KiB w sieci

niedziela, 25 lutego 2024

13/2024 (233) - Tasha Suri, Oleandrowy miecz


Gwiazdek: 8
Autor: Tasha Suri
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data polskiego wydania: 17 listopad 2023
Data oryginalnego wydania: 16 sierpnia 2022
Cykl / seria: Płonące Królestwa (tom 2)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 645
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: zintegrowana
ISBN: 9788379649723
Język: polski
Cena z okładki: 69,90 zł
Tytuł oryginalny: The Oleander Sword


Niech żyje cesarzowa Malini! Niech jej Bezimienny i Matki Płomienia nie szczędzą łask! Niech żyje! - aż chciałoby się skandować...

Znów wróciłam do aromatycznego świata indyjskiego fantasy pióra Tashy Suri - i ależ to był powrót! pełen jednocześnie zapachu curry i oleandrów, ziemi, krwi i popiołu. Mrocznie, brutalnie, wojennie. Przyznam, że to uczta, po którą sięgnęłam z przyjemnością - i znów zostałam nasycona aż po koreczek, i nie tylko z racji doskonałej pracy Piotra Kucharskiego - złoty człowieku, za to, jak tłumaczysz winieneś dostać co najmniej Order Tłumacza Wszechczasów! - ale samej i snutej historii, która pnączami przykuwa czytelnika i nie pozwala się oderwać od lektury. Historia Malini i Prii zachwyca, odbiera oddech i jednocześnie przeraża swą mrocznością.

_________________________________________________________________________________

Drugi tom "Płonących królestw" przynosi nam więcej pytań, więcej zaskoczeń. Armia Malini nieubłaganie zbliża się do stolicy, walcząc z przeciwieństwami losu. Podejmowane decyzje ważą o losach wojny. Proroctwo Bezimiennego jest błogosławieństwem ale i przekleństwem - to czuć wyraźnie. Malini zdecydowała się walczyć o swoje, zdobyć tron, uwolnić się od Ćandry i jego władzy. Uwolnić całą Paridźatdwipę. Stosy płoną nieubłaganie, słodki i mdlący dym unosi się na horyzoncie. Czas to zakończyć. Zdecydowana, sięga po nieoczywistą broń... Priję. 

Choć będące z dala od siebie, każda próbująca tkać własny gobelin losu - ten jednak przewrotnie splata ich drogi, zmusza do podejmowania dramatycznych decyzji. Zmuszone do współpracy, choć chciały od siebie uciec, muszą decydować, co jest dobre a co złe, nieświadome, jak bardzo skomplikowana jest ich przyszłość i jak wielką cenę przyjdzie im za to zapłacić. A cena ta wyciska dech z piersi i zostawia z niedowierzaniem i szokiem, palącą jak Ogień Matek potrzebą, by poznać kolejne losy - i zrozumieć, co się stało.

Wartka akcja, opisy bitew, które dzieją się z punktu widzenia kobiet - nieprzywykłych do wojen, do walk i przemocy, pełnych krwi, trupów i boleści. O jakie to było dobre! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak dobrze bawiłam się na militarnych wątkach. Suri prowadzi nas meandrami doradców, ich pomysłów i taktycznych wizji, przez przygotowania, niepokoje, zakładanie pancerzy aż po jęk cięciw łuków. Czyni to jednak z lekkością i łatwością, że czujemy się jak bohaterowie opowieści, którzy wraz z głównymi bohaterami są wiezieni rydwanami i stają do boju z wrogiem, który przecież nie tak dawno temu był ich bratem, kuzynem, sąsiadem... A jednocześnie z lekkością szelestu sari prowadzi nas meandrami politycznych zagrywek, spisków i konieczności podejmowania decyzji niejednokrotnie rozdzierających serce - jak w przypadku Bhumiki. Ależ ona jest tragiczną postacią! Ale o tym za chwilę, jak i o postaciach ogólnie. Fabuła wznosi się i opada nieśpiesznie, prowadzi nas meandrami, by nieoczekiwanie uderzać, zaskakiwać i sprawiać, że nie chce się wierzyć. Wszystkie wątki fabularne, jakie zostały wprowadzone w pierwszym tomie - tu są rozwijane i prowadzone tak, że to sama przyjemność je śledzić. A całośc przyprawiona tą indyjską tajemnicą, nazwami, subtelnością sari i brzękami bransolet, rykami słoni i wojennymi konchami, turbanami i przyprawami. A także kwiatami, bo równolegle do wojennej ścieżki obserwujemy to, co dzieje się w Ahiranie - powrót Jakszów, i ich działania wokół Hirany niejednokrotnie sprawiały, że z niedowierzaniem czytałam, i chciałam wiedzieć więcej! Dlaczego? Ależ dlaczego tak a nie inaczej!? Choć przyznam, że nagle słowo "sadzonka" nabiera dla mnie głębszego, mroczniejszego znaczenia... :D

Podchody, skrytobójstwa, działania, które ocierają się niemal o działania terorystyczne - brutalne, brzydkie metody, teoretycznie dalekie, a jednak świetnie znane. Nie złagodzone, nie posłodzone miodem, nie wyjaśnione, że "tak będzie lepiej", tylko brutalnie osadzone w kartach powieści. Ten tom nie jest łagodny i subtelny, nie zastanawia się, jak pokazać, że wojna jest brudna i brzydka. To lubię! I to doceniam, że choć przedstawia się nam tu głównie kobiecą perspektywę, autorka nie ucieka się do "wojna była". Nie. Nie boi się ranić i uśmiercać bohaterów, pokazywać, jak nieczyste metody wchodzą w grę. Choćby scena z walką na rzece - wręcz cuć było muł i rozkład, zapach wody i jej siłę, nurt i kierunek. Istna, istna uczta opisów i brutalności, która jednak była przyjemnie złagodzona subtelnie dobranymi słowami. Brawo.

Wszystkie wątki kręcą się jednak wokół dwóch postaci: cesarzowej Malini, która uniknęła stosu i śmierci w Hiranie, a teraz wraz ze swą armią rusza na przeciw własnego brata, szalonego Ćandry oraz świątynnej starszej Prii, która usiłuje ułożyć sobie życie na nowo. Ich losy splatają się, i to one stanowią oś fabuły całego tomu - i muszę przyznać, że jest to zabieg, który bardzo mi się podobał. Nie ważne, czy czytamy o Rao, czy Bhumice czy innych postaciach - wszystkie ślady prowadzą do głównych bohaterek. Zresztą ich wątek jest nader fascynujący. Czytałam z przyjemnością, jak podejmują decyzje, jak starają się ze wszystkich sił skrywać przed światem swe emocje, a jednocześnie - jak je do siebie ciągnie. I teraz, uwaga: nie mam nic do związków jednopłciowych, zwykle jednak unikam książek z takim elementem, bo dla mnie jest to po prostu nudne, zbędne i zwykle irracjonalne, w jaki sposób takie wątki są prowadzone. Tu jednak, zarówno sama autorka jak i tłumacz: zrobili kawał olbrzymiej roboty, z niezwykłą subtelnością oddając ten wątek. Poprowadzony jest tak delikatnie, tak delikatnie, że nawet scena ze zbliżeniem wywołała u mnie rumieniec. Wiem, pomyślicie sobie, stara a durna, czytała już niejeden pornos i więcej miała tam krytyki niż zadowolenia. A jednak - tu.... no trzeba to przeczytać. I powiem więcej: ja chcę więcej takich wątków, opisanych tak właśnie a nie inaczej. Tak... smacznie. No po prostu, gorące brawa za to.

Zostaje jeszcze magia - magia niepokojąca, obca, niezwykła, zaskakująca... i mająca swój brutalny koszt. Magia, jaką serwuje nam w książce Tasha Suri jest dzika, niepokojąca i obca, niepodobna do żadnej innej magii, do jakiej nauczyła nas fantastyka. A jednocześnie jest w niej coś pociągającego, choć koszt, jaki przychodzi za nią zapłacić.... Ahhh. Ta magia nie bierze jeńców, nie ma litości. Fascynująca. 

Zaś zakończenie, sam finał, ostatnie sto stron sprawiło, że moja szczęka znalazła się na kolanach. Tak, takich finałów chcę wiecej! Takich obrotów spraw, zaskoczeń, wydarzeń! Tak! Tak! I trzeci raz TAK! Choćby dla tego finału warto przeczytać "Oleandrowy", bowiem włosy prostuje to, co się dzieje. Tak wiele niedopowiedzeń, tak wiele pytań... a nade wszystko, kwestia naszych bohaterek, które muszą znów podejmować decyzje, które wcale nie są łatwe. Malini tu mnie bardzo zaskoczyła swoją postawą. Znaczy, spodziewałam się, ale sposób, w jaki kierowała swoimi działaniami - wow. No absolutnie uwielbiam tą postać, silną, twardą, a jednocześnie delikatną. Żal mi było Priji, ale rozumiem - pewne przysięgi wymagają od nas pewnych działań.

A co do pozostałych postaci? Najmocniej wybrzmiewa Rao i Bhumika - dwie postacie oddane sprawie, choć znajdujące się w zupełnie różnych miejscach, tak samo tragiczne. Rao z jego miłością do księcia Aditji, który dzieli swój czas między księcia a cesarzową. Ostatecznie otrzymał bardzo tragiczny i wzruszający fragment, który sprawił, że serce zabolało. A Bhumika? Wątek z Padmą pokazał, w jak brutalnym i okrutnym świecie się znalazła, a mimo wszystko, zamierza walczyć. Ale też nawet pojedyncze wystąpienia różnych postaci - od służącego, aż do zdrajcy - wszystkie one mają swoje cele, potrzeby, są rozpisane rzeczywiście i prawdziwie. Wiarygodnie. Lubię to. Mięsiste, solidnie napisane postacie, które wpływają na rzeczywistość książki.

Wielkie brawa dla Piotra za kawał doskonałej roboty (powtarzam się? Ależ skąd, po prostu wielkie brawa, bo to kawał smakowitej fantasy dzięki jego pracy mamy okazję teraz ślinić), dla autorki, ale i dla samej Fabryki Słów (choć mówię to z dawką niechęci, bo moje relacje z tym wydawnictwem nadal balansują na granicy niechęci) za wydanie. W poprzedniej opinii o tym nie wspomniałam, ale teraz już napomknę: ilustracje i wklejka. Paweł Zaręba, autor ilustracji w środku stworzył niesamowite, niejednokrotnie niepokojące grafiki w odcieniach szarości, które doskonale wpasowują się w gęsty klimat "Oleandrowego miecza", i jest ich tak w sam raz. Nie za wiele, nie za mało, a w połączeniu z niektórymi scenami, dodają tylko dodatkowego smaczku i klimatu (ilustracja z cierniami to czyste miodzio!). Zaś okładka i wklejka to osobny smaczek. Okładki "Płonących" niesamowicie mi się podobają, przyciągają spojrzenie i mają w sobie "coś". Autor, Szymon Wójciak stworzył bardzo klimatyczne wyobrażenia kobiet, które poznamy w środku powieści. Bardzo przyjemnie się na nie spogląda. Równie fajnym elementem jest wklejka-mapka, która nawiązuje do map sprzed wieków. Ma ten klimat niesamowitości, dziwności, a jednocześnie pozwala nam mniej-więcej rozeznać się po całym królestwie Paridźatdwipy (cały czas mam problem z poprawnym wymówieniem tej nazwy!). No czapki z głów dla panów za tą robotę.

W całokształcie "Oleandrowy miecz" to świetny kawał bitewnej, ciężkiej fantastyki, która nie zostawia litości na czytelniku. Prowadzi nas niemal na smyczy, zaskakując i kusząc. Orientalny klimat jest tu smaczkiem, przyprawą, która tylko dodaje całości tego czegoś. To lektura dla każdego, kto szuka solidnej dawki spisków, walki, ale i rozważań nad życiem, bogami i zasadnością działań. Nie ma tu niczego lekkiego, a jeśli ktoś myśli, że to "babska, LGBT+ książka" to solidnie się zdziwi. Nic tu nie jest lekkie i proste, a ja już nie mogę się doczekać finałowego tomu, bo coś czuję, że tam dopiero wszystkie wątki i decyzje - rozkwitną jak pączki oleandrów, i zaskoczą czytelników tym, w jaką drogę pójdą!

A jak jest naprawdę? Przekonajcie się sami ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz