sobota, 29 marca 2025

30/2025 - Dawid Dołba, Bazug

Gwiazdek:
 3

AutorDawid Dołba
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Teresa Dołba
Data polskiego wydania: 11 marca 2025
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: - 
Kategoria: literatura młodzieżowa
Długość: 22 minuty
Wersja: cyfrowa/YT
Oprawa: -
ISBN: 9788397065017
Język: polski
Cena z okładki: -
Tytuł oryginalny: -

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Zostałam poproszona, by przesłuchać i ocenić krótki audiobook. Cóż mogło pójść nie tak, zapytacie, przecież patrząc na okładkę, swoją droga, naprawdę uroczą, można uznać, że to audiobook dla dzieciaków, więc spokojnie, poświęciłaś chwilę, przesłuchałaś i kurtyna. Hah, dobre sobie... Musiałam przesłuchać kilka razy, żeby wszystko wyłapać, a i tak mam wrażenie, że momentami szare komórki mi ogłosiły strajk i one nie będą sięgać po "literaturę" (celowo w cudzysłowie, bo to jednak audiobook) dziecięco-młodzieżową, w której logiki ze świecą szukać, przekleństwa sypią się zaskakująco często i nie mają uzasadnienia w treści, a próba zrozumienia, co słucham, zakończyła się wielkim znakiem zapytania i próbą przesłuchania nie tylko głośniej, ale i trzy razy. Cóż, wjechało mi "confused unga bunga" i chyba wracam do trochę poważniejszych lektur... Uwaga, jestem zła i nie będę tego ukrywać.

_________________________________________________________

Bazug to nastolatek, wychowywany w domku na odludziu, przez babcię Różę, szeptuchę - a może wiedźmę? Nie ma rodziców, nie ma znajomych, dzieci się z niego nabijają i traktują jak worek do bicia, więc nasz g(ł)ówny bohater w zasadzie nie bardzo umie w kontakty międzyludzkie. Okoliczne dzieciaki traktują go jako worek do bicia. Ma jakąś tam koleżankę, która "nigdy nie była z chłopakiem w lesie", a co więcej "chciałaby z Bazugiem "zbierać jagódki". Kiedy chłopak mówi to jej ojcu, ten wpada w słuszny skądinąd gniew, i koniec końców młodziak zostaje wygnany. Otrzymuje od babci płaszcz, informację, że ma sobie "poszukać pracy na morzu" i tyle go widać. Chłopak zachwyca się buczącymi sowami, wędruje sobie po lesie, aż trafia na trzech "rycerzy" i bosą, ale czarnowłosą śliczną dziewczynę, którą ci wiążą, siedząc na niej, i obrywają z ubrań, i toczą na brzuch i plecy i w końcu wsadzają na konia. Chłopak rycersko staje w jej obronie, z płaszcza wyciąga magiczną runę, pozbywa się przeciwników, i już leci do ślicznej dziewczyny, kiedy ta mówi, że powinien zaatakować ją, bo ma paszczę pełną ostrych zębów... i na tym się wszystko urywa.

Koniec, finito. 22 minuty naprawdę kiepskiego lektora (lektorki w zasadzie), próby zrozumienia fabuły rozbijały się o dziury logiczne i fabularne, tragicznie napisany tekst (no, nie oszukujmy się, nie był to tekst najwyższych lotów) a moja frustracja z każdą chwilą rosła. Ale po kolei, zanim przejdziemy do rozebrania na części fabuły, to może tak. Po pierwszy przesłuchaniu tego audiobooka wyglądałam mniej więcej w taki sposób:


Dosłownie. Mój umysł nie umiał przetrawić tego, co właśnie słyszałam, i musiałam nie tylko przesłuchać raz jeszcze (a w zasadzie 3 razy), dając sobie znacznie wyższą niż uznawalną dla siebie głośność, to jeszcze co kawałek zatrzymywałam się i cofałam o kilka sekund, żeby przesłuchać kolejne fragmenty raz jeszcze. Z 22 minut zrobiły mi się 3 godziny zmarnowanego życia na bardzo słabą opowiastkę. Zacznę może od faktu, że mam zastrzeżenia do lektorki - kiedy miałam ustawioną głośność na swoim preferowanym poziomie, wyraźnie miałam sinusoidę - raz ciszej, raz głośniej, lektorka znikała mi po prostu w słuchawkach. Strasznie wkurzające, zwłaszcza kiedy dochodziło do ogarnięcia, że ta czyta nowe zdanie. Albo nowy akapit. Dopiero kiedy głośność podciągnęłam w górę - było płynniej. Ale nadal nieidealnie. Lektorka próbuje wczuwać się w postacie, modeluje i akcentuje głos, ale wychodzi to nie do końca profesjonalnie. Zwłaszcza przy scenach ze zbójcami. 

Co mnie w ogóle tu boli, to język. Polska język trudna języka. Dosłownie. Mam wrażenie, że autor bardzo chciał pokazać się umiejętnością poprawnej polszczyzny, ale wyszło to dość kiepsko. Przykładów można liczyć po prostu co niemiara. Buczące sowy, odmierzanie odległości w stajniach (tak, STAJNIACH, takich dla koni), karczma słynna z występów minstreli... ale mamy w niej burd@l. tru story z audiobuka. Mamy tu potężną ilość przekleństw i, co tu dużo mówić, nawiązań do erotyki w sposób wręcz chamski. Pani w karczmie (przypominam, tam mamy dom letkich obyczajów) proponuje głównemu bohaterowi TOWARZYSTWO, a ten odmawia, bo... się śpieszy i dlatego nie może zawiązać pierwszej w życiu przyjaźni z człowiekiem... CO JA SŁUCHAM!? Podkreśla się, że chłopak jest dzieckiem, dorośli patrzą na niego "jak na łajno na bucie", ale gdzieś tam dalej sugeruje się nam, że to nastolatek. Jakby się uprzeć, to mogłaby z tego wyjść afera podobna jak ta, której "gwiazdą" jest autorka 'Daddy's litte toy"... Dzieci go biły na kwaśne jabłko, bywał w zabawach tylko potworem albo koniem, ale głównie był workiem do bicia. Logiczne. "Blizny są lepsze niż ludzie, bo blizny zostają z tobą do końca życia". No... nie? Można by to jakoś wyjaśnić, odkręcić, przekazać słuchaczowi jakieś mądre słowa, że choć są blizny, to jednak może się uda jeszcze, będzie dobrze...? W wieku 13 lat nasz bohater zostaje zaciągnięty do pracy na farmie łysego osiłka o bujnym, rudym owłosieniu na rękach. Znów mamy sugestię karczmy z towarzystwem. Ale chyba najbardziej rozbraja mnie fakt, że 13-14 latek słyszy, że "Daria nigdy nie była z chłopakiem w lesie" czy z tą córką gospodarza ma iść "na zbieranie jagód". Oczywiście, nasz bohater na mało ciekawe aluzje karczmy mówi, że woli iść z Darią "na jagódki". To skutkuje tym, że młody musi uciekać z domu. Mamy absurdalne opisy podróży, krajobrazu, dźwięków, niedźwiedziej "kolacji", która jest efektem końcowym procesu trawienia (spojler, wdepnął w to, potem wypaćkał sobie płaszcz, bo... klęczał na butach)... I tu, dopiero kiedy zaczyna się scena w lesie, myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Autor opisuje scenę ataku na jakąś kobietę, związaną, i mamy wyraźną sugestię czynu na g. Stopy szaleńczo wierzgają, ryjąc ziemię, powoli i dokładnie oblizujemy wargi, zdzieramy z dziewczyny ubranie, potem całkiem nagą przewraca się na brzuch, potem na plecy i dopiero wówczas zwracają uwagę na chłopaka. Czy tylko ja widzę tu po prostu dawkę głupoty? No i to "branie na buty" choćby...

Akcja jest naiwna, głupiutka i przypominająca bardziej książeczki dla dzieci, ale sposób narracji, sposób pisania... no nie. Mieszanie erotyki, przekleństw i naprawdę bardzo źle prowadzonej narracji, pokazującej, że no - niestety - warsztat autora jest słaby. Pisanie fantastyki niestety nie polega na wymyślaniu sobie fantastycznych scenek, ale... na ćwiczeniach. Na warsztacie, ćwiczeniach i ćwiczeniu warsztatu. Tu tego nie ma - tu po prostu mamy chaos, mamy bardzo kiepską polszczyznę. Logika zdań rozbija się na ich konstrukcji i sposobie składania. Dziury fabularne, dziury logiczne, całość wygląda na niedokończoną, napisaną na kolanie, chaotyczną i "byle tylko było". No niestety, ale to mnie kompletnie nie kupiło. Przypominało mi to raczej... hm, wypracowanie w podstawówce, gdzie trzeba opisać fantastyczną podróż, ale uczeń pomysłu nie ma, niżli faktycznie jakieś opowiadanko, które ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie. 

Plusik za okładkę, bo ta jest naprawdę urocza, choć ten zegar z obrazu Dalego... Znaczy, rozumiem, do czego to nawiązanie, jednak mimo wszystko, jest on elementem, który chyba jako jedyny, nie jest całkowicie spójny z całością. No ale, ok, może taka wizja - na pewno okładka przyciąga uwagę i cieszy oko swoją pewnego rodzaju "urocznością", i na pierwszy rzut oka miałam skojarzenia z młodym Kopernikiem :D Ale okładka nie czyni całości jakością super, niestety. 

A jak z postaciami? One tu... nie istnieją. Mamy imiona, mamy jakiś opis wyglądu, ale tyle. Bazug jest wysoki, babcia mała, gospodarz łysy, nieznajoma z lasu bosa i z czarnymi lokami. Już w pięć minut po zakończeniu słuchania kompletnie nie wiedziałam, jak się kto nazywa, kim jest i co robi, i niestety, nie ułatwiały tego akcenty narratorki. 

Oj brakowało mi tu wiele, bardzo wiele, zarówno pod względem warsztatowym (pisarskim) jak i lektorskim - bo te sinusoidy głosowe brzmiały, jakby lektorka podczas czytania się kiwała w przód i tył do mikrofonu. Gruzłowatość tekstu, zdania "po polskiemu", przy których nie raz musiałam się cofać po kilka razy, żeby zrozumieć, co właśnie usłyszałam i jaki ma to sens, opisy, które nijak nie pasowały mi do książki "młodzieżowej", przekleństwa i aluzje keksualne. Doceniam chęć autora do pisania fantastyki, ale póki co - bardzo daleka droga przed nim. Ćwiczenia, pisanie, ćwiczenia i pisanie, i powinno być lepiej, jednak na pewno nie ma co iść taką drogą. No, znaczy, wszystko lepsze, niż książki wydawane przez moje "ulubiene" wydawnictwo, niemniej jednak... mogłoby być o wiele lepiej ;) 3 gwiazdki to suma łączna za okładkę i mimo wszystko, próbę pisania, jedna to lektorka i sinusoida czytelnicza. Więc nie jest źle.

Podsumowując? Nie jest to audiobook zły, bywały gorsze (o wiele gorsze), ale nie jest to coś, co zachwyca. Jest słabiutko, jest nijak, ani fantastycznie, ani baśniowo. Jest trochę nijako, i choć każdy pisać może, to jednak język polski mamy tak piękny i bogaty, że wartałoby - przed wydaniem nawet audiobooka - przedstawić tekst komuś, kto całość przejrzy, wyłapie błędy i je poprawi. Może nie tyle poprawi, ile wyłapie i zasugeruje zmiany, żeby język był bardziej zrozumiały i polski a błędy mniej absurdalne... Niemniej jednak, za autora trzymam kciuki, bo potencjał dostrzegam. 

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz