KiB w sieci

czwartek, 27 czerwca 2024

50/2024 - Sierra Simone, Sinner

Gwiazdek: 3

AutorSierra Simone
Tłumaczenie: Urszula Musyl
Wydawnictwo: Papierowe Serca
Data polskiego wydania: 26 czerwca 2024
Data oryginalnego wydania: 2018
Cykl / seria: Zakazany owoc (Sierra Simone) (tom 2)
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Stron: 437
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383710433
Język: polski
Cena z okładki: 49,90 zł
Tytuł oryginalny: Sinner

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Jeśli po "Prieście", który w socjal mediach wywołał prawdziwe kałnado - nie oczekiwałam specjalnie wiele, bo i czego oczekiwać, tak po "Sinnerze" liczyłam na jednak coś lepszego. Cóż. Żadnego szarpania śledzioną, żadnego wyrywania wątroby, a o porywach macicy nie wspomnę - nie wiem, albo jestem po prostu już zbyt skrzywiona, czytałam już za wiele, albo po prostu - poprawność polityczna netflixowych tworów wjechała za bardzo i po prostu ta książka mnie zmęczyła... Uwaga, dziś rasistowsko, z niesmakiem i niechęcią oraz dawką spojlerów, bo żałuję zarwanej nocy. Nie warto było szaleć tak...

_________________________________________________________

Nie na darmoszkę już na wstępie nawiązałam do netflixowych tworów około poprawnie politycznych - niestety, albo i stety, ale zaliczam się do grona rasistów, którzy uważają, że pewne role w serialach, filmach czy spektaklach HISTORYCZNYCH jednak powinny odgrywać osoby o karnacji historycznie pasującej do epoki i terenów, gdzie się co wydarzy. I jak nie mam nic przeciw bzdurnym komediom, tak już opierające się o solidne historyczne tereny pozycje powinny zachowywać choć pozory rasowej i klasowej poprawności. Do czego tu piję? Nie, nie do elfów z Brooklinonu piję, bo wszyscy wiemy, że czarne elfy mają włosy białe i są DROWAMI z silnie zaznaczonym matrarchalnym systemem władzy (Lolth, zabierej tego pająka ode mnie, mam miotacz ognia w pogotowiu!...) ale do nieszczęsnych Brighertonów, o których już było nie raz i dwa w internecie. A dlaczego właśnie ta erotycznie krzywiąca (nie wmówicie mi, że "jaskinia rozkoszy" nie brzmi w romansie ze sceną łóżkową jak dobry cringe), koszmarna saga Julie Quinn mi właśnie przychodzi do głowy? Ano dlatego, że nasz główny protagonista MA CAŁE REGAŁY podobnych książek i je czyta z podziałem na głosy. A do tego rozdziewicza młodszą od siebie niewinną pannę. Brzmi znajomo? Świetnie, to teraz jeszcze to, że długo stara się unikać zbliżenia z ZENOBIĄ (Zinny to skrót od imienia Zenobia!), bo to siostra jego przyjaciela. Co prawda od czasu śmierci siostry nie rozmawiają z sobą specjalnie, ale to still przyjaciel. Tylko ja widzę tu nawiązania do wspomnianego przeze mnie chwilę wcześniej koszmarku?

No. Fajnie jest, prawda? Dodajmy do tego, że Sean jest absurdalnie bogaty, absurdalnie przystojny, absurdalnie idealny, absurdalnie idealny, wspominałam, że idealny? A, i bogaty. Normalnie, rekin biznesu, każda panna jest jego, bez względu na cokolwiek. Ale kiedy widzi ZENOBIĘ w CZERWONEJ SUKIENCE (serio? Poppy 2.0?), to już mu cała krew spływa w jedno miejsce i wie, że nie spocznie, póki nie zamoczy. I nie, nie chodzi o palce w wodzie święconej. By sobie ulżyć, albo pomaga chorej na raka matce w szpitalu, gdzie czyta pacjentom onkologicznym kolejne przygody pirata zabierającego dziewictwo kolejnej pannie - i ma przy tym wyrzuty sumienia. Sean nie pirat. A jak nie, to idzie do luksusowego burdlu, gdzie sobie korzysta ile wlezie z równie luksusowej pani niekoniecznie lekkich obyczajów. Ale wszystko sprowadza się do tego, że ZENOBIA - bo to ona jest zakonnicą, bo to z nią ma negocjować, i w ogóle, obsesja granicząca z syndromem sztokholmskim. Ale przez niemal pół tomu nie może zamoczyć, więc albo korzysta z burdla albo z własnych palców - i w tym momencie pragnę złożyć autorce gratulacje za bardzo uważne oglądanie filmów z golden passem pewnego Huba, który w pierwszej części członu nazwy ma literkę "P". Od momentu, kiedy już dochodzi do zbliżeń, są one napisane tak niesmacznie, tak żenująco i tak kiepsko, że chyba tylko jakieś Chomiczki XXX albo inne podobnego typu strony służyły pomocą.

Przepraszam bardzo, ale ile razy można czytać o "sterczących s@%$ach, c&#ce, albo 👺tak wielkim, że u jego podstawy nie dało się go objąć jedną ręką"? I tak przez pozostałą połowę tomu. Na przemian, zachowują się jak króliki, gdzie niektóre sceny po prostu wyglądały jak żywcem przeniesione z filmików dla dorosłych, albo jak króliki, i tylko czasem mamy już wspomnienie o matce, pracy, problemach, czy innych, niepowiązanych z króliczą czynnością rzeczami. Nie ma tu wiele akcji, sztuczna pompka w postaci króliczych dodatków nijak nie sprawiała, że było mi smutno, przykro czy cokolwiek takiego. Wręcz przeciwnie, momenty, w których chyba miałabym się wzruszyć - miałam wielkie MEH. Jeszcze większe meh miałam przy wspomnieniach, jak to czarnoskóre osoby są smutne i zapomniane, i jak się je szkaluje w mediach. Ojej jej! Króliczki. Mama ma nawrót choroby - króliczki. Przeciwnik w firmie maca Zenobię - króliczki. Zenobia idzie do zakonu - zgadnijcie co. KRÓLICZKI! I nie, ostatecznie dziewczyna nie złoży ślubów zakonnych, tylko zaciąży i zostanie żoną największego króliczego pana po tej stronie Amuriki, czyli Seana Bella!


Postacie... o postaciach nie powiem za wiele. Sean Bell to zadufany w sobie palant, który najwyraźniej wiagrę łyka jak dzieci bobovit. Jest jak połączenie Supermana z Batmanem i wbity w strój Aquamana, najlepszy, naprzystojniejszy, najidealniejszy, a reszta to płotki. Zenobia to zdesperowana studentka, która wyraźnie musi przejść przez etap: "potraktuj mnie jak jedną z tych panien z klubów dla dorosłych", ale oczywiście jest idealna, więcej niż chętna i bardzo pojętna. Reszta postaci jest po prostu, bo jest. Pełnią rolę tła. I tyle.

W całokształcie i założeniu ta pozycja nie byłaby zła, ALE... keks na keksie keksem pogania, dialogi sa infantylne, a całość ogranicza tylko do wątku "kontrowersji" i sprowadzenia zakonnicy na drogę erotyki. Nic, co mogłoby mnie zaskoczyć, zauroczyć, szarpnąć emocjami i wywołać łzy. Chyba, że ulgi. Że ten koszmarek został zakończony. Czy sięgnę po tom trzeci, który opowiada o gejach? Nie wydaje mi się. Zarówno tłumaczenie jak i treść książki była po prostu miałka, nijaka i taka se. W zalewie pornotyki - z pewnością znajdzie się coś ciekawszego. Ale nie zabronię nikomu sięgać i po to, bo okładka urocza, treść na blurbie brzmi nieźle... Ale to wszystko. 

Czy polecam? Nie.


A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz