko się wypala. Nie, niestety, ale influencerka taka jak pani Mads Green powinna zostać nie przy pisaniu książek, bo to wyszło słabo, ale ich tylko czytaniu. Słabo, nudno i przewidywalnie, do tego co chwila książkę odkładałam, bo poziom przemyśleń obu postaci, jaki tu był prezentowany, przyprawiał mnie o ciarki. To mój pierwszy kontakt z autorką, ale na pewno ostatni.
Z kategori "smutnych i mhrocznych" książek, ta w tym roku wybiega znacząco na prowadzenie. Głównie tym, że jest praktycznie o niczym. Szkoda, bo mogło to być coś może nie tyle niezłego, co po prostu ciekawego, a dostaliśmy, jak zawsze "niezwykłą" książkę, która jest po prostu słaba. Tyle ode mnie.
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz