Gwiazdek: 9
Autor: Hal Duncan
Tłumaczenie: Anna Reszka
Wydawnictwo: Mag
Data polskiego wydania: 06 października 2006
Data oryginalnego wydania: 2005
Cykl / seria: Księga Wszystkich Godzin (tom 1) / Uczta Wyobraźni
Data polskiego wydania: 06 października 2006
Data oryginalnego wydania: 2005
Cykl / seria: Księga Wszystkich Godzin (tom 1) / Uczta Wyobraźni
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 448
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda
ISBN: 8374800321
Stron: 448
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda
ISBN: 8374800321
Język: polski
Cena z okładki: 35 zł
Tytuł oryginalny: Vellum
Cena z okładki: 35 zł
Tytuł oryginalny: Vellum
Postanowiłam rzucić się na niewyobrażalne, zmierzyć z niemierzalnym. Sięgnęłam po kolejny element monumentalnego już wszak cyklu "Uczty Wyobraźni", cyklu, który prowadzi nas przez wyobraźnię absolutnie wybitnych twórców amerykańskich. Książki w "Uczcie" są trudne, niezwykłe, należy się nimi delektować, i mieć świadomość, że czasem lektura może nas przerastać. Miałam też tą świadomość tego przerostu, kiedy sięgałam po "Welin", z jego niesamowitą, przepiękną okładką i wybitnie lakonicznym blurbem. A potem, jednego poranka, przy herbacie, po spacerze z psem, zasiadłam wygodnie, otworzyłam książkę... i przepadłam. Absolutnie, totalnie i z pełnią świadomości, zupełnie jak Reynard Carter, jeden z głównych - a może ważniejszych - bohaterów "Welinu". O tak. Lektura trudna, lektura wielowymiarowa, absolutnie wspaniała. Bardzo trudna, warstwowa, nie dla każdego czytelnika - wiele osób się odbije już na samym początku. Ale jeśli lubicie dziwne, przeplatające się, senne wizje... Cóż mogę powiedzieć dalej? A tak. Zapraszam na krótkie podsumowanie chaosu!
_________________________________________________________
Zaczyna się niewinnie. Od poznania Cartera, owładniętego pragnieniem zdobycia tajemniczej książki, zwanej Welinem. Włamuje się więc do biblioteki uniwersyteckiej i... świat przestaje istnieć. Przestaje istnieć świat w tej powieści, nie ma tu niczego, co jest znane i stałe nie ma stałości i pewności, a my wraz z narracjami skaczemy, przenosimy się, z miejsca na miejsce, z postaci do postaci, z sytuacji do sytuacji w dziwnym, onirycznym, szalonym świecie i wyobrażeniach, które niczym szalone sny prowadzą nas dalej i dalej. Przemierzamy czas i przestrzeń, poruszamy się po Welinie, poszukujemy aniołów i demonów, uciekamy przed nimi i jednocześnie je ścigamy. A jednocześnie wędrujemy z antycznymi, starożytnymi eposami, schodzimy do piekieł i świata ciemności, walczymy, płaczemy, kochamy...
O matko bosko książkowsko, co to była za książka! Co to była za niesamowita podróż! Hal Duncan od razu, na dzień dobry rzuca czytelnika w swój świat, absolutnie niezwykły, oderwany od wszystkiego, szalony, kosmiczny, podkreślam, oniryczny - taki senny, dziwny, umykający możliwości określenia. I nawet teraz, dzień po skończonej lekturze, nie wiem, jak mam się wypowiedzieć, bo z jednej strony, jestem po prostu zachwycona. Z drugiej, mam w głowie mętlik, chciałabym znów sięgnąć i poznać losy Fianna, Phreedom, Thomasa... Chcę śledzić ich historię, zobaczyć, gdzie są enkin, śledzić losy anioła i zbuntowanego diabła, chcę poznać losy bitwy, która dzieje się dziś, wczoraj i jutro, chcę... Uffff. Bardzo dużo chcę.
"Welin" to zdecydowanie książka, która nieprzypadkowo trafiła do "Uczty Wyobraźni", serii wydawniczej MAGa, w której prezentowane są chyba najlepsze utwory amerykańskiej literatury fantasy i SF. I to faktycznie, "uczta" była jakich mało. Ta książka nie zawiodła, choć zmusiła mnie do śledzenia różnych wątków, różnych wydarzeń i sytuacji, które czasem wymuszały na mnie sięganie po telefon, by zrozumieć, co właśnie się stało. Wielowątkowość, mnogość wydarzeń, szalona struktura historii... no to mnie absolutnie urzekło. Do tego jeszcze autor serwuje nam mitologię - anioły i demony, jakże chrześcijańskie i znajome chyba każdemu, by nieoczekiwanie przenosić się do Sumeru i z Inanną schodzić do podziemi, później mamy Prometeusza w okowach - no mitologia przeplata się tu z fantasmagorią, gra na emocjach, nie pozostawiła na mnie absolutnie suchej nitki. Autor absolutnie genialnie operował tymi motywami, wplatał je w najmniej oczekiwanych momentach, sugerował nam, którzy bohaterowie są konkretnymi, mitologicznymi postaciami, ale ich losy są przeplecione współczesnymi wariacjami życia.
Tak, "Welin" to książka trudna, powiedziałabym, że nawet bardzo. To nie jest pozycja dla każdego, tu szalona konstrukcja, narracja, która wydaje się co akapit zmieniać, skakać między wydarzeniami i postaciami, potrafi drażnić. Przygotowując się do tej opinii, przeleciałam sobie przez cudze zdania - i wiele osób niestety, ale nie zrozumiało, co Hal Duncan chciał przedstawić. Niezrozumiałe, poszarpane obrazy, jak obrazy Beksińskiego, niezrozumiałe, chaotyczne, choć piękne, trzeba je jednak... rozumieć. Choć mi się "Welin" bardziej kojarzy z... "Guerrnicą" Piccasa - kontrolowany chaos, dziwny, szalony obraz, krzyk rozpaczy w wojnie, ale jednak kontrolowany, i na swój sposób wspaniały. Trzeba się z tą lekturą zrozumieć, trzeba podejść do niej spokojnie, bez pośpiechu, bez nacisku, że "muszę". Odłożyć, jeśli coś jest nie tak, odpocząć, odsapnąć, zebrać myśli. Duncan bowiem bawi się z czytelnikiem, odziera nas z godności, z literackiego spokoju i pewności, że wszystko będzie dobrze. To szalone, szalone sny.
A jednocześnie coś jeszcze. Pokaz walki dobra ze złem, upadku i podniesienia się, próby ukazania, że mimo beznadziejności sytuacji jest nadzieja. A może - choć może to za mało - jest to też powieść pacyfistyczna, wołająca, wręcz krzycząca o tym, że przemoc to zło. Że przemoc nie niesie niczego dobrego, że wojna nie przynosi rozwiązań. Wojna, przemoc... Nie. To nic dobrego.
A co z postaciami, bohaterami? Oni są. Przenikają strony, a my za nimi, przenikamy, podążamy, śledzimy wydarzenia, przeżywamy przeszłość i teraźniejszość, jesteśmy, ale zaraz znikamy. Archetypy przenikają się, przeplatają, szybko możemy stracić orientację o kim czytamy, ale to właśnie jest w tym wszystkim niesamowite. Tak, ja to kupiłam, ten dziwaczny, chory sen, te postacie, które poszukują się, gubią, gonią, kochają i nienawidzą jednocześnie. Uwaga, mini spojler - mamy wątek homo. Nie jest on jakiś zabójczy, nie dominuje, ale przewija się kilka razy, osoby wyczulone, czujcie się uprzedzone.
No i ta okładka. Cudowna. Absolutnie cudowna, zachwycająca, sugestywna, strona ze starego rękopisu. Sugerująca, co nas może czekać. A może i nie.
Uprzedzam jeszcze - "Welin" to pozycja, która jest trudnodostępna, z drugiej ręki bardzo kosztowna, i na bank nie spodoba się każdemu. To pozycja, która ma wiele "drugich den" i przeplata się w sobie wieloma wątkami. Niejednokrotnie ten magiczny, fantastyczny, trochę alkoholowy i senny świat porywał mnie bez końca, bym za chwilę czytała znów i znów te same akapity tylko po to, by wyłapać sens. Ale dawałam się porwać. Bo tylko dając się porwać, nie analizując, można się zachwycić i zrozumieć, dlaczego "Welin" stał się książka tak zachwycającą, tak niesamowitą... i tak pogardzaną.
W całokształcie "Welin" to niesamowita podróż po dziwacznej krainie snu i jawy, po świecie, w którym nic nie jest prawdziwe, a jednocześnie wszystko jest rzeczywiste. To lektura trudna i nie dla każdego, ale jednocześnie to "uczta", która zostawia nas z niedosytem, z poczuciem, że przeczytało się coś naprawdę niesamowitego, pokręconego i dziwnego. Bez porządkowania prób fabuły, bez prób podporządkowania się logice, ale po prostu idąc prosto za ciosem, w ten niesamowity, antywojenny sposób poddając się fabule. Tak, to zdecydowanie, pozycja dla wytrwałych, ale za to jaka - ahh, wspaniała, niesamowita, szalona, koszmarna i piękna zarazem. Wspaniała i fascynująca.
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz