KiB w sieci

sobota, 15 czerwca 2024

44/2024 - Richard Swan, Sprawiedliwość królów

Gwiazdek: 3 

AutorRichard Swan
Tłumaczenie: Gabriela Jakubowska
Wydawnictwo: Mag
Data polskiego wydania: 19 października 2023
Data oryginalnego wydania: 22 lutego 2022
Cykl / seria: Imperium Wilka (tom 1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 432
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda
ISBN: 9788367793353
Język: polski
Cena z okładki: 55 zł
Tytuł oryginalny: The Justice of Kings

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Historia sir Konrada Vonvalta opowiadana oczami jego dwudziestoletniej podopiecznej, Heleny Sedanki, uczącej się na Sędziego. W tle wojna, zawieruchy, spisek, śledztwo i kryminalna zagadka do rozwiązania. To wszystko brzmi bardzo dobrze i niemal kusi, by po to sięgnąć. W końcu mamy i Imperium, i magię i intrygującą fabułę, więc co może pójść nie tak? No cóż. Wszystko? Niestety. Wszystko tu poszło mocno nie tak, a ja, miast czerpać z lektury przyjemność, miałam ochotę po prostu rzucić ją w cholerę i zapomnieć o jej istnieniu. Dlatego też, starając się dociągnąć do końca "Sprawiedliwość" zdołałam w dosłownym "międzyczasie" pochłonąć 4 inne książki, w tym ciągnącą się niemożliwie "Bezgwiezdną noc"... 🙈

_________________________________________________________

Dobre to złego początki - historia zaczyna się bardzo dobrze. Mamy oto Sędziego wraz z pomocnikami, który ma za zadanie sprawdzić pogłoski o pogańskich rytuałach w pewnej wsi. Pogłoski okazują się prawdą, kara wymierzona, możemy ruszać dalej, ale to tylko początek góry lodowej, która na bohaterów sunie. Zatrzymują się bowiem w jednym mieście, w którym doszło do morderstwa na żonie pewnego prominentnego mieszkańca - trzeba odszukać winnych, co wcale nie jest takie łatwe, jak może się wydawać. Do tego dochodzą kłopoty, Sędziowie przestają być prawem w Imperium, pojawiają się Psychopatyczni Krzyżowcy Templariusze, a Helena i sir Konrad znajdują się w poważnych tarapatach...

Początkowo historia jest płynna i wciągająca, choć Helena narratorem jest średnim - od samego początku po prostu mi nie pasuje. A potem staje się tylko gorzej, z chwilą, kiedy przybywają do Galen's Vale - bogatej, nadmorskiej, skutej zimą osady, w której zginęła żona sir... Radomira? Chyba. Szczerze, nie wiem, już nawet dobrze nie pamiętam. I nie chcę pamiętać, bo zwyczajnie, nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, z całkiem płynnej, lekkiej historii całość zamienia się w dziwną, kanciastą i nijaką, trudną do czytania. Zupełnie, jakby wstęp pisał już całkiem ogarnięty pisarz, ale potem jego miejsce zastąpił debiutant z Wattpada (o tym później). Wszystko się nagle posypało, wątek śledztwa i kryminału zszedł na drugi plan (albo i trzeci), siły paranormalne niby są, ale jednak ich nie ma, a nasza heroina (nie mylić z białym proszkiem, który może być mąką) przeżywa rozterki moralne na poziomie dwunastolatki, która nie wie, czy jeszcze kocha Myszkę Miki czy już nie, zamiast dwudziestolatki, która została osierocona w dzieciństwie i musiała sobie radzić na ulicy sama.

W powieści jest masa luk, fabularnych głupot i nieścisłości. Co gorsza, w teoretycznie fantastycznym świecie, innej wersji Europy, jak można by zrozumieć - nagle pojawiają się zupełnie europejskie nazwy. Tak, drażniły mnie te "szkockie sztylety", "lunche"... przecież można by znaleźć na to fajny odpowiednik! Ale zabrakło tu fantazji, ewidentnie. No i jeszcze na siłę wciśnięty wątek romantyczny - nasza hirołina zakochuje się, oczywiście z wzajemnością w chłopaku, którego widzi może pięć razy, spędzają razem wieczór z jego ojcem, potem upojną noc, a na koniec on rusza ją ratować, i w efekcie tego ginie, rujnując tym samym jej marzenia (sic!) o życiu z nim w mieście i byciu zwykłą żoną zamiast super-Sędzią. Ten wątek był tak bardzo odklejony od rzeczywistości, że to wręcz niemożliwe, że tak się da. 

Kolejnym, potężnym zastrzeżeniem dla mnie jest samo wydanie. Ok, twarda oprawa, piękna grafika na niej... i na tym się kończy. Książka ma nieco ponad 400 stron, z czego 16 to reklamy, mapa, podziękowania - a jest to tak napompowane, że to nie do uwierzenia, że taka maleńka ilość kartek to... 2 mm. Powie ktoś, że to wcale nie jest dużo. No, nie jest, ale jeśli weźmie się pod uwagę ILOŚĆ kartek, to jest to sporo. Przechodzę więc do meritum - zapłaciłam 55 złotych za SZTUCZNIE NAPOMPOWANĄ ilość stron. Papier jest kiepskiej jakości, gruby, a brzegi ucięte wyraźnie stępioną gilotynką. Szczerze? Spodziewałam się po wydawnictwie znacznie lepszej jakości, choć już dawno przywykłam do ich iście średniowiecznych metod wydawania, komunikacji z czytelnikami i wysyłką... Nie mniej, przykrym jest to, że płacę za sztucznie napompowany twór, który wcale nie jest jakiś szalony.

No nic no. Postacie. Postacie... są. Tyle mogę o nich powiedzieć, ale absolutnie żadnej nie zapamiętałam jakoś specjalnie, żadnej nie polubiłam. Mary-Sue Helena, która zmienia zdanie szybciej od chorągiewki na wietrze, sir Konrad, któremu brakuje charakteru, albo Bressinger, który albo chleje albo stara się kpić z narratorki w sposób nastoletni. W zasadzie nie bardzo mogę cokolwiek o kimkolwiek powiedzieć, może poza faktem, że gdybym grała w wyzwanie alkoholowe i piła za każdym razem, kiedy Helena płacze, mówi, że ktoś jest "otulony" albo że jej zimno, prawdopodobnie szukałabym dawcy nowej wątroby. Kierowana kaprysami nastolatki jest po prostu nijaka, a co gorsza, na koniec książki dowiadujemy się, że spisywała swoje wspomnienia. Na litość boską - pokażcie mi osoby z taką super pamięcią, że odtworzy się każde słowo kropka w kropkę!...

Tłumaczenie nie było złe, ale brakowało mi tu polotu, zabawy słowem, lekkości - czytało się nieźle, ale podejrzewam, że przez ten płytki, kanciasty styl autora - ciężko było wyciągnąć coś więcej. No i wspominałam coś o Wattpadzie, prawda? W nocie o autorze wyraźnie jest napisane, że pan Swan napisał jedną książkę (sic!), którą chyba (?) wydał, a później, dużo później, bo 17 lat (i podobno 17 książek) później napisał "Sprawiedliwość królów". Jeśli tak było faktycznie, to musiał pisać mocno do szuflady, skoro dopiero przy okazji tej książki go poznałam. Taki wattpaddowy pisarzyna!

Ogólnie, "Sprawiedliwość" nie byłaby książką złą, czy przeciętną, gdyby została bardziej dopracowana, a główna narratorka mniej infantylna i głupia. Po prostu. Zupełnie mnie nie przekonała do siebie, a opowiadana przez nią historia szybko stała się mało zrozumiałym źródłem frustracji dla mnie, kiedy próbowałam zrozumieć, co się dzieje, dlaczego się dzieje i po co się dzieje. Absolutny chaos, wszyscy przeciw głównym bohaterom, ale oczywiście, niczym bohaterowie Marvela, sobie radzą... Nie wiem, czy sięgnę po tom drugi. Czy się zdecyduję. Na razie, nie jest to książka, która sprawiłaby mi radość, albo bym jej potrzebowała specjalnie...


A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz