KiB w sieci

poniedziałek, 11 września 2017

142. Grzesznik - Artur Urbanowicz

Kocich łapek: 10
czytałam: 1 dzień
tłumaczenie: -
wydawnictwo: Wydawnictwo GMORK
data wydania: 7 sierpnia 2017
cykl: -
seria: -
kategoria: horror
stron: 473
wersja: e-book/posiadam
oprawa: - 
ISBN: 9788394560454
cena z okładki: -
tytuł oryginalny: -  

 Zapomnijcie o Kingu. King to przeżytek, relikt przeszłości. Piszący wtórnie i nędznie, nie potrafi już wzbudzić w czytelniku niczego poza niesmakiem. 

 Przywitajcie mistrza horroru, geniusza zła i kogoś, kogo autograf chcę mieć. Mimo, że zwykle gwizdam na autografy. I tak, mówię o panu Arturze Urbanowiczu, autorze "Gałęzistego", które wszak podbiło mi serduszko i sprawiło, że na nowo spojrzałam na thrillery i horrory łaskawie. Tym razem jednak "Grzesznik" sprawił, że miałam solidne obawy, aby spojrzeć w lustro...

 Marek "Suchy" Suchocki to "boss" (a w zasadzie szef) fikcyjnego, suwalskiego półświatka. Trzęsie całym miastem, ma swój klub i wpływy, ludzie solidnie się boją jego potęgi. Jednocześnie zaś jest mężem i ojcem, dbającym o bezpieczeństwo najbliższych, stara się spędzać czas ze swoimi podwładnymi jak kumpel, a dla dzieci jest w stanie nieba przychylić. A to, że jest bezwzględny i potrafi w sposób niemalże okrutny odzyskiwać swe długi...? Oj tam oj, szczegół. Pewnego dnia jednak dowiaduje się, że jego najgroźniejszy konkurent wychodzi z więzienia - co gorsza, wraca na stare śmiecie, do Suwałk. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, wraz ze swoimi wiernymi ludźmi postanawia raz na zawsze stawić mu czoło. Porachunki kończą się tragicznie – Marek spada ze schodów i doznaje silnego wstrząsu mózgu. Kiedy po tygodniowej śpiączce odzyskuje przytomność, okazuje się, że jego grupa została rozbita, a wszystkie pieniądze zarobione przez lata przestępczej działalności zniknęły. Jego przeciwnik, przez swoje brutalne i bezkompromisowe dokonania ochrzczony niegdyś przez media Grzesznikiem, daje się poznać jako genialny, niesamowicie inteligentny psychopata, który nie zna litości. Stawia Suchego przed wyborem – albo ustąpi, albo zostanie mu odebrane wszystko, czym tylko kiedykolwiek się cieszył. Na domiar złego, wkrótce po wypadku ujawniają się nowe, przerażające zdolności Marka… Ale to nie koniec. Suchy jest zdesperowany, aby odzyskać, co jego. Nie przypuszcza jednak, że jego nowy szef, który tak bezlitośnie pozbawił go wszystkiego, jest tak... PIEKIELNY...

 Zasiadając do lektury książki, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać - poza jednym, istnym pewnikiem. Autor z pewnością sprawi, że poczuję wzdłuż kręgosłupa DRESZCZ. Wielki, tłusty i czerwony. I podkreślony na dodatek, dokładnie tak, jak ten przed kropeczką. Mając w pamięci jego poprzednią, genialną książkę, wiedziałam, że dostanę właśnie to. I się, cholera jasna, nie rozczarowałam. Co więcej, dostałam więcej, niż chciałam! Mistrzu, ucz, jak pisać horrory! 

 Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że... kompletnie nie wiedziałam, o czym czytam! Nawet, szczytem lenistwa, nie spojrzałam na LC, o czym jest powieść... tylko radośnie wgrałam ją na czytnik i na drugi dzień zasiadłam. I przepadłam. Absolutnie i bezlitośnie, a autor grał z moimi emocjami jak wytrawny pokerzysta. Ale jednocześnie nie potrafiłam się oderwać. W żaden sposób. Pochłonięta śledzeniem losów Skały, pochłaniałam kolejne strony w zastraszającym tempie, czując się tak, jakbym oglądała a nie czytała te nasze doskonałe, polskie filmy z lat 90tych. Niemal słyszałam głosy tamtych aktorów - Fronczewski, Pazura, Sthur i cała gama innych aktorów, którzy królowali na ekranach polskich produkcji tamtych lat. Taki film w stylu "Chłopaki nie płaczą", ale bardziej mroczny, przerażający, z nutą horroru, która pod skórą trwa jak drzazga, której nie da się wyciągnąć i nie da się o niej zapomnieć. Absolutnie, dla mnie mistrzostwo! Idea połączenia gangsterskich porachunków i mafii z wątkiem metafizycznym - miód na serce, chcę jeszcze! Nie, nie będę opowiadać, co jeszcze. Dość, że mnie wbiło w fotel i zachwyciło. Mnie, osobę, która sądziła, że w temacie horrorów już mnie nie poruszy nic. Mhm... Jasne. Panie Urbanowicz, wielbię pana!

 Opętanie to temat rzeka. Ale jednocześnie mocno wyeksploatowany. Od egzorcyzmów Emilly Rose aż po najnowsze wersje podręczników dla egzorcysty - jest tego pełno. Artur Urbanowicz jednak wprowadził powiew mocnego odświeżenia tematu, a jednocześnie zmienił schemat, nie był to tylko horror, ale i thriller, zabawa psychologiczna z bohaterami ale i z czytelnikiem. A wszystko to w pięknych, suwalskich okolicach. Z jednej strony poważna narracja, która absolutnie oblepia umysł, omamia i sprawia, że człowiek nie wie, co się dzieje... a z drugiej strony mamy mruganie okiem do czytelnika. Metody manipulacji, psychologia i prosty strach mieszają się ze sobą w obłędnej mieszance. To istna karuzela: raz ironicznie, że czytelnik się uśmiecha, a za chwilę poważnie i z dreszczem na plecach. A wszystko kręci się wokół tematu opętania, które... A nie, nie tak szybko. Powiem tak: do samego końca nie mogłam uwierzyć w to, co czytałam. Absolutnie, całość zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, metody wpływania na umysł, choćby czytelniczy, narastający wokół mrok i niepokój, poczucie zagrożenia... to wszystko sprawiało, że im więcej czytałam, tym byłam bardziej zaniepokojona, ale i zainteresowana, co dalej. Bo co chwila mnie coś zaskakiwało. Owszem, motyw z Ulką w szpitalu i ta rozmowa, ta... jasność (czytający wiedzą, o co chodzi, chcący przeczytać: nie ma spojlera!) - troszkę mnie raziła taką niemal infantylnością, wydawała się wręcz śmiesznie banalna. Jednak zestawiając z sobą całość mówię: WOW. Nieźle zbalansowano dzięki temu całość. Plus kolejny!

 Dobra, dość tego dobrego, bo mam szczerą chętkę walnąć spojlerami, a tego wolę uniknąć... Dość, że manipulacja jest tu mocna, ale zupełnie niezauważalna. Dopiero na sam koniec orientujemy się, co się działo... i trudno w to uwierzyć! No, mistrzostwo! Po prostu, mistrzostwo! 

 Bohaterowie... przyznaję, że byłam zachwycona tym, co widziałam. Autor nie bał się krzywdzić, ranić i zabijać. Postacie były wyraźne, niemal namacalne i żywe. Śmiało mogłam powiedzieć, że takich postaci mijamy na ulicy dziennie co najmniej kilka, jak nie kilkanaście. I w zasadzie, jedyny zgrzyt, jaki w postaciach odnotowałam, to... matka Skały. Niestety - ale tu się mocno uczepię. Mam bardzo mi bliską osobę chorą na Parkinsona. Sposób przedstawienia choroby przez autora był bardzo, oględnie mówiąc, kiepski. Brakowało mi tu pewnych kwestii - jednak z drugiej strony, chodzi o postać drugoplanową. Więc przymykam na to oko, bowiem w całokształcie pan Urbanowicz wykazał się świetnym talentem do obserwacji świata i przelewania ludzkich zachowań i - nie bójmy się tego słowa - ułomności, na karty powieści.

 O okładce nie mogę wiele powiedzieć, ale ze zdjęć - podoba mi się bardzo. Sugestywna. Mocno.

 Podsumowując, "Grzesznik" to świetna książka, wciągająca i przerażająca. Grająca formą, zmuszająca czytelnika nie tylko do śledzenia fabuły ale i przemyślenia pewnych swoich spraw. Książka, którą się "połyka", która zmusza nas do zastanowienia się nad wszystkim, do przemyśleń i analizy własnego egoizmu... 

 Ci, którzy się zastanawiają, niech przestaną. I z miejsca sięgną po "Grzesznika". Bo nie pożałują...

 Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorowi, Arturowi Urbanowiczowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz